Skocz do zawartości
Dragon

jaceen

Redaktor
  • Liczba zawartości

    5 452
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    818

Zawartość dodana przez jaceen

  1. Czy na stronie portalu tylko ja widzę takie niezrozumiałe teksty?
  2. Widzę, że powstała okoniowa drużyna;) To i dobrze, bo ile razy można Budka gonić. Niech wie, że nie wolno przesadzać:)))
  3. Nie wiem jak się zachować. Ani nie mam namierzonych, ani nawet o łuskę się nie otarłem. Początek listopada był u mnie bardzo dobry. W drugiej części miesiąca wyniki zbladły, ale jeszcze coś się działo. Początek grudnia tragiczny. Nie mam pomysłu. Albo będę męczył sprawdzone miejsca, aż coś w końcu odpali, albo trzeba będzie poruszać się po innych miejscówkach.
  4. Trochę nagmatwałem:) Chciałem szybko odpowiedzieć przed wyjściem i pisałem odpowiedź biorąc pod uwagę spotkanie nad wodą z Larry_blanka:) Tak się mi z lekka pomyliło. Jamnick85 tej wędki 3-14 nie mam. Posiadam dwie mocniejsze, krótszą do 60 i dłuższą do 80 g. W rozmowie z Larry_blanka o ile pamiętam był z wersją do 40 g? Z mojej strony, to taka luźna propozycja, żeby zwrócić uwagę na te wędki. Gdybym nie miał kilku wysłużonych, ale sprawnych pod sandacza, to prawdopodobnie na którejś z SG by się skończyło. Poczekaj na inne opinie i sugestie. Sam chętnie poczytam.
  5. Zacznę od długości wędki. Kiedyś ulegałem opiniom, że na duże nizinne rzeki nadają się wyłącznie dłuższe, minimum 270 cm. Po kilku sezonach i poszukiwaniu tego, co mnie najbardziej interesuje i odpowiada, doszedłem do wniosku, że dłuższe niż 240 cm nie potrzebuję. Łowię wyłącznie z brzegu w różnych warunkach i radzę sobie nimi na większych i mniejszych rzekach. Do swojego repertuaru spinningowego dołączyło łowienie przynętami powierzchniowymi typu crawlery, poppery. Łowienie topwaterem wędkami długimi jest w wielu przypadkach mało komfortowe. Tu właśnie te krótsze składy zyskują na uniwersalności. Łowiąc sliderami, stosując twitching, krótsza wędka da się lepiej prowadzić. Trzeba popróbować i dojść do własnych wniosków. Biorąc pod uwagę wszystkie zalety, wady, miejsca i wody, na których do tej pory łowiłem okazało się, że z krótszymi zyskałem możliwość łowienia przynętami powierzchniowymi i mogę ogarnąć miejsca do tej pory omijane ze względu na zwisające konary. Rzuty spod siebie, z boku, a nawet znad głowy kucając, nie są rzadkością. W mojej ocenie dłuższe nie dają zdecydowanej przewagi, gdy mam trudniejszy brzeg. W zasadzie jedna i druga wersja nie daje rady. Może nie komplikować sobie życia i zaryzykować takie podejście. Masz pod szczupaka SG MPP2, to z tej samej serii sięgnąć po wersję z niższą gramaturą. Mam też dwie SG MPP2 i osobiście nie miałbym obaw spróbować na początek jedną z dwóch, czyli SG MPP2 251/3-14 do lekkiego łowienia sandaczy, lub SG MPP2 274/5-20, która jest bardziej uniwersalna i ponoć bardzo dobrze sprawuje się przy metodzie Drop Shot.
