Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 24.06.2019 uwzględniając wszystkie działy
-
Sporo ciekawego łowienia w ostatnich dniach i nocach, ale bez spektakularnych wyników. Jedno wyjście z żywcem dało wymiarowego szczupaka. Potem wkręciliśmy się w nocne łażenie za sumem ze spinningiem, z którego jedyny wniosek to, że potrzebujemy mocniejszy sprzęt. W niedzielę odpoczynek - zbiornik Łagiewniki, łączka, gruntówki. Zabrałem syna i jego kuzyna i zabawę mieli rewelacyjną. Karasi w rozmiarach 30-32cm wyciągnęli około czterdziestu co chwila trafiając dublety. Pomiędzy nimi sporadycznie trafiały się leszcze czterdziestki i niewielkie karpie. Liczyłem, że po tej podrośniętej drobnicy wejdzie coś większego, ale niestety nie.5 punktów
-
5 punktów
-
U mnie po japońsku , czyli "jako tako " Coś tam łowię ale nie okazy, drobnicy dużo okonie, klenie 15-25, nawet na wahadełka małe coś się trafia Jedno posiedzenie ze spławikiem na fajnej wodzie ale jak to zwykle bywa najlepsze branie było jak sie nie siedzi przy wędce. Maleńki haczyk i 1 robak biały sprawiły że małe wyciągałem , wielkie się wypinały w czasie holu. zgłoszenie do GP tylko jedno, jaź 39 cm na woblerka w słoneczny gorący dzień .3 punkty
-
2 punkty
-
Mały opis z wczorajszej nocki a szczerze mówiąc to tak naprawdę nie ma o czym pisać , rybki nie chciały brać prucz drobnicy więc z kumplem znaleźliśmy inne zajęcie To nam nie wystarczyło i powstały małe kombinacje z montarzem tabletu , podpórki , kijaszek i taśma zrobiły swoje Jednym swłowem nie nudziło się nam , pojedli , popili trochę pospali trochę do czasu odwiedzin wychudzonego rudzielca , coś nie mogę dodać pana rudzielca i wstawie innym razem .2 punkty
-
Pike Dzikie Stawy Człowiek to taka głupia istota, Nasłucha się, naczyta się, nastawi na wielki ryby zapłaci za to miliony i co smród i rozczarowanie. Od początku . Od jakiegoś czasu męczyły mnie szczupłe na muchę . Znalazłem łowisko gdzie za jakąś tam opłatą mieliśmy 2 spore stawy na wyłączność dla 5 osób. Pierwsze wrażenie było całkiem niezłe . Ale Jarosław wszystko zepsuł 😛 bo pierwszy wlazł do wody i z bąblami zaczął się uwalniać siarkowodór, smród przyprawiał o wymioty . Kilka ryb wyjeliśmy w sensie szczupaków takie 50-70 cm Sporo nie zaciętych brań i spadów. Jak nigdy cześć ekipy zmyła się o 13 a reszta o 15 jak jeden wszyscy mieli nie odparta pokusę snu że nawet w trakcie łowienia wypadła drzemka na kładce między stawami. Jeśli ktoś się tam wybiera a ma zamiar włazić do wody nie polecam bez środka pływającego. Mimo wszystko myślę że jesienią jeszcze tam zapoluje na jakąś bigmame. Dziś relaks nad kanałem Odry. Odziwo w miarę pusto, ale nie zabrakło znajomych . I kilka rybek też się udało przechytrzyć.2 punkty
-
Ostatnio nie dość że plaga komarów to jeszcze słabo z wynikami.. Dzisiaj postanowiliśmy zajrzeć na pół dnia z kumplem nad pobliskie łowisko komercyjne, wędkowaliśmy od około 06:00 do 13:00. Z początku brały tylko japońce i to z tych mniejszych 25-30cm, chwila namysłu plus zmiana taktyki na trochę grubsze zestawy z trzema ziarnami kuku tutti frutti na włosie z hakiem nr 6.. Po 10 minutach pierwszy odjazd u mnie, ale ryba po 30 sekundach się spina ( obstawiam sporego amura.. ), później zaczęły brać nie duże leszcze 30-42 cm.. Po jakimś czasie zaliczam kolejną rolkę i znowu spinka -.- Ale już za trzecim razem wszystko poszło gładko i ląduje pełnołuskiego karpia 65 cm ok 4-5 kg Miałem jeszcze jeden odjazd, ale że byłem " zajęty" kolega przejął inicjatywę i wyholował moim zestawem jeszcze jednego karpia 67 cm również w granicach 5 kg. Jak zwykle wrzucam kilka pamiątkowych fotek :2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
