Założyłem sobie w tym roku, że każdy miesiąc zakończę z rybą. Dobrze się zaczęło. W styczniu, dziewiątego, miałem już klenia. Niestety skrajne warunki i niewiele wypraw w lutym zniweczyło moje plany. Marzec i kolejne miesiące były już łatwiejsze. Zatrzymałem się kolejny raz na grudniu. Myślałem, że szczęście odebrali mi forumowi koledzy. Pomagam podebrać złowione przez nich ryby, robię zdjęcia, a u mnie nic.
Pogoda marzenie. Prawie 9C° i słońce, które jeszcze bardziej rozgrzewa. Wiatru prawie nie ma i można zejść na mniejsze obciążenie i popracować dłużej w opadzie. Przerzucam różne kolory gumek. Miejsce sprawdzone wieloletnimi wyprawami. Wreszcie zakładam 5cm kopytko o kolorze fluo i główka 10g.
Kilka rzutów i jest wyraźne pstryk! W tempo zacinam i wiem, że mam ładnego sandacza. Po kilkunastu sekundach wyłania się ryba. Widzę, że jest dobrze zapięta. Bez problemów i wielkich fikołków ryba daje się wyholować.
Gdyby nie luty, to miałbym cały rok kalendarzowy z rybami. Może w przyszłym roku zrealizuję swoje założenia.
Jaceen