  6. Nie do końca o to zabiegałem, ale cóż, od czegoś trzeba zacząć. Dwa brania i to drugie wykorzystane. Przynętą była guma Lunker City 7 cm/7g. Sandaczyk złowiony po 16:00. Branie wyraźne, takie soczyste. Udało się zaciąć w tempo. Dzisiaj dobrałem najdelikatniejszą szczytówkę i stąd brania były dobrze sygnalizowane. Łowiłem w Odrze na odcinku o spowolnionym uciągu. Mam nadzieję, że ambicje zostały podrażnione;) Ja swój plan minimum wykonałem. Zależało mi, żeby zapunktować przynajmniej jedną rybą. Zaczynamy licytację od 51 cm. 👊
  7. Oglądnąłem film z prezentacją nowości wędkarskich na sezon 2021 przez firmę Dragon. Znalazłem tam coś dla siebie:) a mianowicie topwater StrikePro Swing Pop. Jak ktoś chce zobaczyć o czym mowa, to chwila grzebania w Internecie i wszystko będzie wiadomo;) 👊
  8. Zaglądam i nic tu się nie dzieje:) Dodatkowo dotarły do mnie wieści, że zaczynają się rezygnacje z rywalizacji. Jeszcze się na dobre nie zaczęło, a już ręcznikami rzucają:))) Łatwo nie jest. I o to chodzi. Mam nadzieję, że nie skończy się na zgłoszeniu przez kogoś z was pojedynczej sztuki. Fajnie by było podeprzeć wynik drugą rybą. W każdym razie ja nie odpuszczam i chyba dzisiaj spróbuję. Dla tych, co mają mniej doświadczenia i szukają sposobu na sandacza, warto posłuchać kilku porad z różnych źródeł. Najlepsze, pasujące do swojej wody i swojego stylu warto przysposobić na własny użytek. Proponuję chwilę przerwy na kawę i posłuchać co ma do przekazania Kamil Walicki. Zwróćcie uwagę na fragment od 3 minuty. Na moich odrzańskich miejscówkach bardzo trudno jest o takie, o których wspomina Kamil. Jednak jakieś substytuty wspomnianych lokalizacji można odnaleźć. W tym sezonie dały mi piękne emocje i będę się trzymał dalej tego, co przez lata doświadczyłem.
  9. Proszę dodać 31 a skasować 29. Ciekawe jak długo utrzymam się na tej pozycji;)
  10. Nie bez problemów, ale udało się w końcu dołowić do kompletu. Miałem nawet sporo skubnięć. Jednak nie mogłem nic zaciąć. Najczęściej podgryzały raczka prowadzonego na bocznym troku z podbicia. Złowiłem tylko dwa okonie. Jeden 31 cm ląduje do tabeli i w ten sposób mam same trzydziestki. Łowiłem w Odrze... gdzieś w granicach wrocka🙂
  11. Jeżeli zgodne z regulaminem, to wszystkie chwyty dozwolone:)))
  12. Później nic się nie działo. Wcześniej Piotr kilka okoni złowił. Jeden właśnie poleciał do tabeli;) Może z tego filmu wyciągniecie jakieś wnioski?
  13. Ja też. I chcę to trochę zmienić:) Znaczy się, że szansa na udział jest:)👍 Pamiętajcie, że nie chodzi tu tylko o wklejanie zdjęć i nic poza tym. Dobrze będzie napisać kilka zdań o swoich przemyśleniach, sposobach, sprzęcie i sprawdzonych przynętach itp. Kto łowi w dzień a kto w nocy? Lato-jesień? Rzeka-jezioro? A może macie jakiś ciekawy film dotyczący sandaczy? Jak widać na filmie, najlepszym sposobem było położenie przynęty na dnie. 👊
  14. Cześć. Na portalu mamy fajne dwie rywalizacje. Jednak są one rozciągnięte na cały rok. Może to powodować znużenie i w pewnym momencie zaniechanie w uczestnictwie. Częściowo udało się w krótszej formie podjąć podobną z kleniem. Trochę przeszkodził w tym COVID 19, jednak udało się dokończyć. Taka krótka forma współzawodnictwa może wyzwolić chęć przyłożenia się do jednego gatunku o określonej porze roku. W trakcie można przekazać jakieś mniej lub bardziej istotne szczegóły połowów, które dla nas wszystkich będą przydatne do podnoszenia swoich umiejętności. Krótko pisząc, czy są chętni podjąć wyzwanie? Zasady najprostsze z możliwych, czyli zgłaszamy do 23-12-2020 (środa) dwa najdłuższe sandacze złowione dowolną metodą. Warunek uznania zgłoszenia, to zdjęcie z miarą i zasada złów i wypuść. Wszystkie zgłoszenia i komentarze proponuję prowadzić w bieżącym wątku. Być może już mi szczęście nie będzie dopisywać, ale chętnie jeszcze spróbuję swoich sił i postaram się coś dodać do tematu. To jak, znajdą się chętni?:) Startujemy od 25 listopada do 23 grudnia. Ostatni złowiony w poniedziałek przeze mnie sandacz mógłby już zapunktować. Złowiony na rippera SG "Cannibal/7g około godz. 20:00 na stojącej wodzie. 👊
  15. Pierwszy raz od dłuższego czasu nastawiłem się na okonie. Metoda-boczny trok. Byłem blisko do wymiany jednego brakującego trzydziestocentymetrowego. W sumie złowiłem 6 sztuk a największe miały 2x28 i 1x29 cm. Teraz poczekam na lekkie ocieplenie. Zapowiadane poranne przymrozki nie dla mnie.
