Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 31.07.2022 uwzględniając wszystkie działy
-
To ja miałem jeszcze większego farta 3 dni temu Stoję w pokrzywach po samą szyję , prawie mnie nie widać , rzuty na środek i zwijanie po wachlarzu, kolejny rzut i nadleciał akurat jakiś ptak, szybko jak F-16, zahaczył o żyłkę, zawinęło o skrzydło , naciągnął wyjechał z kołowrotka kilka metrów i chlapnął w wodę. Podciągam bliżej, myślałem że gołąb a tu dziób drapieżnika i szpony jak igły. Wielkościowo jak kaczka krzyżówka, posprawdzałem w googlach i najbardziej mi pasuje sokół . Fotki nie robiłem bo nie chciałem stresować ptaka , żyłkę przegryzłem i zsunąłem ze skrzydła bez uszczerbku dla piór, odleciał od razu chociaż był przemoczony. Do kaczki, gołębia, rybitwy i kilku nietoperzy doszedł mi prawdziwy drapieżnik złowiony na spinning4 punkty
-
Wyskoczyłem wczoraj na miejski odcinek 20:00-00:00. Pięknie się zaktywizował kleń na dzień przed radykalną zmianą pogody. Brań może nie za dużo ale za to większość wykorzystanych. Ryby połykały przynęty w całości. Robotę tego wieczoru robił siek bzyk. Złowiłem 3 ładne klenie 49, 39, 47 i sumka ~40cm. Godzinę przed końcem rzucałem za sandaczem ale bez efektów. Jeden z lepszych wypadów ostatnimi czasy.3 punkty
-
Trochę późno zdecydowałem, że może warto dziś jeszcze wyskoczyć nad wodę, więc dalsze wycieczki odpadały. Postanowiłem zajrzeć na jeden z wrocławskich kanałów, na którym jeszcze nie łowiłem. Zajechałem na miejsce, zrobiłem krótki spacer brzegiem "na sucho" (bez kija). Tyle wystarczyło, by zdać sobie sprawę, że na taką wodę jestem kompletnie nieprzygotowany. Szybka zmiana planów i około 20-ej ląduję nad innym kanałem. Ten odwiedzałem już nie raz, ale w tym miejscu byłem ostatnio pewnie kilkanaście lat temu. Szybko zorientowałem się, że jest to inna woda, niż ją pamiętałem. Na odcinku 20-30m urywam trzy Meppsy. To mnie jednak nie odstraszyło, bo miejsce mi się podobało, tym bardziej, że tuż przed urwaniem ostatniej złowiłem na nią sandaczyka. Postanowiłem trochę posmużyć, jednak było już na tyle ciemno, że nie chciało mi się wiązać po omacku fluo, a czołówki nie chciałem włączać, bo i bez niej robactwo mnie obłaziło. Zaryzykowałem i zawiązałem agrafkę bezpośrednio na plecionce, a kilka minut później cieszyłem się z pierwszego w tym roku jazia. Gdy zapadł zmrok woda zamarła. Nastała chyba pora sumiarzy, a na to też nie byłem dziś gotowy.2 punkty
-
Dzisiaj bardziej rozeznanie rzeczki jak wygląda po mojej dłuższej nieobecności niż łowienie. Było jedno branie na osę ale niestety nie trafił. Na woblera ryuki też uderzył okoń ale się spiął. Na klenie przyjdzie czas jak pogoda się poprawi. Przy okazji przygotowałem sobie miejscówke na jazie. W tamtym roku podczas urlopu mogłem połowić tylko dwa dni ponieważ rzeczka wylała ale w tym czasie jaź 46 cm wyjechał z tego miejsca. Zobaczymy jak będzie w poniedziałek.1 punkt
-
Gratulacje dla bywających nad wodą! Wczoraj wypad 19:00-23:00 na popularny wrocławski odcinek. Kilka brań i jeden fajny kleń 52cm. Miałem jeszcze jednego, chyba jeszcze większego bo pięknie się pokazał przy braniu ale zacięcie było nieskuteczne i spadł po sekundzie. Warunki niełatwe - dużo płynących traw czepiających się w prawie każdym rzucie. Przynętą dnia była własnoręcznie wystrugana i poświęcona oska od kolegi @jaceen. Ciekawe czy ją jeszcze pamięta bo dostałem ją chyba więcej niż 5 lat temu. @Elast93 dobre samojebki z rybami to lata doświadczeń. Najgorsze wychodzą, kiedy najbardziej Ci zależy - czyli z tymi największymi rybami 😈1 punkt
