Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 26.04.2020 uwzględniając wszystkie działy
-
To był dziwny ale bardzo udany weekend. Sobota popołudnie Zainspirowany relacją kolegi moczykija postanowiłem zapolować na leszcze. Pojechałem na ulubione starorzecze, w którym obecnie przebywa ich bardzo dużo. Niestety łopaty w ogóle nie współpracowały ale nagroda pocieszenia w postaci przyłowów osłodziła gorzki smak porażki. Pierwszy trafił się sandaczyk około 40 - 45cm. Dla beki powiem, że była to moja źyciówka. Do tej pory miałem na koncie tylko jednego i to dużo mniejszego. Ryba wzięła na wobler Siek Bączek 4,5cm w kolorze zielonkawym. Drugi był okonek na meppsika aglia 0 w kolorze złotym. I na koniec bomba. Na paproszka 1,5 cm na 1g czeburaszce zacinam kolejnego życiowego Sandacza ale tym razem cyferki się zgadzają i mata-miarka pokazuje 79cm xD A widok tego maleńkiego paproszka wystającego z tej wielkiej paszczy bezcenny. Na koniec dnia poszedłem jeszcze na Odrę i w tego samego sieka co wcześniej uderzył tym razem szczupak. Po tym jak odjeżdżał mogę śmiało powiedzieć, że nie był mały ale niestety nie dane mi było go zobaczyć, prosty błąd, za bardzo odkręciłem hamulec, ryba dostała trochę luzu i tyle w temacie. Niedziela z samego rana. Tym razem plan odwrotny, zaczynam od Odry w arsenale głównie woblery kleniowo-jaziowe oraz obrotówki rozmiar 0 i 1. Po kilku rzutach trafiam okonka na obrotówkę. Zmiana wędki na tę z woblerem Siek bzyk 3,5cm i dostaję łupnięcie szczupaka. Nauczony wczorajszą porażką luzuję hamulec z rozwagą i udaje mi się wyholować. 70cm. Niedługo po tym zerwał się silny wiatr, który uniemożliwiał łowienie woblerami więc za cel ponownie obrałem starorzecze i znajdujące się w nim leszcze. Zacząłem od obrotówek, potem jakieś gumowe robaki ale nie dawały żadnych rezultatów. Przypomniałem sobie o gumie, na którą złowiłem tutaj leszcza 60cm (wtedy uznałem to za przypadek a nie wybitnie leszczową przynęte). Guma poleciała do wody kilka razy, mocny strzał w opadzie, i kolejny leszczyk ląduje w podbieraku.4 punkty
-
4 punkty
-
Widzę, ostatki nad w miarę dostępna Ślężą wykorzystywane Wczoraj brały - 2h - 16 szt na muchę - max 32 cm - reszta fajne grube głównie 25-28 cm. Niedługo schowają je zielsko - trzymam kciuki oby przeżyły i lekko im pomagam. - P.S. Zgłosiłem ostatnio do WIOŚ - drugie prawdopodobnie nielegalne odprowadzania ścieków (przy niskiej wodzie koncentracja szkodliwych substancji rośnie) i jedno prawdopodobnie nielegalne pompowanie wody z rzeki na pola.3 punkty
-
Miałem dzisiaj odpuścić rybom, ale przed zmierzchem wiatr się uspokoił, to skorzystałem prawie trzy godziny. Woda bardzo niska. Dodatkowo trzeba było uważać, żebym nie ściągnął muchówką jakiegoś rowerzysty z wału. Najlepiej łowiło się na piankowego żuka w kolorze różu. Nie wiem, dlaczego kojarzy się mi z flagą FLGBT?:/ Złowiłem cztery kleniki i dwie wzdręgi. Nie chciałem kombinować, bo możliwe, że więcej wzdręg bym złowił. Liczyłem jednak na większego klenia i krasne odbijały się od żuka. Kiedyś próbowałem je łowić, ale nie poradziłem sobie. Dzisiejsze to moje pierwsze ze Ślęzy. Wracałem, to było ciemno. Jeszcze pomyślałem, żeby spróbować złowić nocnego klenia na streamera. Bo kto mi zabroni?:))) Niska woda dawała mi szansę. Tadam!3 punkty
-