  16. Ciemno. Federowcy zwijają sprzęt i pomykają do domów. Nie wszyscy, ale wystarczająco, by zrobiło się miejsce dla nocnych niespokojnych spinningistów. W termosie gorąca herbata. Na przekąskę słodka bułka. Przed wyruszeniem na wyprawę sprawdzam siłę i kierunek wiatru. Dla mnie to bardzo ważne. Przy obniżonej temperaturze podmuchy w twarz z prędkością 4 m/s są już bardzo dokuczliwe. Nie walczę wtedy z naturą. Staram się mieć go w plecy a najlepiej, gdy jestem osłonięty wysokim wałem lub parawanem drzew. Tym razem myszkuję na wodzie stojącej. Zrobiłem trzy nocne wyjścia, by mieć wycinek, czy opłaca się tam zaglądać. Zmieniłem w travelu szczytówkę na delikatniejszą. Gramaturę główek jigowych obniżyłem do 5-7g i zapakowałem kilkanaście ripperów o bardziej wyczuwalnej pracy. Pierwsze branie mnie zaskoczyło. Ważne, że było i dało bodziec i nadzieję na sukces. Później mam jeszcze dwa delikatne pstryki. Wreszcie jest konkretne branie i krótka walka. Szczupak tym razem jest górą. Łowiłem na gumę Westin Shad Teez 9 cm. Następną przynętą na 7 gramowej główce jest Savage Gear Cannibal 8 cm Fire Tiger. Na delikatnej szczytówce zaobserwowałem dwa lekkie tracenia. Mocno się skoncentrowałem, by nie przegapić kolejnego trącenia. Nie było takiej potrzeby. Branie było zdecydowane. Zdążyłem z zacięciem i zastałem mały betonik po drugiej stronie. Po kilkunastu sekundach, w świetle lampki dojrzałem dwa świecące się punkty. Po to właśnie tu przyszedłem. Po takie emocje. Kapitalna ryba. Mimo że listopad dał mi sporo emocji, to ten sandacz jakoś szczególnie mnie podniósł na duchu. Wszystko, co sobie wyobraziłem, to się sprawdziło. Nie było łatwo i kilka godzin spędzonych w zimnie wynagrodziło mnie taką ładną rybą. Kolejna wyprawa. Znowu nie zdążyłem. Chciałem być kilkadziesiąt minut przed zmierzchem. Ciągle coś stoi na drodze i nad wodę zachodzę o zmroku. Ostatni stacjonarny pakuje sprzęt do samochodu. Taktyki nie zmieniam i podążam tą samą trasą. Mam jedno uderzenie. Kolejna wyprawa. Mam jedno trącenie. Po godzinie kolejne branie. Sprawa się wyjaśnia. Niewielki szczupak połasił się na SG Cannibala. Może już nic się nie wydarzy, ale mam zamiar jeszcze kilka razy tam spróbować szczęścia. 2020-11-19 godz. 20:25 pzdr jaceen 👊
  17. jaceen

    WROCŁAWSKA ODRA

    Polecam się na przyszłość;) Żona tak nie zmotywuje, jak znajomy wędkarz, więc ten tego, do następnego SMS-a🤣😜 👍
  18. Listopad jest dla mnie łaskawy. Praktycznie każde wyjście poświęciłem sandaczom. Ciężko było przebić się przez tzw. stykacze. Z pewnością jednego z pierwszych dni tego miesiąca nie zapomnę. ________________________________________________________ Sandaczowy hat-trick Piątek 5 listopada. Do wody mam rześkim tempem około 30 minut. Lekarz zalecił umiarkowany wysiłek i dużo spacerów. Jestem posłuszny i tak robię. Do zmierzchu brakuje prawie godzinę. Uparłem się. Byłem tam kilka razy i nic się nie działo. W środę znowu na zero. Absolutnie nic. Poprzednio, chociaż coś trącało linkę a w ten dzień kompletna klapa. W czwartek miałem odwiedzić inne okolice. Po drodze przyjrzałem się Odrze. Z jednej ze śluz jest spory zrzut. Zdecydowałem zmienić plan i jeszcze raz spróbować w poprzednich miejscach. Nie ma tam nic nadzwyczajnego, co by mogło sugerować, że tu jest szczególna lokalizacja. Prosty odcinek z leniwym uciągiem. Żadnych