Wiem, wiem, ale czasem nawet to nie wystarczy. W zeszłym roku na woblera typu "Big S" z grzechotką zaciąłem ładnego suma. Po około pół godzinie miałem go przy brzegu, ale dzięki mojej głupocie (zabrałem z auta podbierak "na motyle" zamiast duży na sztywnej obręczy) nie byłem w stanie go podebrać- a byłem nad wodą sam. Sum poszedł na staw i wlazł w korzeń niezbyt daleko od brzegu. Wlazłem do wody i próbowałem uwolnić żyłkę z zaczepu (niezapomniane wrażenie jak sum ci wachluje ogonem po nogach) bez żadnego szarpniecia ze strony mojej czy ryby pękł przypon stalowy. I zostałem cały mokry z ze skręconą wymęczoną żyłką i resztką stalówki.
Na tym zbiorniku łowione były sumy do 20 kg a jestem pewien, że są większe. Szczupaków jest sporo ale takich około wymiaru (55 cm). Sandacze z reguły w okolicach 60 cm ale zdażają się powyżej 70 cm. I co ważne spinnigistów można policzyć na palcach jednej ręki.
Dośc tego pisania bo aż się napaliłem na łowienie a tu jeszcze 4 dni trzeba wytrzymać (u nas zakaz spinningu do 1 czerwca)