Witam po dłużej przerwie bez wpisów.. aż do wczoraj miałem ponad 3 tygodnie przerwy od łowienia 30 marca byłem ponad 8 godzin na łowisku komercyjnym Kuter Port Nieznanowice i zszedłem o kiju. Wczoraj spędziłem prawie 12 godzin na podkrakowskiej żwirowni PZW gdzie złowiłem pewnie z 50 płoci 10-20 cm na matchówkę i to tyle Dziś za to spędziłem z kumplem 9 godzin łowienia na innym łowisku komercyjnym tj. Jesiotr No Kill w Zakrzowcu. Kolega łowienie zakończył wynikiem 3 karpi ok 1,5-2 kg, 4 leszczy do 40 cm oraz kilkunastu karasi do 35 cm. U mnie za to brań mniej bo łowiłem dosyć grubo, za to udało się wypracować fajnego miśka o wadze 7.100. Trafiłem też fajnego bonusa w postaci sumka 70 cm Wrzucam dwa pamiątkowe zdjęcia z dziś :3 punkty
-
Tak jak pisałe wcześniej , silnik da radę do tego pontonu . Dupy nie urwie i szału nie będzie . Można kupić pawęż do tego pontonu i przykleić , naprzykład takie ustrojstwo https://allegro.pl/oferta/pawez-mocowanie-silnika-do-pontonow-intex-68624-8329068000 https://allegro.pl/oferta/mocowanie-silnika-uchwyt-pawez-do-pontonu-tokarex-5525350680 https://allegro.pl/oferta/mocowanie-silnika-pawez-pontonu-przyklejana-akceso-7858150229 https://allegro.pl/oferta/mocowanie-silnika-pawez-do-pontonu-akcesoria-78581328381 punkt
-
Wczoraj od 9 do 14 . Łowiłem na klasyczny grunt w starorzeczu Bugu. Ma metodę nie było brań, natomiast na zestawie z koszykiem 3 leszczyki wielkości ręki, jedno branie spalone z uwagi, iż zatrzasnąłęm się w namiocie i TE branie było mega potężne. Moją wędkę wyginało jakby była cienkim patykiem , nie mam pojęcia co to było ale przypon nie wytrzymał:/ Ja mogłem tylko się patrzeć na wędkę i żałować, że pozwoliłem córce zapiąć wszystkie suwaki w namiocie:/ Gdzieś wewnętrzne przeczucie mam, że straciłem życiówkę1 punkt
-
Wczoraj cały dzień łażenia ze spinem. Pojechałem po śniadaniu wróciłem po zmroku Zacząłem na małej rzeczce za Rzeszowem, pierwsza miejscówka taka bankowa z rybą jeśli nikt na niej nie był wcześniej, Dochodzę dosłownie na kolanach , lekkie rozlewisko na 6-8 metrów i dopływ metrowej szerokości ciurku wodnego. Możliwośći rzutu spiningiem ograniczone przez zwisające gałęzie drzew, lekkie rozchuśtanie woblerka i rzut z pod pachy branie w pierwszym podaniu, ładny jaź ponad 40 cm , już go trzymałem za kark i wyśliznął się z ręki a woblerek wyskoczył w górę . Do fotki nie zapozował ale jak ryba dotknięta to uważam że zaliczona czasami nawet z wody ich nie wyjmuję tylko odczepiam przynętę. Zamieszania trochę narobił więc idę dalej bo to miejsce na jedną rybę . Rzeczka zaczyna zarastać więc to chyba ostatnie podejście do niej w tym roku. Woda czysta widać pływające ryby , widać jak płyną do przynęty albo odpływają od niej jak obrażone. Łowię na małe 1.5 cm woblerki i mormyszkę z ochotką na przemian. Wyjmuję jakieś okonki wielkości do 15 cm, małe kleniki i od czasu do czasu widzę jak większe jazie próbują wobka dopłynięcie i trącenie pyskiem z ciekawości , czasem jak bym nie widział to nawet nie czuć tego na wędce . Czas miło płynie , pogoda słoneczna i ciepła , są brania czego chcieć więcej. Robię przerwę na kawę , z automatu na Lotosie , nawet dobra z mlekiem i cynamonowym cukrem i zajeżdżam na inną miejscówkę na ujściowy odcinek też samej rzeczki. Fajny kawałek wody do obłowienia , tak z 25 metrów, więc tylko kilkanaście rzutów. Po którymś z kolei przeciągnięciu woblerka widzę jak z pod burty wychodzi