Któraś z rzędu wyprawa po konkretną odrzańską kluskę.
Jeszcze za dnia kilka puknięć na smużaki i jeden skromny łyka chrabąszcza na szpicy ostrogi.
Poprzednie dwa wieczory, jakiś spinningista stawał centralnie w miejscu, gdzie chciałem przechytrzyć te wielkie kleniska, które waliły w drobiazg na wypłyconej opasce.
Dzisiaj sobie odpuścił.
Nie ważne, że ciemno. One odpływają, jak się zbytnio wychylam.
Na kucaka, powolutku wlazłem między krzaczki i z przysiadu zacząłem powoli obławiać.
Rzuty wykonywałem z dużymi przerwami. Kleń wracał co kilka minut i chciałem się wstrzelić w jego "grafik" odwiedzin.
Wcześniej zmieniłem szpulę z żyłką na pletkę. Przeczucie?
Do wody lecą woblery od Piotro82, które specjalnie zrobił dla mnie na wieczorne wypady.
Coś tam się zakręciło, coś puknęło i po kilkunastu minutach...
Jest!
Siedzi!
Wiem, że to spora ryba. Po chwili kleń jest pod nogami. Robię szybkie fotki, bo zapięty jest na jeden grot.
Kurcze, żeby dał się zmierzyć.
Jest nerwowy.
Wystarczył tylko dotyk. Gejzer wody, zalane oczy i ból w palcu.
Tak się ze mną pożegnał
Kleń miał łeb wielki jak kamień. Wobka Piotra mógłby łyknąć w poprzek i jeszcze byłby zapas.
Z pewnością druga szóstka mogła być na moim koncie i nowe PB. Trudno, ja się nie poddaję