Skocz do zawartości
przynęty na klenia     Dragon

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 24.11.2020 uwzględniając wszystkie działy

  1. Pierwszy raz od dłuższego czasu nastawiłem się na okonie. Metoda-boczny trok. Byłem blisko do wymiany jednego brakującego trzydziestocentymetrowego. W sumie złowiłem 6 sztuk a największe miały 2x28 i 1x29 cm. Teraz poczekam na lekkie ocieplenie. Zapowiadane poranne przymrozki nie dla mnie.
    6 punktów
  2. Dzisiaj ładna słoneczna pogoda bez wiatru więc zaliczyłem 2 godzinki (12.30-14.30 ) na miejskim odcinku Wisłoka . Przemieściłem się może z 60-80 metrów, łowiłem tylko na 5 cm kajtki na 1 gramowej głowce. Rzuty w dół z prądem , pod kątem 45 stopni do brzegu i powolne jednostajne ściąganie. Brań zaskakująco dużo Wyjąłem 8 kleni takich w przedziale 24-28 cm i 6 okoni z największym 28 cm. Miałem na wędce pięknego okonia grubo powyżej 30 cm ale wjechał w warkocz roślin i niestety wyczepił się. Woda już zimowa i przejrzysta więc przyjemność łowienia spora.
    2 punkty
  3. Sobota 21.11.2020 Wstałem późno i na ryby wybierałem się dopiero około 13:00. Tego dnia planowałem klasyczny feeder. Zawalna, Barki nie dość że przewidywałem sporą presję to i godzina już nie najlepsza na te miejscówki. Zacząłem rozważać, może Oławka, może za kleniem w centrum, może za Wrocław. Ostatecznie postanowiłem poświęcić parę godzin na przydomowy odcinek Odry. Szerokie koryto, bez główek, o przekroju trapezowym i głębokością 4-5m z lokalnymi przegłębieniami i górkami. Teoretycznie idealny odcinek zimowy lub wręcz cało sezonowy, jednak kapryśny gdyż uciąg jest zależny od jazu Rędzińskiego. Obecnie dość spory bo koszyczek 80g przesuwał o kilka metrów. Jednak już tak kiedyś łowiłem i da się ustawić ryby w określoną lokalizację. Początkowo drobnica - krąpie po 10cm, z czasem do czarnej płociowej zanęty zaczął wychodzić dedykowany gatunek i to właśnie płotki najczęściej okazywały się smakoszami czerwonej pinki. Około godziny odławiałem regularnie małe płoteczki, ale przy takim łowieniu ważna jest cierpliwość. Wzbogaciłem podawane koszyki o więcej pinki i rzeczywiści drobnica nasyciła się. W łowisku meldowały się regularnie płocie 20-25cm i pomiędzy nimi pojedyncze okonie. Okonie to dobry znak, bo często towarzyszom dużym płociom. Momentami w łowisko wpadało stado leszczy i zaliczałem 4-5 sztuk takich 30-40cm. Nie zostawały jednak na dłużej i nie walczyłem o ich zatrzymanie. Nęciłem stałym tempem, utrzymując mniej więcej jednolitą intensywność powstającej smugi zanętowej. Po 15:00 zacząłem wątpić. Niby ładne ryby, płoć 28cm wydawała się rybą dnia, ale nie czułem szansy na zimowe medalowe okazy. Dodatkowo otwarta przestrzeń gwarantowała intensywny wiatr, a to potrafi zmęczyć w chłodny dzień. Mamy porę roku gdy słońce zachodzi wcześniej i zbliżałem się do tej godziny. To ostatecznie był argument żeby zostać, bo jeżeli ma się coś wydarzyć to właśnie na godzinę przed zachodem jest ogromna szansa. Nie pomyliłem się, tuż przed 16 na dosłownie chwilę weszły duże płocie i odłowiłem dwie z nich. Smuga zanętowa zapewne była długa, więc nie miałem szans utrzymać ich w miejscu. Musiałbym inaczej przygotować mieszankę, a nie