Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 12.06.2020 uwzględniając wszystkie działy
-
12 punktów
-
Powoli zaczynają u mnie zagryzać powierzchniowe woblery. Nie jest to rewelacja, ale po kilka brań na wyprawie zaliczam. W środę byłem nad wodą przed 18-tą. Wybrałem odcinek kanału z największą gęstwiną wodnej roślinności. Szukałem wolnych przestrzeni i korytarzy. Sporo rzutów oddałem za pas zielska. Łowiłem bezsterową gumową żabą i whopper popperem. Trzy ataki na whoppera i za trzecim razem udaje się wyczekać do momentu, gdy poczułem ciężar na kiju. Początkowo myślałem, że mam potwora. Z upływem czasu, gdy ubywało zieleniny z plecionki, potwór zamienił się w pistoleta ok. 60 cm. W czwartek było trochę lepiej. Wybrałem jedną z niewielkich odrzańskich zatoczek i w ruch poleciały do wody poppery i "pieski". Nie wiem, co w sobie ma ten wobler, ale z pewnością jest jednym z pierwszych, którego wystrugałem do "wtd" i jednym z brzydszych. Przekonałem się nie raz, że ryby mają to w nosie i jakoś go lubią. Złowiłem na niego klenia i było jeszcze nim kilka zainteresowań. W pewnym momencie zauważyłem wir wodzie. Natychmiast podrzuciłem w pobliże wobler i na jednym przeciągnięciu boleń w odstępach kilkumetrowych walił z takim impetem, jakby chciał go rozszarpać. Niestety, był jakiś ślepy. Na odcinku kilkunastu metrów atakował trzy razy. Dołowiłem jeszcze okonia na poppera. Kilka razy cmokały za nim, jednak tylko ten jeden był bardziej zdecydowany. To było za dnia. A na początku tygodnia wybrałem się na nocne łowy. Gdy się robiło już ciemno, złowiłem ładnego okonia na woblera Gembalę. Do pełnego zmroku miałem jeszcze dwa szturchnięcia w Instynkta7. Przed samą 22:00 mam branie. Po chwili wiem, że holuję bolenia. Ryba złowiona na 11 cm sandaczowego woblera "Kreczmar". Po chwili melduje się sandacz ok. 45 cm. Po kilkudziesięciu minutach drapieżniki wyciszają się i postanowiłem powoli wracać. Po drodze stawałem na swoich sprawdzonych miejscówkach. Zmieniłem woblera i założyłem Gembalę 7,5 cm. Było dobrze. Fajny uciąg i dopisało szczęście. Doławiam jeszcze trzy klenie. Dwa w granicach 40 cm. I jeden z wyższej półki, czyli 50 cm z malutkim naddatkiem. To szósty ponad 50-centymetrowy kleń w tym sezonie. Na koniec złowiłem ponownie sandacza ok. 45 cm na woblera sandaczowego "Oleix". Początek czerwca mam udany. Oby się poziom nie obniżył;) pzdr11 punktów
-
Po ostatnim szybkim wypadzie nad Wisełkę, pojechałem z kilkoma kumplami na prawie dobową zasiadkę karpiową.. Wędkowaliśmy od 19:00 do 15:00 dnia następnego. Nocka minęła spokojnie, nie zakłócona żadnym braniem Dopiero kilka godzin po wschodzie słońca można powiedzieć że zaczęły się brania. Około 08:30 kolega wyjmuje miśka ok 6 kg, później trafia drugiego ok 7,5 kg i na tym koniec jeśli chodzi o większe karpie.. U mnie tylko jedno branie i jedna ryba ok 10:35 na macie, prawie 11 kilogramowy amator kukurydzy Podsyłam kilka pamiątkowych fotek + link do krótkiego trochę na szybko nagranego fragmentu holu.. ( zapomniałem zdjąć osłony obiektywu w kamerce )5 punktów
-
4 punkty
-
