Jak tu wspominać zimowe podchody za sandaczem, kiedy zgodnie z kalendarzem, po odjęciu świątecznych dni mam na to tydzień. Jedyna pora roku, którą mogę wykorzystać w całości i uganiać się za nimi, to jesień. Warto było ostatki jesienne spędzić nad wodą, mimo, że ostatnie nocne wypady nie przynosiły efektów.
W przedświątecznym rozgardiaszu, rzuciłem szmatki, mopa i wyrwałem na półtorej godziny nad Odrę. Dziesięć minut piechotą i jestem na miejscu. Jest piętnasta. W pierwszej kolejności poleciały do wody Shakery 8cm. Pierwszy raz miałem z nimi do czynienia i nie mogę złego słowa powiedzieć. Na mnie zrobiły pozytywne wrażenie i z pewnością, będę do nich częściej sięgał.
Jednak sandacze dzisiaj je lekceważyły. Pozostało mało czasu i zacząłem poszukiwać jakiegoś szczegółu, który mógłby zapewnić sukces. Sięgnąłem po Relax-y. Najpierw stuningowany ripper ze smrodkiem, wleczony bardzo powoli po dnie i delikatnie szczytówką podnoszony od dna, dał jedno "kopnięcie".
Czasu coraz mniej. Dalej do wody leci Relax, duży, perłowy twister na główce 8g. W tym miejscu, tym sposobem ratowałem czasami swoją skórę. Przynęty, które po doliczeniu do ośmiu- dziesięciu osiągały dno, zastąpiłem twisterem, który siadał po odliczeniu powyżej trzydziestu. Nie rzucam daleko. Przynętę sprowadzam wachlarzem na dno i powolnym podniesieniem szczytówki trzymam kontakt z twisterem. Mozolne obławianie tego miejsca, to dwa trzy uniesienia przynęty. Krótkie rzuty nie pozwalają na więcej. W myślach daję szansę jeszcze na kilka rzutów i w tym momencie- Pstryk! Delikatne puknięcie i odruch, który w tym sezonie kwitował różne sygnały na dolniku wędki. Odruch zaskakująco szybki i w tempo. Czuję pulsujący ciężar. Opór nie jest wielki, ale gdy ryba jest u brzegu daje się we znaki. Ile lat poświęciłem na rozpracowanie tego sposobu w tym miejscu, nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Tutaj opisuję go w kilku zdaniach. Ostatnie godziny jesieni chciałem właśnie tak zakończyć. Jestem mega zadowolony z siebie.
Jaceen