-
Gratulacje wszystkim Ja ostatnio połowiłem trochę kleni, oraz przełamałem tegoroczną boleniową klątwę.. ( została mi jeszcze szczupakowa ) W zeszłą niedzielę zaliczyłem parugodzinny wieczorny wypad na Wisłę, pierwszy raz po 3 tygodniach przerwy. Złowiłem wtedy tylko jednego klenia 38 cm.. Wczoraj za to byłem dwa razy w ciągu dnia nad wodą, najpierw z samego rana od jakiejś 04:00 do 12:00. Udało się złowić 5 kleni największy miał 47,5 cm Miałem też jakąś fajną rybę na kiju bolenia albo szczupaka, ale niestety przypon nie wytrzymał lub szczupak mi obciął bo "coś" poszło z woblerem.. Po południu stwierdziłem że jadę na wieczorną dogrywkę w to samo miejsce.. Nad wodę dotarłem tuż przed 20:00 i wędkowałem do północy. Po może 15 minutach łowienia mam branie na kleniowego woblerka i wyjmuję pierwszego bolenia w tym sezonie.. Szybkie mierzenie kilka fotek i do wody - 63 cm, do zmroku łowię lekkim zestawem i tym kleniowym kenartem wyjmuję 3 nieduże sandaczyki i sumka ale wszystko max 40 cm Po zmroku zmiana kija i czesanie wody na zmianę gumą oraz sandaczowymi woblerami.. Około 22:45 mam sandaczowe branie, rybę wcinam ale momentalnie spada.. Pech Po jakichś 15 minutach od spinki sandacza mam walnięcie w 11 cm sandaczowego wolfa.. Z początku myślałem że mam sporego sandacza lecz ten okazał się bardzo dużym boleniem. Miałem problem z podebraniem ryby, raz mi wyskoczył z podbieraka ale jakimś cudem się nie wypiął i za drugim razem już się udało.. Robię kilka zdjęć na miarce i w podbieraku oraz próbuję zrobić sobie samemu foto samowyzwalaczem, ale nie wyszło to zbyt dobrze.. No cóż takie uroki łowienia w samotności że bardzo ciężko strzelić sobie foto z fajną rybą nie mając ze sobą statywu.. Miarka pokazała 81 cm Jest to dopiero mój trzeci boleń 80+ w życiu Wrzucam pamiątkowe zdjęcie największego klenia oraz nieudolną samojebkę bolenia : Ps. Skoro boleniowa klątwa wczoraj została przełamana to jutro rano spróbuję złamać tą szczupakową..1 punkt
-
1 punkt
-
"Niestety", wędkarstwo efektywne, a w przypadku Jacka także i efektowne, wymaga ogromnego zaangażowania i dużej ilości czasu, a i tak może się okazać, że zwyczajnie zabraknie szczęścia. To jest sport dla stoików i to mega cierpliwych i wierzących w siebie i w swoje metody. To nie jest "miękka gra" :) Lubię oglądać filmiki na kanale youtubowym "Briggsy Sport Fishing". Facet jest Australijczykiem i łowi ze skał w oceanie ogromne ryby na spining. Na filmach wygląda to świetnie. Czytałem jednak kiedyś wywiad przeprowadzony z nim na temat jego wędkarstwa. Powiedział, że takich miejsc gdzie można tak połowić jest naprawdę niewiele i wiedza o ich lokalizacji jest bardzo zazdrośnie strzeżona. A jeśli się już zna takie miejsce, to trzeba być bardzo wytrwałym, bo mówił, że często zdarza mu się 10 wyjść pod rząd po 6 godzin łowienia, bez żadnego brania. Sześćdziesiąt godzin biczowania wody ciężkimi przynętami, by w końcu trafić branie i rybę, dzięki której nagra super fajny filmik! Trwający 10 minut. A potem my oglądamy takie filmiki i myślimy, że tam w Australii to dopiero można sobie łatwo i dużo połowić...1 punkt
-