Dzisiaj mucha. Woda podniesiona i dość brudna nie nastarajała mnie optymistycznie. Tym bardziej, że z nimfą nie kochamy się zbytnio- z wzajemnością Na szczęście miałem łowne przynęty podarowane przez @Booryss 😎 W sumie 4 ryby na kiju i kilka przespanych brań. Największa ryba niestety zerwała przypon przy gwałtownym odjeździe... Wynik przyzwoity biorąc pod uwagę warunki i fakt, że na kilku wędkarzy w zasięgu wzroku przez cały dzień widziałem trzy hole ryb.2 punkty
-
2 punkty
-
Kilka dni spędzonych nad wodą i coś się udało ugrać. Spora przeplatanka aktywności. Był dzień, że praktycznie każdego woblera zażerały a następnego dnia zero. Tak było przed samymi zawodami we Wrocławiu SFP Wrocław 2019 organizowanymi w sobotę. W czwartek brały bardzo dobrze, w piątek jeszcze na przyzwoitym poziomie a w sobotę nie tylko ja zszedłem bez brania. To był prawdopodobnie jeden z gorszych dni ostatnio. I ten, kto na zawodach cokolwiek złowił, to miał wiele szczęścia albo niesamowite umiejętności. W dalszym ciągu szukam i czekam na aktywność większych okoni. Udało się mi wypracować miejsce i jak do nich podejść, tylko upały i okrutna ilość kleszczy w tym miejscu, nie pozwala się do nich zabrać. Widok pięknych boleni, takich pod 80 cm do dzisiaj mam przed oczami. Udało się jednego, jak zwykle mniejszego złowić, ale jeden olbrzym przez chwilę przyglądał się mojemu popperowi i wydawało się, że za moment go zassie. Już widziałem, jak drgawka nim telepie, żeby chapnąć, ale odpuścił. Bolenie w tym sezonie potraktowałem poważniej. I na wyniki nie mogę narzekać. Mało pamiętam takich sytuacji, że by obyło się, chociaż bez jednego brania. Okazuje się, że przy odrobinie większej koncentracji na tej rybie, nie jest to takie trudne. Nie piszę o większych sztukach, bo w każdym gatunku wygląda podobnie, czyli, im większe, tym trudniej. Sporo pomagają woblery bezsterowe. Przyjemne łowienie i widowiskowe brania. Przy okazji można zapolować na wspomniane wcześniej okonie, czy klenie. Powoli zaczynają pojawiać się u mnie sandacze. Ilości, jak na mnie, spore. Marzenie o tych większych dalej pozostaje marzeniem. Gdy w jednym z dni aktywność była ponad przeciętna, to nawet w poppera przyładował;) Ostatnio uśmiechnęło się do mnie szczęście nawet do "wąsów". Być może miałem dwa na kiju. Nie mam pewności, bo pierwszy się wypiął po krótkiej walce, ale co do drugiego nie mam wątpliwości;) Mucha nocą? Przetarcie było. Kilka brań zaliczyłem. Nowa wędka i trzeba nauczyć się z nią współpracować. Liczę z nią na coś konkretnego. Czas pokaże. pzdr. jaceen;)2 punkty
-
Hejo! Sezon letni w pełni, a dla mnie jak lato to przede wszystkim... klenie! Nie powiem, ciężki był początek sezonu, a i teraz szału nie ma, ale co raz człowiek coś wyskrobie z rzeki. A jak to robię? A no właśnie tak Mam nadzieję że tych kilka moich słów w temacie, pomoże młodym adeptom sztuki łowienia kleni, w ich przechytrzeniu Link: https://zwedkowani.pl/index.php/2019/06/19/jak-prowadzic-przynete-kleniowa/ Jak prowadzić przynętę kleniową? Właśnie wróciłem znad hardcorowej rzeki. Nie kleń, a klenisko (!) sześćdziesiątak,on i cała reszta jego kleniowej kamandy, brały dziś na woblery prowadzone… z prądem. Kaban pogiął hak, ale nie moje o sposobach prezentacji przynęt kleniowych wyobrażenie: te prowadzone pod prąd dają mi jednak – mimo wszystko – najlepsze efekty. Nie zawsze, nie wszędzie i nie stricte pod prąd. Ale jednak najczęściej. Dlatego od prowadzenia woblera pod nurt właśnie (rzut w dół rzeki, pod