praktycznie z metr ode mnie ponad 40 cm jaź , wobler już praktycznie wyciągany z wody więc go sobie tylko obejrzał i nie zdążył skosztować . Ryba nie spłoszona nawróciła w to samo miejsce więc wycofuję się powoli ze 4 metry wyżej i podaję woblerka ponownie. Niestety jazik nie daje się skusić ani na tego ani na kilkanaście kolejnych w innej kolorystyce doławiam jednego okonia pod 20 cm i kończę z tą wodą . Główny cel tej wizyty to było poznanie możliwości dzikiego Wisłoka poniżej Rzeszowa, więc resztę czasu tracę na poznawanie brzegu widzianego do tej pory tylko na google maps Odkryta świetna i śliczna miejscówa na którą już sobie ostrzę zęby na lato jak da się wejść do wody bez woderów. Jedyny minus to doległość od pozostawionego auta, dojechać się nie da, trzeba z buta z kilometr zapodać . Niby to niedaleko ale jak zarośnie w lecie to chyba tylko z maczetą się dojdzie. Woda dosyć szybka i płytka , idealna na klenia a myślę że i brzana się tam będzie kręciła. Do końca juz na niej łowiłem chociaż miałem w planach iść jeszcze dalej i poznać te rejony. Złowiłem 6 kleni, największy pod 30 cm i w silnym nurcie trafił się okoń na 27 cm. Dodatkowo kilkadziesiąt brań nie wciętych , kilka z kontaktem z rybą ale ryby spadły, jedna świeca takiego klamota pewniez 5 z przodu kilka wyjść takich torped że aż mi się nogi uginały jak widać falę która się robi jak ryba płynie do przynęty. Testowałem wszystko prawie co miałem w pudełkach. Nalepsze efekty na 2 cm wahadełko i takie brombopodobne wobki które są dosyć ciężkie i deleko można podać ale płytko pracują pod powierzchnią . Ludzi zero tylko sarny, lisy i ślady po bobrach na każdym kroku , następna wizyta w tym miejscu to kilka fotek zrobię na zaostrzenie apetytu1 punkt
-
Nie złożyłem broni. Metoda gruntowa. Napływowa strona przelewu. Przynęta ser na włosie. Bez nęcenia. Trudny hol między gałęziami powalonych drzew. Trudne podbieranie ze stromego kamienistego brzegu. Odra za Wrocławiem. Wymieniam 48 na 54. 1.Jaceen 53+53+52=158 2.lechur1 3.Carloss83 4.Elast93 5.RSM 55+54+54=163 6.ESSOX - 49 7. Marienty 46 + 50 + 40 = 136 8. jamnick85 9.kamil.ruszala 49+36+50=135 10.Budek 50+56+53=159 11. Kepes53 12.Darek1 13. Michalvcf 48+44+48=140 14. Marex 45+43+41= 129 15. moczykij - 48+39+46=133 15. Larry_blanka - 42 16. Tadek 34+0+0=341 punkt
-
Przedwczoraj 21.04. Miejski odcinek Wisłoka. Miejscówka poniżej mostu Lwowskiego. Od 17-20.30 . Obcinka smużaka przez zębatego. Złamany ster w czarnej osie od Jacena . Wyjęte z wody 3 klenie poniżej 30 cm i 2 okonie . Większy okoń 24 cm mniejszy 22 ale stwierdzam że wstyd takim fotki robić i pomimo tego że wymiar do GP jest 20 cm nie skorzystam z tej możliwości Wczoraj 22.04. Mała żwirownia nie będąca wodą PZW 10.30-14 trochę gumkami i większość czasu drop shot na delikatnym castingu z 4 cm imitacją czerwonego robaka. Wyjęte 4 okonie tak po 15 cm i kilka brań bez ryby. Po 14 pojechałem jeszcze na Czarną Sędziszowską na potężną kilkudziesięcio hektarową żwirownię. To był błąd, 2 godziny bez kontaktu z rybą , na dużej wodzie przeszkadzał wiatr. Dzisiaj 23.04. Uregulowany odcinek Strugu, rzeczka 6-8 metrów szerokości. Od 11-17 . Zaskakująco dużo brań. Średni boleń na 2 cm wahadłuweczkę , pierwszy w tym roku jaź 31 cm na 1.5 cm woblerek 5 kleni takich do 25 cm i ponad 10 okoni takie 20-23 cm1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Ja