Napaliłem się na nocne sumy. Jak jestem za wcześnie to w oczekiwaniu na zachód słońca spaceruję z leciutkim spinningiem obserwując wodę. Później zmieniam sprzęt na grubszy ale zanim zmieniłem udało się wydłubać kilka okoni. Największy 27 cm na Minimastera 3,5 cm od Fischasera na główce wolframowej 4,5 mm. Tym razem te fajniejsze nie chciały nic większego.1 punkt
-
1 punkt
-
Ostatni tydzień spędziłem na wakacjach w okolicy Giżycka. Była to już kolejna próba połączenia wakacyjnie atrakcyjnego miejsca dla rodziny z możliwością łapania ryb. Wędkarsko kończyło się to nieciekawie( w tamtym roku w okolicy Łeby na łowisku specjalnym z obowiązkowa matą i płynem do dezynfekcji skończyłem na zero. Na 10 domków przez tydzień trafił się jeden karp 7kg). Teraz jesteśmy na małym ośrodku 4 domki i obok staw z rybami. Właściciel nie reklamuje ośrodka jako wędkarski ale wiadomo że ryby są. Z Tatą próbujemy różnych metod. Większość czasu łapiemy na method feeder ale próbujemy tez na spina. Przez tydzień udaje mi się złapać jak na moje umiejętności i doświadczenie z karpiowatymi 4 fajne rybki 2 amury i 2 karpie i kilka mniejszych ryb. Na spina trochę okoni i parę szczupaczkow jednego wymiarowego. Tato 2 amury i na spina 3 wymiarowe szczupaki w tym 92cm. Wyjazd uważam za udany i rodzina zadowolona bo jak na polskie warunki pogoda dopisała i sporo czasu spędziliśmy na plaży.😀1 punkt
-
@jaceen uważam, że statystyki które przedstawiasz są rewelacyjne. Chciałbym się zbliżyć do Ciebie w średniej ilości brań sumowych w przeliczeniu na godziny spędzone nad wodą. Podstawą moim zdaniem jest częste bycie nad wodą i cierpliwe próbowanie. Spinning ma tę przewagę, że nie wymaga godzin przygotowań i tony sprzętu jak na stacjonarce. Rozkładasz kij i już łowisz. 4 godziny na spina to już szmat czasu, na stacjonarce chwilka. W sobotę wróciłem z Chorwacji. Tym razem odpuściłem duży port, bo Trogir jest piękny, ale zbyt tłoczny na łowienie niestety i pozostała mi lokalna mini marina blisko kwatery. Jak się ściemnia jest tu jakieś 10 razy więcej ludzi. Pierwsze dni- a bardziej noce- były obiecujące, jak pisałem złowiłem kilka dorad i sporo rekinków psich. Kolejne kilka wieczorów bez brań, wystarczyło że zmienił się kierunek wiatru. Za to prawie co dzień wyciągałem rozgwiazdy. Skubane łykały fileta zawodowo. Próbowałem więc w innym, pięknym miejscu z drugiej strony wyspy. Wysoki klif, na nim cerkiew wkomponowana w skały i bajeczne miejsce z kryształową wodą. Jeżeli w raju jest jakieś łowisko, to tak sobie je wyobrażam. Ryb było tam mnóstwo, ale ciężko przechytrzyć większą sztukę. Ta już całkiem niezła jak na to miejsce. Największy problem to zabezpieczyć przynętę przed drobnicą, która w dzień momentalnie czyści haczyk, bo prawie każda ryba w Adriatyku ma zęby. Próbowałem w tym miejscu również w nocy. Klimat nieziemski, kilometry od najbliższych budynków, tylko skały, morze i gwiazdy. Jednak z ryb tylko taki brzydal się zameldował nocą. W powrotnej drodze w górę po setkach schodów, nagle słyszę gitarę i śpiew. Duchy? To w środku nocy przy świecach w cerkwi na klifie garstka ludzi gra i śpiewa pieśni. Magiczne chwile... W ostatnią noc przed wyjazdem siedzę w starym miejscu do 2 w nocy i znowu zaczęły brać rekinki. Kolejny raz przekonałem się, że skuteczne łowienie z brzegu w Chorwacji nie jest proste. Mimo to udało się wypracować kilka znośnych ryb, w tym wiele rekinków, które łowiłem pierwszy raz. Próbowałem wbić się na rejs big game, ale nie było grupy do której mógłbym się dołączyć. Zaś samodzielny rejs za 600- 700 euro byłby lekką przesadą nawet jak na mnie.