Apetyt rośnie w miarę jedzenia 😀. Życzyłbym sobie takich pistoletów za każdym razem jak poluję na szczupaki bo 3 ostatnie wypady zerowałem. Pięknie łowicie! Gratulacje dla bywających nad wodą. Nieszczególnie mam się czym pochwalić bo wychodzi na to, że większe ryby podbieram kolegom niż sam łowię. Ostatnio nawet wchodziłem do wody za leszkiem 50+ bo wszedł mi w trzciny. Już był na ostatniej słomce ale się wypiął - zabrakło cierpliwości. Na pocieszenie dołowiłem czterdziestaka. Wczoraj szukałem kleni ale wydają się zupełnie nieaktywne. Może to wina brudnej, wysokiej, pędzącej wody. Nie wiem. Tak cienkiego majo-czerwca nie miałem odkąd poluje ze spinnem na klenie. Trafiły się na pocieszenie dwa przyłowy - kromny boleń oraz sumek 62cm. Sumek nie miał wymiaru i nie mogę go wkleić ale żebyście zobaczyli jego brzuch!!! Wyglądał jakby połknął piłkę! Jego głowa przy tym brzuchu wyglądała komicznie. Strasznie obżarty. Nawet taka sztuka w mocnym nurcie potrafi przećwiczyć zestaw kleniowy.2 punkty
-
Pomny wczorajszych doświadczeń (branie małego sumka na smużaka), postanowiłem nieco wzmocnić swój sprzęt na wieczór. Kij do 14g zamieniłem na taki do 20, plecionkę z 0,08 na 0,12, a fluorocarbon z 0,205, na 0,255. Teoretycznie więc najsłabszy punkt zestawu podkręciłem z 3,05kg na 4,60kg. Tak uzbrojony zameldowałem się nad wodą przed dwudziestą. Po jakimś czasie złowiłem pierwszego w tym roku jazika, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że zestaw jest ok, a grubszy zestaw nie przeszkadza rybom. Niestety później nie działo się nic. Woda od wczoraj opadła jakieś 10-15 cm. Zrobiło się rześko i cicho. Było fajnie, więc przed zmrokiem postanowiłem, że tym razem pobędę trochę dłużej. Wyszedłem z wody (łowiłem w woderach) i poszedłem do samochodu po czołówkę. Wróciłem, a gdy dalej nic nie interesowało się moimi smużakami, postanowiłem przejść na nieco większe przynęty z myślą o jakimś nocnym sandaczyku. Przerzuciłem kilka woblerków o długości +/- 7 cm, a gdy i one nie przyniosły wyników założyłem podobną wielkością lekką wahadłówkę. Branie nastąpiło jakieś 20m od brzegu. Po zacięciu usłyszałem plusk w miejscu gdzie spodziewałem się przynęty. Pierwszy odjazd niezbyt długi pod prąd. Dokręciłem hamulec i próbowałem lekko wyhamować rybę. Poczuła to i dopiero wtedy pokazała kto tu rządzi. Ekspresowy odjazd jakieś 30-40 metrów, potem lekkie wyhamowanie i te charakterystyczne walnięcia na kiju. Dopiero zrozumiałem z kim mam przyjemność. O dziwo ryba dała się zawrócić (a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało). Ostrożnie podpompowałem ją na swoją wysokość – z nurtem jakoś to w miarę sprawnie szło. Niestety kiedy się zrównaliśmy sum obrał przeciwny kierunek i odjechał dobre 50m. Niestety trzymał się mojego brzegu, a ja stałem wśród zalanych traw w wodzie sięgającej 10cm poniżej końca woderów. Postanowiłem spróbować pójść za nim. Dobrze, że miałem tą czołówkę. Przechodziłem spokojnie uważając gdzie stawiam stopy z kijem wysoko nad głową, a sum niestety w tym czasie odpoczywał. Gdy w końcu jakieś 20m niżej znalazłem miejsce wydające się na dobre do ewentualnego podebrania, postanowiłem, że tu się z nim rozprawię. Wychyliłem się maksymalnie nad otwartą wodę, by nie pozwolić mu na zaplątanie plecionki w przybrzeżne trawy i zacząłem pompowanie. To była męka. Metr dla mnie, dwa dla niego i tak w nieskończoność. Po pewnym czasie dystans między nami tak się zwiększył, że musiałem porzucić to miejsce i szukać następnego – bliżej ryby. Ten manewr powtarzałem później