Panie Marienty, gdyby moja królowa doczytała taki wpis, to prawdopodobnie nigdy by już nie zadzwoniła. A nie wykluczone, bym już nigdy jej nie zobaczył:))) Jeżeli chodzi o wędkarski grudzień, to grubo zaczął się pierwszego dnia miesiąca. Złowiłem pięknego sandacza i w kolejnych dniach kilka maluchów. Później trafiłem na okienko kleniowe, bo też kilka niewielkich trafiłem, by ostatecznie dorwać całkiem przyzwoity okaz. Próbowałem też łowić na lekko okonie i białoryb. Z trzech takich wypraw tylko jeden dzień jest wart wspomnienia. Złowiłem wtedy trzy ładne płocie, kilka okoni (w tym jeden lepszy), dwa krąpie i dwa sandaczyki. Teraz ociepliło się i mam ogromną ochotę spróbować jeszcze zapunktować sandaczem. Jednak tak silny wiatr bardzo mnie wstrzymuje. Być może ruszę litery i wieczorem zaglądnę na bulwary. Gdyby się nie dało wytrzymać, to trudno, przynajmniej sumienie nie będzie mnie gryzło, że nie spróbowałem. Będzie okazja łowić na ciężko z krótkiego podania pod burtę. Miałem już kilka potężnych strzałów z takiego podania gumy. Wiatr chyba mnie zmusi do obejścia strony, na którą ostatnio rzadko zaglądałem. Może to będzie ta noc?:)