byłem na to nastawiony. Te dwa okazy są bardzo obiecujące, ale w poszukiwaniu rekordowych muszę jeszcze popracować. Niedziela 22.11.2020 Syna stęsknił się za karpiami. Ekipa z fb połowiła trochę mniejszych karpi na łowisku w Wilczycach i znając tą wodę, stwierdziliśmy, że rzeczywiście w późnojesiennym okresie jest tam sporo miejsc obiecujących aktywność tych ryb. Ja jednak mam już karpi dość w tym roku i postanowiłem pobawić się z innymi gatunkami klasykiem. Wziąłem dwa delikatne feedery, jednak nad wodą zmieniłem koncepcję. Jedną wędkę zmontowałem do klasyka a na kolejnej zrobiłem metodę. Wszyscy szukali ryby daleko od brzegu. Ja swój zestaw postawiłem tuż koło trzcin. Zdecydowały o tym następujące argumenty: - widziałem już jak karpie siedząc na głębokiej wodzie, "na stołówkę" wychodziły na płytsze okoliczne stoki i górki. - obok tych trzcin jest kilka głębokich dołów i spodziewałem się, że to z nich ryby będą startować. - przy samych trzcinach widziałem dwa spławy. Jeden agresywny (może szczupak a może spłoszony karpik), drugi "majestatyczny" - raczej karp. - Przy trzcinach było latem około 1,5m głębokości, a obecnie woda około 50cm wyższa, więc głębokość stołówki ok. Nie pomyliłem się. Jednak branie nie sugerowało karpia. Szczytówka drgała jakby krąp lub leszcz pokusił się o mikro kuleczkę skisłego masła. Najzwyczajniej zacząłem zwijać zestaw z myślą o wypuszczeniu przyłowu. I nagle opór. Po paru minutach ląduje 10,2kg: Był jeszcze drugi podobnych rozmiarów i z tego samego miejsca. Niestety złamała się stopka kołowrotka i mimo prób ratowania sytuacji we współpracy z synem, przy brzegu nastąpiła spinka. Na klasyka natomiast miałem regularne brania płoci. Wszystkie z przedziału 20-30cm ale bonusem był inny gatunek. Na dwie czerwone pinki skusił się śliczny okoń 32cm:
    2 punkty
  4. Lubię zwiedzać nowe miejsca, o godzinie 11 ruszyłem w stronę Kobierzyc na tamtejszy stawik - obszedłem dookoła. Niestety bez kontaktu z rybą. Zagadnąłem zarówno feederowców jak i spinnigistów i ich rezultaty były takie same jak moje. Próbowałem łowić na boczny trok oraz woblerki szczupakowe. Na zegarku 13~ więc stwierdziłem, że jadę dalej. Padło na Zalew na Krzywuli w Łagiewnikach. Na miejscu sporo ludzi, zagadałem miejscowego i ruszyłem w bardziej odosobnione miejsce. Piękna woda, sporo ptactwa, ale bez kontaktu z rybą. Próbowałem głównie na boczny trok jak i na Cannibale na wędce szczupakowej. W końcu na kolejnej miejscówce przy zwalonym drzewie zauważyłęm pod taflą wody atak szczupaka na Nimfę (boczny trok). Niestety byłem mocno zdziwiony i nie udało się zaciąć. Szybko rzuciłem w to samo miejsce i zacząłęm powoli zwijać - uderzył ponownie ! Po krótkim, acz emocjonującym holu udało się wyciągnąć 55 cm szczupaka. Pięknie wpięty za wargę - nie miałem przyponu stalowego. Po tym małym sukcesie dalej probówałem łowić na boczny trok mimo ryzyka utraty kolejnej ryby - branie nastąpiło w 5tym rzucie i znowu szczęśliwie na brzegu ląduje kolejna zdobycz - 45 cm. Niestety szczupaki odgryzły jedną płetwę nimfy i na inne kolory już nie reagowały. MIałem jeszcze branie na obrotówkę, ale niestety nie wcięte Aczkolwiek wyjazd w nowe miejsce uważam za całkiem udany.