jeszcze cztery razy. Gdy w końcu miałem rybę jak mi się wydawało blisko siebie i wychyliłem się żeby zobaczyć gdzie plecionka wchodzi do wody on dostał kolejnego kopa i znów odjechał na kilkanaście metrów, ale to już nie był ekspres. Zdałem sobie sprawę, że chyba światło tak go rozjuszyło, więc wyłączyłem czołówkę i tym razem zacząłem się przesuwać za rybą po omacku. Oczywiście zaraz nabrałem wody w wodery. Zszedłem kolejne kilkanaście metrów i stanąłem w kolejnym w miarę sensownym miejscu. Ręka bolała, nadgarstek dziwnie piekł… miałem dosyć. Naprawdę pierwszy raz w życiu przemknęło mi przez myśl, że ta walka nie ma sensu, że tym sprzętem nigdy nie wygram z taką rybą – miałem ochotę przeciąć plecionkę. Z drugiej strony cóż to by było za głupie zakończenie takiej przygody. Sum stał jakieś 20m poniżej mojego nowego stanowiska i wydawał się przyklejony do burty. Pompowałem go dosłownie centymetr po centymetrze. Bardzo powoli unosiłem kij i wybierałem luz, on odpowiadał równie powolnymi machnięciami łba, które też uruchamiały hamulec, ale miałem wrażenie, że skracamy dystans. W końcu zobaczyłem, że z wody wyjeżdża garść zielska i uświadomiłem sobie, że to mu być węzeł łączący plecionkę z fluorocarbonem. Chwilę po tym na powierzchni wody pokazały się wiry. Włączyłem czołówkę i zobaczyłem go wreszcie. Zabrzmi to dziwnie - wiem, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że ta ryba jest chyba większa ode mnie. On też mnie zobaczył i zareagował w sposób dla siebie charakterystyczny. To były chyba jego rezerwy mocy, ale wystarczyły. Zakotłowało się i poczułem luz. Nie wytrzymał najsłabszy punkt zestawu, czyli węzeł. Spojrzałem na zegarek była 23:48. Branie nastąpiło po 22ej. Hol życia i ryba życia, niestety tym razem bez happy endu. Nadgarstek boli mnie do tej pory.2 punkty
-
Wczoraj widziałem pomarańczowego kwadratowego dzikiego karpia, pływał mi pod nogami jak brodziłem. Dziś urwałem się na spławiczek przed robotą. Jeden pomarańczowy czterdziestak i... w ostatniej minucie kolega ze wczoraj... Odległościówe mam mocną, żyłka 0.23 pachnąca jeszcze Ameryką i nie ma szans takiego dzikiego karpia zatrzymać. W końcu musiałem dokręcić i zakolczykowany. Jak myślicie, wypluje to? Hak złoty gamakatsu nr.1. Wróci jeszcze w to miejsce? Prawdopodobnie pierwszy raz był zacięty. Trzeba zabierać karpiówe na włosie jako drugi zestaw. Tylko żeby nie wybrał znów spławika... Lin z dwóch ujęć, żadne nie oddaje fantastycznych barw.1 punkt
-
Dzisiaj 3 godzinki nad Wisłą w okolicach Krakowa, udało się skusić pierwszego bolenia w tym sezonie.. Branie na 8,5 cm bezsterowca od B.Usakowskiego Standardowo dwie pamiątkowe foteczki :1 punkt
-
1 punkt
-
Kolejny nocny wypad i morale zdecydowanie do przodu. Jest pierwszy w życiu świadomie i z premedytacją złowiony sandacz. i choć pod kątem rozmiaru to trzeci wynik w tym roku to jednak cieszy najbardziej bo wcześniejsze chociaż większe to zupełne przypadki i w dodatku w okresie ochronnym. Branie na Gloog Nike 10cm, wobler rzucony pod prąd i ściągany powolnie, równolegle do brzegu, udrzenie prawie pod samymi nogami. A chwilę wcześniej. na poprzedniej miejscówce, na tego samego wobka melduje się fajna kluska. Tym razem rzut z prądem również równolegle do brzegu i mocne uderzenie ze sporej odległości.1 punkt
-
1 punkt