dziś wybrałem się nad wodę pzw w poszukiwaniu karpia i nie nudziłem się. Okazów nie było, ale myślę, że spokojnie ponad 20 sztuk było na brzegu. Czytałem jakiś czas temu opinie na temat smaków/kolorów które działają na karpie i po dzisiejszym dniu stwierdzam, że chyba jednak smak decyduje. Używałem na początku 2 różnych pelletów do metody i na jeden z nich miałem chyba większą aktywność ryb, więc zacząłem go używać na obu wędkach. Później kombinacje z różnymi smakami i kolorami przynęt i na koniec dwie okazały się killerami. Na jakiś stary truskawkowy pellet waliły jak głupie, czasami wędki nie szło ustawić po zarzuceniu. Tak jak wspomniałem okazów nie było, ale nawet niewielkie rybki były bardzo silne. Tutaj branie jegomościa ze zdjęcia, który może miał ze 40cm.1 punkt
-
W końcu nadszedł upragniony dzień, aby udac się w celach rekreacyjnych nad wodę - udało mi się wyskoczyć parę razy w okresie z obostrzeniami, ale starałem się jechać w bardzo ustronne miejsca - głównie Oławka. Łowiłem głównie na boczny trok - masa różnych przynęt do 5 cm. Niestety każdy wypad oprócz połowów okoni kończył się również przylowami szczupaka (żaden nie odciął mi przyponu - szybko wróciły do wody). Na jednym z ostatnich wypadów miałem miłą niespodziankę - to wzdręga ? Połakomiła się na coś takiego: W poniedziałek natomiast udałem się z kolegą Carloss poszukać kleni i okoni. Dosyć szybko udało mi się złapać garbuska (obrotówka Lucky John). Po 30 min przy samym brzegu (przynęta - Andrzej Lipiński Hunter prowadzona akurat bardzo blisko brzegu na płyciźnie) potężne branie, zobaczyłem tylko chlapnięcie ogonem i ryba zrobiła odjazd w stronę nurtu, zwolniłem dosyć luźno hamulec i ryba wybierała co raz więcej plecionki 0,06, oczywiście delikatnie próbowałem momentami zwijać / delikatnie się posiłować, ale za wiele nie mogłem zrobić - tylko czekać, aż przeciwnik się zmęczy. Z biegiem czasu ryba słabła (mimo wielu bajecznych odjazdów), po dobrych 30-40 min modlitw, aby pletka nie poszła (zdrętwiał mi nadgarstek :D) udało się wyciągnąć rybę na brzeg - przyłów SUMA 110 cm +/-. Nie ważony, ale bardzo gruby brzuch - musiał miec sporo żarcia w ostatnim czasie. Szybka fotka, do wody na krótkie przywrócenie sił i bezpiecznie odpłynął. Nie wstawiam foty w związku z okresem ochronnym - chciałem tylko to w skrócie opisac bo dla początkującego wędkarza to bardzo dużo pozytywnych emocji.1 punkt
-
Nie lubię poniedziałku? Ponad trzy tygodnie bez wędki zrobiło swoje. Gdy nadarza się okazja, by wyjść, to już nie mam takiej ochoty. Pasja wędkarska u mnie przygasła. Jeden telefon, drugi telefon, jakieś zdjęcie z wody i walka ze sobą, iść nie iść? Zrobię kanapkę, herbatę do termosu i w trzydzieści minut będę nad wodą. W sam raz. Będzie już ciemno. Idę. Robię skrót, który daje mi pół godziny drogi, a nie czterdzieści minut. Po drodze rozmyślam, z czym przyjdzie mi się zmierzyć? Często staram się powiązać wyprawy z jakimś wydarzeniem. Z jakimś szczególnym dniem lub sytuacją. Był dzień dziecka, pierwszy dzień wiosny, trzynastego w piątek, 1 maja, pierwszy dzień wakacji i analogicznie ostatni dzień wakacji. Był pierwszy dzień roku, jak też ostatni. Był dzień wigilii, dzień kobiet i wiele innych, z którymi kojarzę wędkarskie wydarzenia. A co może się wydarzyć w zwykły/niezwykły poniedziałek, że zapamiętam go, być może na bardzo