😄 No ale już wyjazd na nocne zawody tuż po przejechaniu 1100 km to już ujdzie.🤣 Wracam po 23, kąpiel i o północy jadę na nocne zawody, które trwają już od 20. Głupie? Nie, bo to zawody na największą rybę. Jedna, największa sztuka na wagę. Próby z żywcem nie przynoszą efektu, więc ok. 2 ustawiamy się na karpie, bo ojciec świetnie przygotował łowisko umiejętnie nęcąc. Zaczynam oglądać na telefonie pierwszy mecz Lewandowskiego i wreszcie ok. 5.30 zamykam zmęczone oko na wcześniej przygotowanym wyrku. O 6 budzi mnie odjazd z kołowrotka, szybko przytomnieje bo ryba jest niezła. Ojciec szykuje się do podebrania a tu na jego kiju też ostra jazda. Podbieram moja rybę i chwilę potem ojczulkowi. Są podobnej długości, ale mój dużo grubszy. Ma dobrze ponad trzy kilo. Ojca jest pół kilo lżejszy. Chwilę potem kolejna jazda u ojca, ale ryba nieco mniejsza. Brania się kończą. To było złote 10 minut z całych 11 godzinnych zawodów. Po ważeniu okazało się, że mam trzecie miejsce a ojciec szóste na blisko 50 uczestników. Warto było nie przespać nocy. 😎 Tej samej doby łowić rekiny i karpie? Chyba szybko tego nie powtórzę.😁1 punkt
-
Sumy na spinning nie jednego złamały.Brak wyników może szybko zniechęcić.Dobrym przykładem może być mój syn.W zeszłym roku na 4 wypadach złowił 3 sumy ale wszystkie metodą na"tatę" mówiłem mu co założyć i gdzie rzucać i musiałem stać nad nim żeby o 10min nie rezygnował.Potem przyszło kilka wypadów bez brania I morale mocno opadło.W tym roku zaczął też mocno od grubego 160cm wąsa i jednego spiętego na tym samym wypadzie.Na kolejnym znów złowił rybę 100+ a druga mu się wypięła.Pod koniec czerwca inspirowany wynikami Jacka kupiłem pierwszego nietoperza I mocno wkręciłem się w łowienie z powierzchni.Pierwszy wypad i od razu miałem kontakt z 2 rybami ale niestety przegrałem.Syn łowił ze mną ale klasycznie na przynęty,które dawały mu wcześniej ryby w innych miejscówkach.Potem zaczął próbować z powierzchni I wyniki miał jak napisał Jacek x wypadów zero ryb.Ja w tym czasie złowiłem 4 fajne wąsy.Nie pomagało tłumaczenie jak ma łowić,jednej nocy Jacek chyba z pół godziny mu wszystko tłumaczył pokazywał przynety opowiadał jak prowadzić,ale on chciał po swojemu i zamiast łowić ryby to je podbierał.Impulsem był chyba wypad na którym już prawie godzinę mieszał wodę chińską cykadą,wyczaił miejsce z kleniami ale nie miał brań i postanowił zmienić ją na Fanatica,w trakcie zmiany pod nogami sum przywalił w kleniowe towarzystwo a młody żałował bo ta ryba mogła zassać jego chlapacza ,chwilę po tym złowiłem suma na 30cm szczurka a gdy go wypuszczałem,Jacek zadzwonił ,że ma rybę na kiju.W kilkanaście minut każdy z nas mógł mieć rybę a tylko syn skończył na zero.Na następnym wypadzie już się bardziej przykładał i zaliczył pierwsze branie z powierzchni.Przełamanie nastąpiło wczoraj zaczął prowadzić nietoperza tak jak trzeba i zaliczył pierwszego klenia,miał nawet branie ze ..stopa...Na koniec przywalił mu wąs ale się wypiął.W sierpniu robimy 2 tygodniowy maraton sumowy i teraz już jestem pewien , że złowi pierwszego suma z powierzchni.Jak to się ma do statystyk..był ze mną chyba z 7 razy wiedział jak,gdzie, na co,widział brania ale zerował.1 punkt
-