    2 punkty
  5. Ciemno. Federowcy zwijają sprzęt i pomykają do domów. Nie wszyscy, ale wystarczająco, by zrobiło się miejsce dla nocnych niespokojnych spinningistów. W termosie gorąca herbata. Na przekąskę słodka bułka. Przed wyruszeniem na wyprawę sprawdzam siłę i kierunek wiatru. Dla mnie to bardzo ważne. Przy obniżonej temperaturze podmuchy w twarz z prędkością 4 m/s są już bardzo dokuczliwe. Nie walczę wtedy z naturą. Staram się mieć go w plecy a najlepiej, gdy jestem osłonięty wysokim wałem lub parawanem drzew. Tym razem myszkuję na wodzie stojącej. Zrobiłem trzy nocne wyjścia, by mieć wycinek, czy opłaca się tam zaglądać. Zmieniłem w travelu szczytówkę na delikatniejszą. Gramaturę główek jigowych obniżyłem do 5-7g i zapakowałem kilkanaście ripperów o bardziej wyczuwalnej pracy. Pierwsze branie mnie zaskoczyło. Ważne, że było i dało bodziec i nadzieję na sukces. Później mam jeszcze dwa delikatne pstryki. Wreszcie jest konkretne branie i krótka walka. Szczupak tym razem jest górą. Łowiłem na gumę Westin Shad Teez 9 cm. Następną przynętą na 7 gramowej główce jest Savage Gear Cannibal 8 cm Fire Tiger. Na delikatnej szczytówce zaobserwowałem dwa lekkie tracenia. Mocno się skoncentrowałem, by nie przegapić kolejnego trącenia. Nie było takiej potrzeby. Branie było zdecydowane. Zdążyłem z zacięciem i zastałem mały betonik po drugiej stronie. Po kilkunastu sekundach, w świetle lampki dojrzałem dwa świecące się punkty. Po to właśnie tu przyszedłem. Po takie emocje. Kapitalna ryba. Mimo że listopad dał mi sporo emocji, to ten sandacz jakoś szczególnie mnie podniósł na duchu. Wszystko, co sobie wyobraziłem, to się sprawdziło. Nie było łatwo i kilka godzin spędzonych w zimnie wynagrodziło mnie taką ładną rybą. Kolejna wyprawa. Znowu nie zdążyłem. Chciałem być kilkadziesiąt minut przed zmierzchem. Ciągle coś stoi na drodze i nad wodę zachodzę o zmroku. Ostatni stacjonarny pakuje sprzęt do samochodu. Taktyki nie zmieniam i podążam tą samą trasą. Mam jedno uderzenie. Kolejna wyprawa. Mam jedno trącenie. Po godzinie kolejne branie. Sprawa się wyjaśnia. Niewielki szczupak połasił się na SG Cannibala. Może już nic się nie wydarzy, ale mam zamiar jeszcze kilka razy tam spróbować szczęścia. 2020-11-19 godz. 20:25 pzdr jaceen 👊
    2 punkty
  6. Gratulacje dla wytrwałych Ja dalej nie odpuszczam zębatym.. te nocne mętnookie wybredne i trudne do namierzenia więc wyników brak, jednak ostatnio coś lekko drgnęło w temacie kaczodziobów z wód stojących. Dzisiaj jeden z lepszych dni od nie pamiętam kiedy.. Wczoraj na wieczór szybkie sprawdzenie pogody ma być zimna noc z przymrozkiem poranek na granicy mrozu więc sprawa była jasna atak jeszcze przed świtem.. Nad wodą jestem ok 6:20, jeszcze w pół mroku namierzam duuużą ławicę krąpi i leszczyków więc już nie mam złudzeń gdzie dzisiaj będę łowił. Po około pół godziny mam pierwsze branie na