drugi brzeg i sprowadzanie wachlarzem pod brzeg mój), ZAWSZE zaczynam łowienie. Gdy spłynie na moją stronę, powoli ściągam go do siebie (wtedy to często następują brania ryb, ukrywających się w podmytych burtach czy pod nawisami traw). I dopiero w sytuacji, gdy nie mam efektów zaczynam kombinować i prezentować woblera z nurtem. W swych kombinacjach jednak nie przesadzam. Niemal nigdy nie dopuszczam się prowadzenia dosłownie z prądem. Droga jaką pokonuje przynęta, przebiega zazwyczaj pod jakimś w stosunku do niego kącie. I jest też jeden jeszcze szczegół (w którym tkwi diabeł). No właśnie: ŚCIĄGAĆ- czy woblera takiego należy prowadzić tylko ruchem jednostajnym prostoliniowym (tak chyba brzmi pełna definicja 😉)? A może tchnąć w niego trochę życia ruchami nadgarstka? Jak prowadzić przynętę kleniową? – przede wszystkim na spokojnie. Nawet najagresywniejszego woblera prowadź “na lajcie”. Czasem nawet ściągać go nie należy. Niech postoi sobie w miejscu! Zaś w przypadku prowadzenie z nurtem, ograniczaj się do wybrania luzu na żyłce. Taka agresja – umiarkowana – wydaje się mi być źródłem sukcesu w połowie kleni. O ile przynęta może być bowiem demonem agresji i nie będzie tym wzbudzała podejrzeń czujnego klenia (one to lubią!), o tyle zbyt szybko poruszająca się torem (nienaturalnie) “rybka” da mu wiele do myślenia… Dalej nie bierze? Bierz sprawy w swoje ręce. To znaczy w swoje nadgarstki. Spróbuj też prowadzić szybciej – ogólnie: kombinuj! Wiesz już jak prowadzić przynętę kleniową ? Pewnie myślisz, że tak. Wszak dałem Ci garść wskazówek dotyczących łowienia kleni, ale… (zawsze jest jakieś “ale”!) Myślę, że będą pomocne – i oby były – ALE pamiętaj, że dopiero gdy poznasz swoje łowisko, będziesz mógł dobrać odpowiedni sposób prezentacji woblera: adekwatny do panujących na rzece warunków i preferencji pływających w niej ryb. No i apel, tak na koniec! Nie myl pojęć: niezależnie czy schodzisz w dół czy w górę rzeki możesz łowić z prądem jak i pod prąd. Wielu o tym zapomina!1 punkt
-
- Gatunek ryby: Sum - Długość w cm: 140 - Data połowu: 23.06.2019 - Godzina połowu: ok 0:40 - Łowisko: Odra - Przynęta: Wobler HMS 8cm (Spinnerman) - Bardzo krótki opis połowu : Jedno z czterech sumowych brań. Atak nastąpił tuż po wpadnięciu woblera do wody. Ryba wypuszczona.1 punkt
-
Kilkadziesiąt wpisów wyleciało w kosmos, to trzeba odbudować wątek. Prawdopodobnie za moment, za chwileczkę, będzie ciężki od big mamusiek? Oby się powiodło i koledzy chociaż trochę o tym opowiedzieli. U mnie takie 100% nocne muchowe wyjście nawet udane. Wyjście z poniedziałku na wtorek. Jeszcze za dnia miałem jakieś fajne wyjścia do muchowych wynalazków. Na pocieszenie i dalszą motywację trafiam na streamera klenia. Wieczorem było trochę walki ze sprzętem. Miałem długą przerwę od muchówek i brak brań zasiał wątpliwość w sukces. Łowiłem Kongerem #6 na Zonkery. Udało się jeszcze wyczarować dwie fajne ryby. Na muchę, w nocy, to każda ryba fajna:) Pierwszy gagatek wziął w znanej i rozpracowanej miejscówce. Drugi dał większą radość i emocje. Większy i na upatrzonego. Pokazał się, może inaczej, usłyszałem go "kątem ucha", bo byłem zwrócony w inną stronę i błyskawicznie posłałem Zonkera w pobliże zamieszania. Słyszę nagle znajome "kloop", kopnięcie w kij i wiem, że siedzi. Po kilkudziesięciu sekundach wypuszczam jegomościa. Będzie miał ktoś okazję jeszcze ryby złowić. Jak się nauczyły, że nie trzeba do pyska brać byle królika, to może za kilka lat będą godnymi rywalami następnych wędkarzy. PS Jakiś cud się stał. Dodałem nowy post i pokazały się poprzednie utracone