główek, warkoczy, podwodnych górek, zatopionych drzew. Po prostu uregulowany odcinek Odry. A jednak czasami warto tam zaglądnąć. Jestem u celu. Kilkanaście minut będę łowił ripperem a później do zmierzchu tylko na woblery. Gdy będzie głęboka noc, to ponownie sięgnę po silikony. Chciałem poprawić swoje słabe wyniki w nocnym spinningowaniu na jigi. Drapieżniki zaczęły się rozkręcać. To były majestatyczne zawirowania i wybieranie spływającej drobnicy. Rozejrzałem się i zdecydowałem odejść ze sprawdzonej miejscówki. Zainteresowała mnie inna. Tam często pojawiały się spore zawirowania. Jak nie spróbuję, to będę żałował. Woblera podrzucam nieznacznie powyżej siebie i delikatnie kręcę kołowrotkiem. Co chwilę przestaję, dając szansę wypłynąć na powierzchnię. W ten sposób wobler zaznacza obecność przez zmarszczenie wody grzbietem. Słyszę ciche klop i czuję szarpnięcie. Zareagowałem. Po chwili pod nogami widzę sprawcę zamieszania. Udało się zapiąć sandacza około 55 cm. Byłem zadowolony, że moja taktyka się sprawdziła. Nie zmieniam jej i łowię dalej w tym samym miejscu. Oczywiście staram się wydłużać lub skracać rzuty, by wobler penetrował cały dostępny mi obszar. Nie minęło 10 minut i mam mocne uderzenie. Branie nastąpiło bliżej brzegu. Jest większy i bardziej oporny. Sandacz zrobił dużo zamieszania. Szybki pomiar wskazał w okolicach 65 cm. To już fajny wynik. Robię na pamiątkę zdjęcie i wypuszczam. Łowię woblerem jeszcze kilkadziesiąt minut. Postanawiam zmienić na rippera i postukać o dno. Chwilę pogadałem ze znajomym wędkarzem. Spotykamy się przypadkowo kilka razy w sezonie. Podzielił się swoimi sposobami na zbrojenie silikonów. W międzyczasie mamy kontrolę. Policja w nocy i w tym miejscu? Hmm, chyba dobrze. Szkoda tylko, że nie zapuszczają się w mniej dostępne miejsca. Policja sobie poszła, znajomy też a ja miałem jeszcze dobrą godzinę wędkowania. Pomyślałem, że skorzystam z pomysłu i trochę inaczej uzbroję gumę. Nie miałem czeburaszek, to nawlokłem rippera na hak jigowy. Nie przez korpus, tylko za dzióbek, by guma miała jeszcze agresywniejszą i swobodną pracę. Najmniejsza główka, z jaką jeszcze byłem w stanie zaobserwować opad była o masie 7 g. Kopyto 2,5” zakładam na hak i po rzucie podnoszę wędkę maksymalnie w pionie. W ten sposób mogę zaobserwować maleńkie dygniecie szczytówki. To jest oznaka, że ripper jest na dnie. Zostało mi jeszcze kilkadziesiąt minut łowienia. Spoglądam na zegarek częściej, żeby mi nie uciekł ostatni transport. Będę jeszcze szedł pół godziny między ukrytymi w ciemnościach zwierzętami. Gdy jest rozświetlona noc, to staram się iść bez latarki. Wtedy ich nie można zlokalizować. Gdy świecę, to je demaskuję. Można zaobserwować, ile oczu na mnie spogląda z ciemności. Podbijam, dwa razy kręcę kołowrotkiem. Patrzę na szczytówkę. Jest lekki luz. Podbijam, dwa razy korbka i czekanie na opad. Raz, dwa, trzy i luz. Szczytówka daje sygnał, że ripper opadł. Podbijam, dwa razy i korbka. Raz, dwa i ŁUP!!! Tępe przytrzymanie. Zaczep? Wędka wygięta mocno. Nic się nie dzieje. Miałem wrażenie, że wciąłem rippera w dechę. Robię krok w tył i jeszcze bardziej odchylam spinning za siebie. Kij wygięty solidnie a z drugiej strony nic się nie dzieje. Trwa to kilka sekund. Po chwili miałem odczucie, jakbym siłował się z konarem, bo zaczęło się to coś w wodzie bujać. No tak, trzeba będzie odstrzeliwać. Może