pomarańczowego fishuntera prowadzonego jednostajnie w toni, wyjeżdża szczupły 61-62 cm i już wiem że będzie się działo . Kolejne prawie 3 godziny spędzam na przebieraniu w pudełkach i obławianiu czym tylko mogę - od wahadłówek po wynalazki typu 4d trout, przez ten czas naliczyłem 6 wyjść dużej ryby którą pod koniec łowienia udało się nawet zobaczyć a była to mamuśka lekko 90 jak nie 100+.. Na pocieszenie przed 10 rano zaliczam jeszcze jedno branie i na cannibala 10tkę wyjmuję delikwenta pod 65 cm
    2 punkty
  7. A ja mam godzinkę przed lub po pracy. Typuję miejscówkę, przyjeżdżam, obserwuję wodę, jedno wstawienie zestawu i czekam na jeden strzał. Dzisiaj wybór padł na kanał Odry. Uciąg mnie zaskoczył. Na powierzchni woda z daleka wyglądała spokojnie, ale rwało do brzegu nawet 90g. Wypatrzyłem mały kawałek wstecznego prądu w miejscu gdzie nurt wbijał się w betonowy brzeg. Normalnie jest tam metr głębokości, obecnie już bliżej 2m. Zestaw poszybował pod betonowe nabrzeże i po 30min delikatne branie. Zacinam i walka jak z furiatem. Kleń 52cm. Kolejna pięćdziesiątka czyni ten sezon wyjątkowym. Ryba z wadą ogona, kiedyś coś ją ugryzło. Może to był powód, że walczyła zdecydowanie agresywniej niż dotychczas złowione, podobne gabarytowo osobniki.
    2 punkty
  8. Jacek Ty to czarodziej wedki jesteś Po dwóch wyjściach na zero dzisiaj nie szukałem kwadratowych jaj tylko udałem się na sprawdzoną miejscówkę. Miejski odcinek Wisłoka, przemieszczałem się około 30 metrów. Złowiłem 5 kleni ( największy z 30 cm może miał ) Mały jazik taki przed 25 4 okonie , największy na fotkach 30 cm Pierwszy kleń wziął na 1,5 cm woblerka, reszta ryb na 5 cm kajtki z Ali w różnych konfiguracjach kolorystycznych, na 1 gramowej główce.
    2 punkty
  9. 28 cm na różowego kajtka + 1 gramowa główka. Prosty miejski odcinek Wisłoka, rzuty z prądem pod kątem 45 stopni do brzegu i powolne jednostajne ściąganie . 6 okoni + 8 kleni
    1 punkt
  10. Dopiero teraz zauważyłem trwającą dyskusję. Przykro mi, że rezygnujesz. Mam nadzieję, że zmienisz zdanie. Nie jestem wybiórczo czepliwy. Staram się czepiać wszystkich tak samo. Czepiam się tylko i wyłącznie z szacunku dla innych uczestników tej zabawy. Uważam, że regulamin jest liberalny ale jakiś jest. Jeśli ktoś wrzuca leszcza na tle samej siatki lub trawy to niby jak mam go ocenić?! Ciężko jest mi też uznać rekordową rybę, kiedy nie widać jej w całości na zdjęciu. Musimy zachować jakieś ramy a raczej minimum przyzwoitości, ze względu na innych uczestników zabawy. Wysłałem sporo wiadomości prywatnych z prośbą o zamieszczanie zdjęć z rozdzielczością pozwalającą na odczytanie miarki (jeśli zdjęcie jest z miarą) lub prosiłem o wysłanie zdjęć na maila. Też nie było z tym problemu. Każdego, kto ma wątpliwości zapraszam do wysłania wiadomości prywatnej. Kilka osób z tej opcji skorzystało. Mocnego przygięcia dla wszystkich!