długo? Jednego co pragnąłem, to żeby szczęście się uśmiechnęło i trafił się kleń ponad pięćdziesiąt centymetrów. Od dekady obiecuję sobie, żeby w sezonie był przynajmniej jeden na koncie. Rekordowy sezon był dwa lata temu. Złowiłem wtedy szesnaście. Oczywiście znajomość i doświadczenie przydaje się, ale do tego trzeba jeszcze szczęścia. Bez tego chęci mogą pozostać tylko chęciami i często pozostaje obraz wędkarza z rozdziawioną gębą, gdy ryba wypina się podczas holu. Taki niechlubny rekord też posiadam, że na jednej wyprawie kilkanaście ryb spadło mi podczas holu. Do tej pory mnie to prześladuje i zachodzę w głowę, jaka była przyczyna. Jestem nad wodą. Powoli uzbrajam wędkę. Kilkanaście minut rzucania i rozglądam się, jaka jest sytuacja. Analizuję, jak pracują woblery, jaki jest nurt, gdzie gromadzi się drobnica. Mam pierwsze branie. Delikatne trącenie i po chwili czuję charakterystyczne szarpanie. Że to okoń dopiero byłem pewien, gdy go wyjąłem z wody. Po długiej przerwie nie jest się niczego pewnym. Postanawiam jeszcze chwilę obłowić to samo miejsce. Wędka ładnie przechodzi w parabolę. Nie jest to jakaś niebezpieczna sytuacja. Jeszcze do głębokiego ugięcia aż do kołowrotka, daleka droga, ale to całkiem inna praca, niż wędki, z jakimi miałem do tej pory doświadczenia. Branie było delikatne i pierwszy moment holu nie dawał mi obrazu, z czym wojuję. Po chwili wiem, że to nie przelewki. Kleń duży. Moje drobne dłonie średnio sobie radzą z tą sytuacją. Po chwili odhaczam woblera i mierzę rybę. Jest nieźle, równe 52 cm. Kilkanaście metrów dalej i podobna sytuacja. Nie minęło kilkanaście minut i wędka znowu wygięta jak naciągnięty łuk. Ulala, czyżby jeszcze większy? Odczuwam silniejsze szarpnięcia. Tylko spokój może uratować sytuację. Podciągam klenia pod miejsce do podebrania. Zapalam lampkę i widzę bardzo szerokiego jegomościa. Ciekawe, czy będzie dłuższy od poprzedniego? Okazało się, że ma 51 cm. Podobna sytuacja przydarzyła się mi tylko raz. Było to chyba w 2002 roku. W każdym razie pierwszego maja wybrałem się jeszcze na klenie, na jeden z dopływów Odry. Wtedy jeszcze nie łowiłem zapamiętale na spinning. Wędka winklepicker do 40 g z trzema wymiennymi szczytówkami doskonale sprawdzała się na kleniowe wędrówki. Ten dzień zapamiętałem, bo wtedy złowiłem dwa swoje największe klenie. Pierwszy mierzył 60,5 cm a drugi 58 cm. To była całkiem inna sytuacja i mój sukces wcale nie był przesądzony. Trudne miejscówki usiane podwodnymi korzeniami, kołkami, podwodną roślinnością i w pobliżu wartkim nurtem nie dawało mi praktycznie szans. Jednak nie skorzystały z tego i w odstępie kilkunastu minut złowiłem dwa piękne klenie. Miałem jeszcze tego dnia kilka mniejszych, ale to nie miało już znaczenia. Czy mogło coś przebić tę sytuację z maja? Tylko złowienie hat-trick kleni 50+. Po ugięciu wędki już wiem, że jest to możliwe. Teraz dopiero poczułem uderzenie adrenaliny. Zaczęło mi bardzo zależeć, by chociaż zobaczyć i ocenić, czy jest tak duży, jak poprzednie. Zapalam lampkę i… zacząłem jeszcze bardziej się obawiać. W zasadzie wystarczy mi podprowadzenie ryby pod nogi, czasami wystarczy ją klepnąć w czoło i zaliczam ją sobie, że jest złowiona. Nie muszę mierzyć. Tym bardziej że jest podobnych rozmiarów. Jednak nie darowałbym sobie, bo taka sytuacja może przydarzyć się raz w życiu i chcę mieć pewność. Miarka