Biała,
żółta,
a może czerwona?
Kolejność kolorów, które sprawdzały się u mnie na wzdręgach, była odwrotna, niż zacząłem relację. Korpus larwy 25 mm, lub bardzo zbliżony, przekonał mnie do sięgania po przynęty właśnie w tym rozmiarze. Miałem wrażenie, że mniejsze wzdręgi omijały je. Czasami obserwowałem, jak próbowały skubnąć robala, ale ostatecznie odbijały się od niego. Chyba dobrze na tym wychodziłem, bo te większe niepotrzebnie się nie płoszyły. A było tego całkiem sporo. Kwiecień był zdominowany wzdręgami. Cenne doświadczenie będę mógł wykorzystać w kolejnych latach. Z pewnością nie wybrałbym się na takie wzdręgi z zestawem przesadnie odchudzonym. Co to, to nie:)
Było blisko: Ostatecznie największą wzdręgą był okaz na 39 cm. Były też 38, 37, kilkanaście po 35 i takich na pograniczu 30 nie byłem w stanie już się doliczyć. Jakaś intuicja podpowiadała mi, jak odpowiednio podać przynętę i nie prowokować okoni. One były bardzo rzadkim przyłowem. Pracowałem silikonowymi larwami więcej w toni. Pozwalałem na pierwszy opad do dna, a w dalszej części prowadziłem przynęty jigując w toni. Czasami prowadziłem je wolnym, jednostajnym tempem przy powierzchni. I to była cała tajemnica prowadzenia w moim przypadku. Sporo miejsc za nimi wydeptałem. Same pod wędkę nie podpływały. Trzeba było obserwować i trafnie wytypować.
Ciekawe, czy dalsza część sezonu będzie też darzyła wspaniałymi rybami? Jak to mówią, oby nie zdechło;)
👊