    1 punkt
  11. W poszukiwaniu zimnego klenia. Jak startowałem to było -1 ale później jak słońce przygrzało to było całkiem fajnie. Doczekałem się 3 pewnych brań. Jedno takie, że wędkę wciągało - tutaj zabrakło refleksu. W pozostałych 2 przypadkach zabrakło zimnej krwi. Łowiłem na kostki konserwy. Lubie te krótkie dialogi ze spacerowiczami: - proszę pana tu w ogóle są ryby? - no pewnie, że są! ...inaczej bym tu nie siedział Kiedyś powiem, że po prostu lubię marznąć i, że przyjemniej się marznie nad wodą niż na balkonie 😁.
    1 punkt
  12. Siemka, byłem ostatnio 2 wypady na stawach 6,7,8,9. Osób nie za wiele. W pierwszym wypadzie jeden szczupaczek na stawie nr 7 i nic poza tym w drugim wypadzie jedno uderzenie szczupaka pod nogami i jednego szczupaczka udało mi sie zobaczyć na 9tce bo spłoszyłem go z trzcin gdy podchodziłem do brzegu na stanowisko. Bardzo słabo jak na 2 dni spiningowania od rana do wieczora. Obrzucałem prawie wszystkie miejsca na tych stawach. Momentami zastanawiałem się czy tu wogole sa drapieżniki. Foto złapanego szczupaczka
    1 punkt
  13. Listopad jest dla mnie łaskawy. Praktycznie każde wyjście poświęciłem sandaczom. Ciężko było przebić się przez tzw. stykacze. Z pewnością jednego z pierwszych dni tego miesiąca nie zapomnę. ________________________________________________________ Sandaczowy hat-trick Piątek 5 listopada. Do wody mam rześkim tempem około 30 minut. Lekarz zalecił umiarkowany wysiłek i dużo spacerów. Jestem posłuszny i tak robię. Do zmierzchu brakuje prawie godzinę. Uparłem się. Byłem tam kilka razy i nic się nie działo. W środę znowu na zero. Absolutnie nic. Poprzednio, chociaż coś trącało linkę a w ten dzień kompletna klapa. W czwartek miałem odwiedzić inne okolice. Po drodze przyjrzałem się Odrze. Z jednej ze śluz jest spory zrzut. Zdecydowałem zmienić plan i jeszcze raz spróbować w poprzednich miejscach. Nie ma tam nic nadzwyczajnego, co by mogło sugerować, że tu jest szczególna lokalizacja. Prosty odcinek z leniwym uciągiem. Żadnych główek, warkoczy, podwodnych górek, zatopionych drzew. Po prostu uregulowany odcinek Odry. A jednak czasami warto tam zaglądnąć. Jestem u celu. Kilkanaście minut będę łowił ripperem a później do zmierzchu tylko na woblery. Gdy będzie głęboka noc, to ponownie sięgnę po silikony. Chciałem poprawić swoje słabe wyniki w nocnym spinningowaniu na jigi. Drapieżniki zaczęły się rozkręcać. To były majestatyczne zawirowania i wybieranie spływającej drobnicy. Rozejrzałem się i zdecydowałem odejść ze sprawdzonej miejscówki. Zainteresowała mnie inna. Tam często pojawiały się spore zawirowania. Jak nie spróbuję, to będę żałował. Woblera podrzucam nieznacznie powyżej siebie i delikatnie kręcę kołowrotkiem. Co chwilę przestaję, dając szansę wypłynąć na powierzchnię. W ten sposób wobler zaznacza obecność przez zmarszczenie wody grzbietem. Słyszę ciche klop i czuję szarpnięcie. Zareagowałem. Po chwili pod nogami widzę sprawcę zamieszania. Udało się zapiąć sandacza około 55 cm. Byłem zadowolony, że moja taktyka się sprawdziła. Nie zmieniam jej i łowię dalej w tym samym