uda się odzyskać jiga. Już raz był doginany i jest szansa, że się znowu podda. Tylko o tym pomyślałem i wszystko poszło w zapomnienie. To coś po drugiej stronie zaczęło wybierać mi linkę. Błyskawicznie zrobiłem docięcie. Nie mogłem zbyt mocno dociągnąć hamulca ze względu na hak jiga. Początkowo oddałem kilkadziesiąt metrów plecionki. Gdy przeciwnik ustawił się w nurcie, zacząłem jednak dokręcać hamulec i powoli odzyskiwać metry. Bawiliśmy się tak przez kilka minut. Gdy usłyszałem na powierzchni chlapnięcie, to byłem już dobrej myśli. Jak nie będzie niespodzianki, to powinienem sobie poradzić. Zapalam lampkę. W tym momencie nogi miękną i robi się bardzo gorąco. Wygląda, że guma jest dobrze wpięta. Oceniam jego wielkość. Będzie metrówka! Wow! Siedem lat czekania na kolejnego sandaczowego konkreta i nareszcie jest. Kilka tygodni temu spiął się trochę mniejszy, taki 80+. Jeszcze go nie podebrałem, a rozmyślam o poprzednich sytuacjach. Udaje się chwycić rybę za drugim podejściem. Zrobił wcześniej odjazd, tylko bardzo krótki. Gdy zobaczyłem, że jest dobrze wpięty, dokręciłem hamulec, nie dając szansy na dłuższe wycieczki. Już po wszystkim. Sandacz szybko odpływa. Nie potrzebował dużo czasu do oswojenia się, że jest wolny. Wcześniej zrobiłem pamiątkowe zdjęcia i zmierzyłem. Nie wiele się pomyliłem oceniając jego długość. Pomiar wskazał, że mam poprawiony o jeden centymetr PB, który będzie wynosił 96 cm. Pisząc o zdarzeniu, uzmysłowiłem sobie, że podczas holu miałem czas na wiele rozmyślań o tym, co jest po drugiej stronie wędki, ile takich przypadków kończyło się na przegranej, czy sprzęt nie zawiedzie i czy będę mógł, chociaż zobaczyć, z czym przyszło walczyć? Po kilku dniach mam znowu kontrolę. Powiedziałem, że poprzedni patrol przyniósł mi szczęście. Odprawa dokumentów przeszła rutynowo i życzono mi ponownie okazów. O nie. Nie tym razem. Zbyt pięknie by było, by tak się zawsze kończyło. Tej nocy nic nie złowiłem. Trzeba wrócić na Ziemię i do rzeczywistości. Słowo o sprzęcie. Łowiłem wędką Mikado Da Vinci Travel Spin 240/5-15, 20-25g; kołowrotek Ryobi Xenos 4000 z plecionką 0,14 mm. Przynęty. Ripper Kopyto Relax 2,5”/7g i wobler JAXON HS KARAŚ UV 9cm F 17g NL. Łowisko. Rzeka Odra w granicach Wrocławia. Godziny połowu ok. 17:10, 17:20 i 21:10. Zdjęcia archiwalne. 94 cm/2012r 95 cm/2013r pzdr jaceen 👊
  19. Pomyślałem, że można by listopadowy wątek zrobić taki bardziej "wypasiony" w sensie ilości zamieszczonych relacji? W grudniu nie wiadomo, czy będzie czas i czy C-19 nam pozwoli na swobodne wyprawy. Wklejajcie swoje rybki i zdjęcia z wypraw. Nie muszą to być rekordy. Te zdarzają się niezwykle rzadko. Nie zawsze też uda się coś złowić. U mnie niedzielne wędkowanie jeszcze po letniemu, przy powierzchni. Chwilę łowiłem metodą Drop Shot. Miałem jedno branie. Później do wody poleciały woblery płytko pracujące. Na woblera Spinnermana PanicZ/10 złowiłem krótkiego bolenia. Później zmieniłem przynętę na Jaxona HS Karasia UV i miałem dwa brania. Jedno dość solidne i szkoda, że nie udało się wyczarować z tego ryby. W miejscu, gdzie się ustawiłem, wiał nieprzyjemny wiatr. Mocno mi utrudniał obserwację i panowanie nad zestawem. Wróciłem mocno zziębnięty. Łowiłem na miejskim odcinku Odry między godz. 17:00-21:00. 👊
