Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 11.06.2020 uwzględniając wszystkie działy
-
Pomny wczorajszych doświadczeń (branie małego sumka na smużaka), postanowiłem nieco wzmocnić swój sprzęt na wieczór. Kij do 14g zamieniłem na taki do 20, plecionkę z 0,08 na 0,12, a fluorocarbon z 0,205, na 0,255. Teoretycznie więc najsłabszy punkt zestawu podkręciłem z 3,05kg na 4,60kg. Tak uzbrojony zameldowałem się nad wodą przed dwudziestą. Po jakimś czasie złowiłem pierwszego w tym roku jazika, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że zestaw jest ok, a grubszy zestaw nie przeszkadza rybom. Niestety później nie działo się nic. Woda od wczoraj opadła jakieś 10-15 cm. Zrobiło się rześko i cicho. Było fajnie, więc przed zmrokiem postanowiłem, że tym razem pobędę trochę dłużej. Wyszedłem z wody (łowiłem w woderach) i poszedłem do samochodu po czołówkę. Wróciłem, a gdy dalej nic nie interesowało się moimi smużakami, postanowiłem przejść na nieco większe przynęty z myślą o jakimś nocnym sandaczyku. Przerzuciłem kilka woblerków o długości +/- 7 cm, a gdy i one nie przyniosły wyników założyłem podobną wielkością lekką wahadłówkę. Branie nastąpiło jakieś 20m od brzegu. Po zacięciu usłyszałem plusk w miejscu gdzie spodziewałem się przynęty. Pierwszy odjazd niezbyt długi pod prąd. Dokręciłem hamulec i próbowałem lekko wyhamować rybę. Poczuła to i dopiero wtedy pokazała kto tu rządzi. Ekspresowy odjazd jakieś 30-40 metrów, potem lekkie wyhamowanie i te charakterystyczne walnięcia na kiju. Dopiero zrozumiałem z kim mam przyjemność. O dziwo ryba dała się zawrócić (a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało). Ostrożnie podpompowałem ją na swoją wysokość – z nurtem jakoś to w miarę sprawnie szło. Niestety kiedy się zrównaliśmy sum obrał przeciwny kierunek i odjechał dobre 50m. Niestety trzymał się mojego brzegu, a ja stałem wśród zalanych traw w wodzie sięgającej 10cm poniżej końca woderów. Postanowiłem spróbować pójść za nim. Dobrze, że miałem tą czołówkę. Przechodziłem spokojnie uważając gdzie stawiam stopy z kijem wysoko nad głową, a sum niestety w tym czasie odpoczywał. Gdy w końcu jakieś 20m niżej znalazłem miejsce wydające się na dobre do ewentualnego podebrania, postanowiłem, że tu się z nim rozprawię. Wychyliłem się maksymalnie nad otwartą wodę, by nie pozwolić mu na zaplątanie plecionki w przybrzeżne trawy i zacząłem pompowanie. To była męka. Metr dla mnie, dwa dla niego i tak w nieskończoność. Po pewnym czasie dystans między nami tak się zwiększył, że musiałem porzucić to miejsce i szukać następnego – bliżej ryby. Ten manewr powtarzałem później jeszcze cztery razy. Gdy w końcu miałem rybę jak mi się wydawało blisko siebie i wychyliłem się żeby zobaczyć gdzie plecionka wchodzi do wody on dostał kolejnego kopa i znów odjechał na kilkanaście metrów, ale to już nie był ekspres. Zdałem sobie sprawę, że chyba światło tak go rozjuszyło, więc wyłączyłem czołówkę i tym razem zacząłem się przesuwać za rybą po omacku. Oczywiście zaraz nabrałem wody w wodery. Zszedłem kolejne kilkanaście metrów i stanąłem w kolejnym w miarę sensownym miejscu. Ręka bolała, nadgarstek dziwnie piekł… miałem dosyć. Naprawdę pierwszy raz w życiu przemknęło mi przez myśl, że ta walka nie ma sensu, że tym sprzętem nigdy nie wygram z taką rybą – miałem ochotę przeciąć plecionkę. Z drugiej strony cóż to by było za głupie zakończenie takiej przygody. Sum stał jakieś 20m poniżej mojego nowego stanowiska i wydawał się przyklejony do burty. Pompowałem go dosłownie centymetr po centymetrze. Bardzo powoli unosiłem kij i wybierałem luz, on odpowiadał równie powolnymi machnięciami łba, które też uruchamiały hamulec, ale miałem wrażenie, że skracamy dystans. W końcu zobaczyłem, że z wody wyjeżdża garść zielska i uświadomiłem sobie, że to mu być węzeł łączący plecionkę z fluorocarbonem. Chwilę po tym na powierzchni wody pokazały się wiry. Włączyłem czołówkę i zobaczyłem go wreszcie. Zabrzmi to dziwnie - wiem, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że ta ryba jest chyba większa ode mnie. On też mnie zobaczył i zareagował w sposób dla siebie charakterystyczny. To były chyba jego rezerwy mocy, ale wystarczyły. Zakotłowało się i poczułem luz. Nie wytrzymał najsłabszy punkt zestawu, czyli węzeł. Spojrzałem na zegarek była 23:48. Branie nastąpiło po 22ej. Hol życia i ryba życia, niestety tym razem bez happy endu. Nadgarstek boli mnie do tej pory.10 punktów