pokazuje 53 cm! Parę lat temu nie miałem zielonego pojęcia, że świadomie można łowić klenie nocą. W wielu przypadkach bardziej skutecznie niż w dzień. W jednym z sezonów wśliznął się między te dwa moje rekordowe na winklepickera, nocny spinningowy kleń 59 cm. Szybko to wszystko się odbyło. Punktowałem klenie prawie jak Lewandowski bramki na boisku. Zjadłem kanapkę, wypiłem herbatę i wróciłem na pierwszą miejscówkę. Udał mi się dłuższy rzut. Linka zaplatała się o palec i chwilę woblerek dryfował. Zlikwidowałem luz i gdy wobler zanurzył się, nastąpiło branie. Tym razem było widoczne, słyszalne i walka odbywała się przez kilka sekund prawie w powietrzu. Takie zachowanie wskazywało, że zapiałem potężnego jazia. W ciemności nie byłem w stanie tego ocenić. Po walce, chlapaniu, rozbryzgach, przewalaniu się na boki obstawiałem właśnie na niego. Potrzebowałem podprowadzić rybę jakieś dwadzieścia metrów do obniżenia. Rytuał podobny. Zapalam lampkę i oceniam sytuację. Jednak kleń! Spory. Podobny do wcześniejszych. Gdyby był delikatniej zapięty i nie zostawiłbym torby z peanem kilkanaście metrów dalej, to bym go nie mierzył. No cóż, gdy już go wypiąłem na bulwarach, to jednak zmierzyłem. Miara pokazuje po raz drugi 53 cm! Jak tu nie lubić poniedziałków? Jednak w całej tej sytuacji musiało się coś wydarzyć, by nie było tak różowo. Do północy miałem kilkadziesiąt minut i zdecydowałem jeszcze spróbować. Po kilku rzutach wyleciała mi szczytowa część spinningu. Linka owinęła się wokół szczytówki i ścięła ostatnią przelotkę. No tak, to był ewidentny znak, że wystarczy. Żeby nie przeginać ze szczęściem. Oceniłem, że nie będę obcinał szczytówki do następnej przelotki. Kawałek, który został, jest do uratowania. Łowiłem na Spinning Patriot Revival 251 cm/3-15g, akcja-Medium Light. Plecionka 0,08 na kołowrotku Catana 3000SFB. Przynętą był kleniowy wobler 35 mm prawdopodobnie Gębskiego. PS1 punkt
-
Pierwsze ryby po 2 tygodniach kwarantanny Ludzi nad wodą jak na zawodach , wszyscy stęsknieni za wędką w ręce to wyleźli łowić. Od 15 do wieczora siedziałem , chciałem też trochę po zmroku porzucać ale tak się ochłodziło że telepałem sie jak bym delirkę miał. Brań kilkanaście , wyjęte z wody 2 okonie i kleń . Dodatkowo boleń niewymiarowy zamłynkował pod nogami i sam się wyhaczył. Większy okoń 27 cm gruby nie wytarty , drugi miał prawie 25 i chudziutki jak śledź Drugiej fotki nie ma bo znowu myślałem że okoń ma mieć 25 cm1 punkt
-
Nie wytrzymałem i przechytrzyłem "wielkiego brata" Schowałem się tak że jak nikt nie podpie...li to nie znajdą i ręka rybą śmierdzi Woda mega trudna , dostępna praktycznie tylko na wiosnę , w lecie nawet nie próbowałem tam jechać. Nie mam mowy o rzucie, raczej wpuszczenie przynęty w dogodny kawałek wody na dosłownie kilka obrotów korbką. Najlepiej rozhuśtać przynętę i starać się ulokować ją w wodzie. To tylko kilka miejsc dostępnych i po kilkanaście prób w każdym , lekko ponad godzinkę byłem a i tak najbardziej boli szyja od ciągłego rozglądania się czy policja nie atakuje Jak czytam w necie za co walą mandaty m.in za spacer z dzieckiem nad rzeką , za odwiedzenie cmentarza, za zmianę opon albo pobyt z autem na myjni, to mnie krew zalewa, to już wygląda na polowania w celu wystawienia jak największej ilości mandatów . A wczoraj w pełnej nieświadomośći zmnieniałem koła w 2 samochodach 😇1 punkt