OldBolo, mucha ani krzty nie ma nic wspólnego z takim łowieniem. Muszkarstwo dawno mnie rozczarowało. Sprowadziło się do łowienia na sztuczne glizdy i gdyby trochę pofolgowano w przepisach, to pewnie muszkarze bez skrupułów łowiliby na żywe robaki. Statystyki? Aż tak do wędkarstwa nie podchodziłem, żeby prowadzić statystyki. Może by to pomagało, ale w czym? Żeby łowić jeszcze więcej i jeszcze więcej niż więcej?:) Teoretycznie porównuję na świeżo wyniki z poprzednich miesięcy lub w stosunku rok do roku, o ile zapamiętam lub przypomnę sobie wydarzenia z katalogu zdjęć. Jeżeli ktoś potrzebuje do oceny, czy wartość strat energetycznych będzie opłacalna, to u mnie wyglądało to mniej więcej tak: Na około 40 wyjść nad wodę za każdym razem po 4 godz. spędzone z chlapakami, złowiłem 12 sumów 100 cm+. Matematycznie wygląda, że łowiłem jednego suma na 3,3333333 wyjść, w równym rozliczeniu biorąc pod uwagę 4 godziny łowienia (40 dni ÷ 12 szt.). Przeliczanie na godziny nie ma sensu. Gdy ktoś takie statystyki weźmie sobie do serca i spędzi ilościowo tyle samo co ja, ale w rozliczeniu po 1-1,5 na jedno wyjście, to może srogo się rozczarować, bo... u mnie brania w zdecydowanej większości były w drugiej, trzeciej lub czwartej godzinie wędkowania. Będąc nad wodą od 23:00, raptem złowiłem 3 sumy. W godzinach 0:00-3:00 było 9 sumów. Brań zepsutych, pustych, nie jestem sobie w stanie przypomnieć i w jakich godzinach. Z pewnością chodzi mi po głowie godzina 3:00, bo miałem kilka akcji na pograniczu powrotu i martwiłem się czasami, żeby mi zbyt duży kaban nie wziął. Ostatni dyliżans niestety na mnie nie był łaskawy poczekać. Taka zabawa w statystyki jest ciekawa, ale po co?:) Czy nie warto wziąć wędkę i pójść nad wodę i miło spędzić czas?:) Skuteczność? Na 40 dni miałem około (żeby nie przesadzić:) 1 atak sumowy na jedno wyjście, czyli 40 brań. Przypomnę ponownie, że jedno wyjście, to około 4 godzin nad wodą. Biorąc pod uwagę ilość brań do ilości zaciętych, wychodzi średnio 1 zacięte na 3,33333 brań. Oczywiście upraszczam te dane, bo ich nie notuję. 100% akcji na woblery powierzchniowe typu crawler. Warto wspomnieć, że nie bywałem sam, o tym wspomnę na końcu. U innych może to wyglądać lepiej lub gorzej. Jest jeszcze trzecia opcja, że mogło być podobnie:) Dla tych, co mieli pecha, bywało, że statystyki były mało pocieszające. Ilość wyjść = X, skuteczność = 0. Biorąc pod uwagę presję, ilość ryb ukłutych, porę roku i ilość, która wyjechała z wody bezpowrotnie, to będzie coraz trudniej:) Nie ma miękkiej gry:) Trzeba się postarać o każde branie. Za każdym razem poprzeczka jest coraz wyżej. Wąsy się uczą, zaczynają ignorować przynęty, trzeba zmieniać powoli na inne, które nie wzbudzają podejrzeń. Ostatnio podgoniłem statystyki;), bo złowiłem dwa sumy na jedno wyjście. Szkoda, że zepsuło je jedno puste branie:) Mocnego przygięcia i pzdr.,👊 PS Zdaję sobie sprawę, że zaglądają tu wędkarze incognito. Czerpią wiedzę i nic poza tym. Chciałbym zaapelować o trochę kultury, takiej wędkarskiej, o ile coś takiego w ich mniemaniu występuje. Nastała jakaś moda, być może chęć "błyśnięcia":) swoim wyposażeniem na czole? Może spotykam czasami kogoś z obrony przeciwlotniczej? Przecież takim oświetleniem, jakie używacie, można wypełnić światłem całą halę produkcyjną:) Rozumiem, że czasami trzeba. Trzeba zmienić przynętę, zawiązać przypon, wyjąć kotwicę z dłoni, czy pomóc sobie podczas holu, ale dajcie żyć tym po drugiej stronie. Świeć sobie człowieku pod nogi, a nie miotaj światłem po oczach kolegom. Ech!:)💡💡 💡1 punkt