-
Dzisiaj 3 godzinki nad Wisłą w okolicach Krakowa, udało się skusić pierwszego bolenia w tym sezonie.. Branie na 8,5 cm bezsterowca od B.Usakowskiego Standardowo dwie pamiątkowe foteczki :6 punktów
-
3 punkty
-
Kolejny nocny wypad i morale zdecydowanie do przodu. Jest pierwszy w życiu świadomie i z premedytacją złowiony sandacz. i choć pod kątem rozmiaru to trzeci wynik w tym roku to jednak cieszy najbardziej bo wcześniejsze chociaż większe to zupełne przypadki i w dodatku w okresie ochronnym. Branie na Gloog Nike 10cm, wobler rzucony pod prąd i ściągany powolnie, równolegle do brzegu, udrzenie prawie pod samymi nogami. A chwilę wcześniej. na poprzedniej miejscówce, na tego samego wobka melduje się fajna kluska. Tym razem rzut z prądem również równolegle do brzegu i mocne uderzenie ze sporej odległości.2 punkty
-
2 punkty
-
Zawziąłem się na pewnego gangstera z centrum. Trzy nocne wyprawy zaglądałem w jego rewiry i podrzucałem drewniane i plastikowe rybki. W końcu trafiłem w jego gust i odpowiedni moment. Zajechałem nad wodę, to zrobiło się już ciemno. Kilkanaście rzutów, zmiana woblera i ponownie kilka rzutów i...coś wzbiło fontannę wody i natychmiast poczułem szarpnięcie aż w barku. Jest jeszcze jeden cwaniak. Tam jest trudniejsza sprawa. Więcej czasu mu poświęciłem i nic. Czekam na jego słabość:))) Sprzętowo bez zmian. Tym razem skuteczną przynętą okazał się karaś.2 punkty
-
Sobota: wyskoczyliśmy z synem na komercję. Nic specjalnego, cel to jesiotr i relaks. Już w pierwszych minutach trafił się jesiotr, tylko że nie nasz Na w wędce widzę branie, zacina i holuję. Wszystko normalnie, tylko że po chwili Widzę swój podajnik, haczyk, przynętę. Przypon oplątany wokół cudzej linki. Zestaw miałem na 6 metrze i nie było szansy na przerzucenie kogoś. Po prostu ryba pokonała czyjś zestaw i uciekała wzdłuż brzegu, wplątując się w mój. Pytam sąsiadów - zdziwieni, to nie ich. Po chwili biegnie gościu z wędką z odległego o jakieś 50m stanowiska. Zanim dotarł, już podebraliśmy. Potem było 5 brań kolejnych, ale udany hol tylko jednego. W międzyczasie kilka karasi, karpie nieaktywne. Niedziela: Oławka. Piękny karp koi spławiał się przy powierzchni co skłoniło nas do postawienia metody. Zaczęło padać intensywnie. Przeczekaliśmy i było warto, bo chwilę po deszczu syn zaliczył fajną akcję. Branie delikatne, zacinał z myślą że kolejny leszcz. Odjazd masakra. Dłuższą chwilę walczył, nie mogąc kompletnie zapanować nad poczynaniami ryby. Zmęczony przekazał mi wędkę. Znam kija, także śmiało typuję że 15kg+ było na zestawie. W pewnym momencie szarpnął i luz. Nie dał rady haczyk - wyprostowany. Bywa, spróbujemy ponownie.2 punkty
-
2 punkty
-
Powoli zaczynają u mnie zagryzać powierzchniowe woblery. Nie jest to rewelacja, ale po kilka brań na wyprawie zaliczam. W środę byłem nad wodą przed 18-tą. Wybrałem odcinek kanału z największą gęstwiną wodnej roślinności. Szukałem wolnych przestrzeni i korytarzy. Sporo rzutów oddałem za pas zielska. Łowiłem bezsterową gumową żabą i whopper popperem. Trzy ataki na whoppera i za trzecim razem udaje się wyczekać do momentu, gdy poczułem ciężar na kiju. Początkowo myślałem, że mam potwora. Z upływem czasu, gdy ubywało zieleniny z plecionki, potwór zamienił się w pistoleta ok. 60 cm. W czwartek było trochę lepiej. Wybrałem jedną z