wpisy. Czy to u mnie tylko coś takiego się działo?1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Dzisiaj żar tropików:) Wyskoczyłem po pracy sprawdzić czy bolki będą współpracować. Nie chciały...próbowałem kilka nowości i stare sprawdzone bez kontaktu na wodzie cisza, żadnych ataków za drobnicą... myślę sobie co jest z tymi boleniami? W końcu wyjąłem z pudełka nową cykadę taką 9 gram, myślę jak nie wobki to już ostateczność i podam im cykadkę - też lipa. Zmiana strategii, myślę postukam trochę za okoniami może jakieś punkty wpadną do ligi. Kilkanaście rzutów, podbicie...opad... i przywalił mały klamot, najpierw przytrzymanie potem jazda i murowanie...myślę sobie no tym razem misiu nie wygrasz...miarka pokazała 106 cm a waga dokładnie 8,84 kg. Udany rewanż za sponiewierany w maju zestaw okoniowy i niezłe zakończenie dnia. Sumek wrócił do wody są już naprawdę silne i w dobrej kondycji, woda coraz cieplejsza Szkoda że to nie bolek 106 cm Ale frajda z udanego holu sumka na wędce typowo boleniowej - bezcenne ...Jedyna strata to urwana niestety łowna cykadka. Trzeba dokupić Musiałem się zwinąć przed czasem bo mnie bez muggi komary zjadały.1 punkt
-
Cześć! Witam Was w ten zimowy...wiosenny... jesienny... a może po prostu: w ten poniedziałkowy poranek Pogoda płata nam figle, także doprawdy nie wiem co tam za Waszymi oknami widać. U mnie: wczoraj deszcz, a po nocy... kupa śniegu. Aż strach pomyśleć nie tylko co będzie jutro, ale przede wszystkim co to będzie w weekend. I czy aura będzie sprzyjała wędkarskim wyprawom nad brzegi pstrągowej rzeki🤔 No właśnie: pstrągi, pstrągi, pstrągi. Tytuł artykułu, kolejnego im właśnie dedykowanego, prowokacyjny: "Pstrąg potokowy - gatunek wy...rżnięciem zagrożony". Treść nieco też. A to wszystko po to, aby pobudzić Nas wszystkich do myślenia, pchnąć do działania, a w pewne puste głowy wlać trochę oleju. A jak jest u Was? Jak na przestrzeni lat przedstawia się liczebność populacji "Waszych" pstrągów? Waszych w cudzysłowie, bo pstrągi potokowe, jak i inne gatunku, należą do świata przyrody, a nie do ludzi. Nie zapominajmy o tym chociaż my, bo wielu niestety o tym nie pamięta. A konsekwencje tego mogą być opłakane w skutkach... Trochę przemyśleń przy poniedziałku na rozruszanie neuronów mózgowych nie zaszkodzi - choć w głowie ciągle pewnie jeszcze weekendowe rybki;) Pozdrawiam! https://zwedkowani.pl/index.php/2019/02/07/pstrag-potokowy-gatunek-zagrozony/ PSTRĄG POTOKOWY - GATUNEK WY...RŻNIĘCIEM ZAGROŻONY! Artykuł ten niesie Wam moją smutną refleksję: jesteśmy świadkami zmierzchu ery pstrągów potokowych. Ryb tych jest w “moich” rzekach coraz mniej. To samo mówią koledzy “po kiju” z innych regionów Polski. Nie oznacza to jednak, że czekamy na “trout the end” z założonymi rękoma. Ba! Im jest ciężej, tym wyżej zakasujemy rękawy i z większą jeszcze ochotą bierzemy się do roboty: odłowów tarlaków, zarybień, ochrony tarlisk – i takich tam. Niestety nasze działania niekoniecznie przynoszą efekty. Dlaczego? Bo pstrąg potokowy to nie płoć Nie gatunek pospolity, którego populacja składa się ze “sryliardów” tryliardów (do potęgi “entej”) osobników, pływających sobie swobodnie po niemal wszystkich akwenach naszego kraju: od Kaliningradu po Zgorzelec. Pstrąg to pstrąg, ryba występująca gdzieniegdzie. W nielicznych polskich rzekach. Terytorialista, którego łowić możemy przez pięć lat z rzędu spod jednego kamienia. Teoretycznie, mocno ograniczony zasięg występowania, powinien zatem ułatwiać ochronę tych zwierząt. W praktyce – w kompilacji z ludzką ignorancją i nieposzanowaniem dla przyrody – doprowadza tylko do jednego: wyrzynania populacji pstrąga potokowego w Polsce. I upadku prosto na zbity pysk, wszelkich starań mających na celu poprawę tej sytuacji. Podkreślmy to jeszcze raz: w Polsce rzeki pstrągowe z pstrągów się dosłownie WYRZYNA Przyczyny są różnorakie. Od tych, które ochoczo piętnujemy: kłusownictwo, kormorany i zanieczyszczenia (spływający z pól, gospodarstw i oczyszczalni, wyrzucany przez ludzi wprost do rzek, syf). I dalej: poprzez meliorantów prostujących, pogłębiających, czyszczących to czego prostować, pogłębiać, czyścić się nie da, nie powinno i nie można. Nie zapominając o zaporach, tamach, jazach i innych, stawianych ludzką ręką na rzekach budowlach przerywających naturalne szlaki tarłowe. Niszczone są w ten sposób tarliska i ikra. Trute są same ryby, unicestwiane naturalne dla nich kryjówki – słowem: umiera ekosystem, na zmiany w którym pstrąg potokowy jest nadzwyczaj wrażliwy. Dochodząc w końcu do przyczyny ostatniej, o której istnieniu sprawy sobie nie zdajemy (a może widzieć problemu nie chcemy?) osiągamy pełne spektrum pojęcia “zarzynania rzek pstrągowych”. Tym ostatnim elementem jesteśmy my – wędkarze. I z wszystkimi tymi patologiami walczyć nam wypada. Piętnować niewłaściwe zachowania we własnych szeregach MUSIMY! Dzięki nam niejedna pstrągowa rzeka – nawet ta najczystsza i szpadlem melioranta nietknięta – jest pstrągową jedynie z nazwy. Ilość ryb w nich pływających jest często odwrotnie proporcjonalna do liczby łowiących na nich wędkarzy – a więc bliska zeru. Inne są na tyle słynne ze swojej bezrybności, że wędkarska stopa na ich brzegach nie staje. No i mamy jeszcze kilka rzek opierających się rżnięciu – tylko jak długo pożyje cielak w rzeźni? (O)presja Ogromna presja wywierana na nieliczne rzeki, będące ostatnimi ostojami pstrągów potokowych w Polsce, to dla tych zwierząt katastrofa nie mniejsza od ekologicznej. Wędkarze ogałacają rzeki z ryb skuteczniej niż ZUS Twoją wypłatę. I nie mówię tu tylko o tych,mających w bardzo, ale to bardzo głębokim poważaniu obowiązujące limity ilościowe i wymiarowe zabieranych z łowisk ryb. Mało tego: w kwestii olewania tej części przepisów powinniśmy się MY WSZYSCY nawet do nich upodobnic i z równym co oni uporem wsadzić je sobie “gdzieś”. Lecz niech to działa w drugą stronę: wypuszczczajmy złowione pstrągi potokowe: BEZWZGLĘDNIE! – niezależnie od danych nam w tej kwestii przez regulamin możliwości. Tego wymaga KATASTROFALNA na obecną chwilę sytuacja. Tak być powinno! Ale ja wiem, że tak się nigdy nie stanie… Meliorant zawsze będzie meliorantem, człowiek – niszczycielem przyrody, wędkarze wędkarzami (z całym inwentarzem dobrych, ale i wołających o pomstę do nieba zachowań oraz przyzwyczajeń). Zmierzch ery dzikich pstrągów potokowych Ludzie dzielą się na mądrych i głupich. My – pstrągarze – należymy do tej drugiej grupy: wszyscy bez wyjątku. Część z nas wierzy, że pstrągi można wyrzynać (regulaminowo czy też nie) bez konsekwencji dla rybostanu naszych rzek. Reszta, naiwnie myśli, że ci pierwsi się zmienią – że się naród opamięta. Zmadrzejemy jednak – my wszyscy! Kiedy? A no wtedy, gdy pstrągi potokowe staną się tym czym żubry: trzymanym pod ścisłą ochroną gatunkiem. Uratowanym cudownie przed zagładą z ręki człowieka. Takim zwierzaczkiem z probówki. O tak, będziemy kiedyś o wiele mądrzejszymi pstrągarzami… szkoda, że po szkodzie. Stanie się to, bo o nędzną liczebność rodzimej populacji pstrąga potokowego oskarżamy – nic z tym nie robiąc! – meliorantów, kłusowników, syf płynący rzeką. Mało kiedy przyczyn doszukując się w nas samych.1 punkt