miejscu. Oczywiście staram się wydłużać lub skracać rzuty, by wobler penetrował cały dostępny mi obszar. Nie minęło 10 minut i mam mocne uderzenie. Branie nastąpiło bliżej brzegu. Jest większy i bardziej oporny. Sandacz zrobił dużo zamieszania. Szybki pomiar wskazał w okolicach 65 cm. To już fajny wynik. Robię na pamiątkę zdjęcie i wypuszczam. Łowię woblerem jeszcze kilkadziesiąt minut. Postanawiam zmienić na rippera i postukać o dno. Chwilę pogadałem ze znajomym wędkarzem. Spotykamy się przypadkowo kilka razy w sezonie. Podzielił się swoimi sposobami na zbrojenie silikonów. W międzyczasie mamy kontrolę. Policja w nocy i w tym miejscu? Hmm, chyba dobrze. Szkoda tylko, że nie zapuszczają się w mniej dostępne miejsca. Policja sobie poszła, znajomy też a ja miałem jeszcze dobrą godzinę wędkowania. Pomyślałem, że skorzystam z pomysłu i trochę inaczej uzbroję gumę. Nie miałem czeburaszek, to nawlokłem rippera na hak jigowy. Nie przez korpus, tylko za dzióbek, by guma miała jeszcze agresywniejszą i swobodną pracę. Najmniejsza główka, z jaką jeszcze byłem w stanie zaobserwować opad była o masie 7 g. Kopyto 2,5” zakładam na hak i po rzucie podnoszę wędkę maksymalnie w pionie. W ten sposób mogę zaobserwować maleńkie dygniecie szczytówki. To jest oznaka, że ripper jest na dnie. Zostało mi jeszcze kilkadziesiąt minut łowienia. Spoglądam na zegarek częściej, żeby mi nie uciekł ostatni transport. Będę jeszcze szedł pół godziny między ukrytymi w ciemnościach zwierzętami. Gdy jest rozświetlona noc, to staram się iść bez latarki. Wtedy ich nie można zlokalizować. Gdy świecę, to je demaskuję. Można zaobserwować, ile oczu na mnie spogląda z ciemności. Podbijam, dwa razy kręcę kołowrotkiem. Patrzę na szczytówkę. Jest lekki luz. Podbijam, dwa razy korbka i czekanie na opad. Raz, dwa, trzy i luz. Szczytówka daje sygnał, że ripper opadł. Podbijam, dwa razy i korbka. Raz, dwa i ŁUP!!! Tępe przytrzymanie. Zaczep? Wędka wygięta mocno. Nic się nie dzieje. Miałem wrażenie, że wciąłem rippera w dechę. Robię krok w tył i jeszcze bardziej odchylam spinning za siebie. Kij wygięty solidnie a z drugiej strony nic się nie dzieje. Trwa to kilka sekund. Po chwili miałem odczucie, jakbym siłował się z konarem, bo zaczęło się to coś w wodzie bujać. No tak, trzeba będzie odstrzeliwać. Może uda się odzyskać jiga. Już raz był doginany i jest szansa, że się znowu podda. Tylko o tym pomyślałem i wszystko poszło w zapomnienie. To coś po drugiej stronie zaczęło wybierać mi linkę. Błyskawicznie zrobiłem docięcie. Nie mogłem zbyt mocno dociągnąć hamulca ze względu na hak jiga. Początkowo oddałem kilkadziesiąt metrów plecionki. Gdy przeciwnik ustawił się w nurcie, zacząłem jednak dokręcać hamulec i powoli odzyskiwać metry. Bawiliśmy się tak przez kilka minut. Gdy usłyszałem na powierzchni chlapnięcie, to byłem już dobrej myśli. Jak nie będzie niespodzianki, to powinienem sobie poradzić. Zapalam lampkę. W tym momencie nogi miękną i robi się bardzo gorąco. Wygląda, że guma jest dobrze wpięta. Oceniam jego wielkość. Będzie metrówka! Wow! Siedem lat czekania na kolejnego