niewielkich odrzańskich zatoczek i w ruch poleciały do wody poppery i "pieski". Nie wiem, co w sobie ma ten wobler, ale z pewnością jest jednym z pierwszych, którego wystrugałem do "wtd" i jednym z brzydszych. Przekonałem się nie raz, że ryby mają to w nosie i jakoś go lubią. Złowiłem na niego klenia i było jeszcze nim kilka zainteresowań. W pewnym momencie zauważyłem wir wodzie. Natychmiast podrzuciłem w pobliże wobler i na jednym przeciągnięciu boleń w odstępach kilkumetrowych walił z takim impetem, jakby chciał go rozszarpać. Niestety, był jakiś ślepy. Na odcinku kilkunastu metrów atakował trzy razy. Dołowiłem jeszcze okonia na poppera. Kilka razy cmokały za nim, jednak tylko ten jeden był bardziej zdecydowany. To było za dnia. A na początku tygodnia wybrałem się na nocne łowy. Gdy się robiło już ciemno, złowiłem ładnego okonia na woblera Gembalę. Do pełnego zmroku miałem jeszcze dwa szturchnięcia w Instynkta7. Przed samą 22:00 mam branie. Po chwili wiem, że holuję bolenia. Ryba złowiona na 11 cm sandaczowego woblera "Kreczmar". Po chwili melduje się sandacz ok. 45 cm. Po kilkudziesięciu minutach drapieżniki wyciszają się i postanowiłem powoli wracać. Po drodze stawałem na swoich sprawdzonych miejscówkach. Zmieniłem woblera i założyłem Gembalę 7,5 cm. Było dobrze. Fajny uciąg i dopisało szczęście. Doławiam jeszcze trzy klenie. Dwa w granicach 40 cm. I jeden z wyższej półki, czyli 50 cm z malutkim naddatkiem. To szósty ponad 50-centymetrowy kleń w tym sezonie. Na koniec złowiłem ponownie sandacza ok. 45 cm na woblera sandaczowego "Oleix". Początek czerwca mam udany. Oby się poziom nie obniżył;) pzdr1 punkt
-
1 punkt
-
Ja dziś próbowałem spinningu przez 3 godziny od 5:30 na Barkach 2, ale bez kontaktu z ryba. Próbowałem na lekko i na grubo, ale nie działo się zupełnie nic. Woda była żywa, wypróbowałem masę przynęt i nawet okonka nie udało się skusić.1 punkt
-
I w końcu ja znalazłem trochę czasu . Dziś podudka o trzeciej i jazda nad wode a o piątej już pływanie z nastawieniem na sandacza . Niestety jedyny sandacz jaki sie zameldował to 40tak a i szczupak niezbyt duży , razem z kumplem zaliczyliśmy około sześciu sztuk ale tylko jeden miał wymiar i zapozował do zdjęcia 62 cm1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Wczoraj nocne łowienie poza Wrocławiem. Warunki trudne, wysoki stan wody, silny uciąg i przebijanie się przez haszcze aby dojść do wody. Około 3h dłubania i jedna ale konkretna rybka Branie blisko brzegu na Gloog Nike 8cm podczas przetrzymywania w nurcie. Celem były nocne sandacze ale póki co przegrywam tę walkę z kretesem. Dobrze, że trafił się ten kleń bo morale jak chodzi o nocny spinnig spadłoby niebezpiecznie nisko.1 punkt
-
Oglądając się za siebie, ten sezon ogólnie jest dziwny. Wiadomo z jakiej przyczyny. Trzeba się cieszyć wędkarstwem, nawet gdy wyniki nie są na miarę najlepszych czasów. Kilka dni temu miałem dwanaście ataków i nic nie wylądowało na brzegu. Jeszcze trochę brakowało do rekordowego wypadu, gdzie miałem szesnaście. Wczoraj już tego nie było i na pięć brań cztery skończyły się sukcesem. Na początku łowiłem powierzchniową żabą i whoopperem. Całą akcję widziałem. Boleń przepływał i podrzuciłem whooppera za ogon. Prowokowałem go przez kilka metrów. Atak nastąpił w ostatniej fazie. 70 cm Wypróbowałem też szczurka i woblera Hi-lo. Zostałem jeszcze na godzinę wieczornego łowienia. Przez chwilę do wody leciały crawlery. W powrotnej drodze sprawdziłem miejsca, gdzie w zasadzie nigdy nie miałem wieczornych wyników. Do wczoraj. Zmieniłem nietoperza na starego wysłużonego Gębalę i w ciągu piętnastu minut zaliczam dwa brania. Wobler jest już tak pogryziony, że żal go używać. Jednak sięgam po niego czasami, by mieć takie fajne wspomnienia z nim:) 55 65 Odwiedziłem kanał żeglugowy i Odrę. Sprzęt: SG MPP2 Trawel 243/40-80g; Ryobi Arctica6000; nawinięte 0,22 mm.1 punkt