sandaczowego konkreta i nareszcie jest. Kilka tygodni temu spiął się trochę mniejszy, taki 80+. Jeszcze go nie podebrałem, a rozmyślam o poprzednich sytuacjach. Udaje się chwycić rybę za drugim podejściem. Zrobił wcześniej odjazd, tylko bardzo krótki. Gdy zobaczyłem, że jest dobrze wpięty, dokręciłem hamulec, nie dając szansy na dłuższe wycieczki. Już po wszystkim. Sandacz szybko odpływa. Nie potrzebował dużo czasu do oswojenia się, że jest wolny. Wcześniej zrobiłem pamiątkowe zdjęcia i zmierzyłem. Nie wiele się pomyliłem oceniając jego długość. Pomiar wskazał, że mam poprawiony o jeden centymetr PB, który będzie wynosił 96 cm. Pisząc o zdarzeniu, uzmysłowiłem sobie, że podczas holu miałem czas na wiele rozmyślań o tym, co jest po drugiej stronie wędki, ile takich przypadków kończyło się na przegranej, czy sprzęt nie zawiedzie i czy będę mógł, chociaż zobaczyć, z czym przyszło walczyć? Po kilku dniach mam znowu kontrolę. Powiedziałem, że poprzedni patrol przyniósł mi szczęście. Odprawa dokumentów przeszła rutynowo i życzono mi ponownie okazów. O nie. Nie tym razem. Zbyt pięknie by było, by tak się zawsze kończyło. Tej nocy nic nie złowiłem. Trzeba wrócić na Ziemię i do rzeczywistości. Słowo o sprzęcie. Łowiłem wędką Mikado Da Vinci Travel Spin 240/5-15, 20-25g; kołowrotek Ryobi Xenos 4000 z plecionką 0,14 mm. Przynęty. Ripper Kopyto Relax 2,5”/7g i wobler JAXON HS KARAŚ UV 9cm F 17g NL. Łowisko. Rzeka Odra w granicach Wrocławia. Godziny połowu ok. 17:10, 17:20 i 21:10. Zdjęcia archiwalne. 94 cm/2012r 95 cm/2013r pzdr jaceen 👊
    1 punkt
  14. ...żeby jeszcze było co wklejać Ja póki co łowię piękne widoki - ten akurat z podwrocławskiej Czernicy. Spinning u mnie to ostatnimi czasy mierne wyniki. Przerzuciłem się chwilowo na inne metody i tu efekty ciut lepsze. Ostatnie trzy wypady i za każdym razem 2 sandacze na kiju. Trochę kombinuję.... Trochę testuję... Do zobaczenia nad wodą!
    1 punkt
  15. Pomyślałem, że można by listopadowy wątek zrobić taki bardziej "wypasiony" w sensie ilości zamieszczonych relacji? W grudniu nie wiadomo, czy będzie czas i czy C-19 nam pozwoli na swobodne wyprawy. Wklejajcie swoje rybki i zdjęcia z wypraw. Nie muszą to być rekordy. Te zdarzają się niezwykle rzadko. Nie zawsze też uda się coś złowić. U mnie niedzielne wędkowanie jeszcze po letniemu, przy powierzchni. Chwilę łowiłem metodą Drop Shot. Miałem jedno branie. Później do wody poleciały woblery płytko pracujące. Na woblera Spinnermana PanicZ/10 złowiłem krótkiego bolenia. Później zmieniłem przynętę na Jaxona HS Karasia UV i miałem dwa brania. Jedno dość solidne i szkoda, że nie udało się wyczarować z tego ryby. W miejscu, gdzie się ustawiłem, wiał nieprzyjemny wiatr. Mocno mi utrudniał obserwację i panowanie nad zestawem. Wróciłem mocno zziębnięty. Łowiłem na miejskim odcinku Odry między godz. 17:00-21:00. 👊
    1 punkt
  16. Weekendowe łapanie uważam za udane przerzuciłem kilka karpikow,leszczy płoci, najbardziej cieszą dwa liny branka delikatne i trzeba było cały czas obserwować szczytówke
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.