  20. 2020-11-13 Odra we Wrocławiu. Przez tego koronawirusa sezon sandaczowy jest u mnie przedziwny. Po ostatnim zdarzeniu z sandaczami postanowiłem zabrać ze sobą muchówkę. Przeczuwałem sukces. Nie rozpisując się zbytnio, tak właśnie się skończyło. Pierwszy zameldował się niewielki boleń. A na koniec wypadu, w końcu, bo trzy razy wracałem na miejscówkę, fajnie pstryka nocny sandacz w streamera namotanego w kogutka:) Znalazłem miejsce z kamienistą płycizną na miejskiej Odrze. Krótki przypon 0,5 m i łowienie przy powierzchni było skutecznym sposobem. Dzień wcześniej łowiłem tam spinningiem i wiedziałem jak się ustawić ze sprzętem. Branie około 19:30. 👊
  21. Czy siedem może być lepsze od ośmiu? 2020-11-12 Odra Prawdę mówiąc, to po wydarzeniach 5 listopada powinienem darować już sandaczom. Jednak kto upartemu zabroni? Kilka razy wracałem o kiju. Nie narzekam. Ciągle coś się działo. Trochę brakowało szczęścia, by niektóre ryby szczęśliwie doholować. Skoncentrowałem się na niedużym odcinku Odry. Chcę mieć obraz, jakie zachodzą zmiany. Nurt po wysokiej wodzie spowalnia, rzeka się klaruje. Ciśnienie wysokie, ale stabilne, temperatura bez dużych wahań. Bardzo ważna sprawa, to od kilku dni jest słaby wiatr. To mnie najbardziej cieszy. Chłodne dni z dokuczliwym wiatrem są dla mnie czymś na miarę katastrofy. Jestem nad wodą jeszcze za dnia. Próbuję opanować łowienie metodą Drop Shot. Po kilkunastu minutach mam branie. Pusto. Dość szybko się zaczęło, to do zmierzchu może uda się coś złowić? Niestety nie miałem już brań. Zrobiło się ciemno. Wiatr, którego według prognoz miało nie być, uspokoił się i zrobiło się mi przyjemniej i cieplej. Założyłem woblera i szukam szczęścia przy powierzchni. Łowienie sandaczy w listopadzie i grudniu z powierzchni, to jest coś, co mnie bardzo rajcuje. Znaczna część wędkarzy stuka, puka po dnie i tam ich szuka, a ja na przekór łowię wysoko. Nie wiem, czy w jeziorach i zaporówkach by się to sprawdziło. Nigdy na takich wodach nie łowiłem. W końcu przyszła noc, w której nie będę miał nawet jednego brania. Chyba się zaraz zwinę do domu. Zamrugała lampka. Przyszedł kolejny nocny poszukiwacz sandaczowych przygód. Pogadaliśmy chwilę. Nie miałem dobrych informacji, co do dzisiejszych wyników. Ja zaś usłyszałem o sytuacji, że w jednym z miejskich odcinków skończyło się na siedmiu braniach. To pięknie. Na miejskim odcinku trudno o takie efekty. U mnie skromnie, po jednym lub dwóch. Czasami było kilka skubnięć na jigi, ale tak delikatne, że nie było jak zareagować. Jeszcze przedłużyłem pobyt. Jak ktoś jest z boku, to jakoś weselej, raźniej. Nie idzie mi dzisiaj. Nie mogę się przyłożyć i jestem rozkojarzony. Dość. Zmykam do domu. Godzinę wcześniej niż zaplanowałem. Mam kawałek drogi, to przemyślałem, co wykombinować na następne dni. Jeszcze spoglądam na fragment Odry po drodze i… a mam jeszcze 10 minut, to rzucę woblerem parę razy kontrolnie na opasce. Po kilku minutach zaobserwowałem powyżej mnie jakieś zamieszanie w wodzie. Błyskawicznie podszedłem. Zostało jeszcze kilka minut. Sandaczowy wobler WOBI ląduje kilkanaście metrów od brzegu. Powoli ściągam go szerokim łukiem do siebie. Powierzchnia delikatnie marszczy się tak, jakby spływała ukleja. Momentami przyśpieszam kręcenie i wobler wchodzi delikatnie pod powierzchnię. Przestaję kręcić i robi się oczko na wodzie. Znowu delikatnie kręcę, brużdżąc wodę. Nagle, kilka metrów od brzegu robi się wir. Czuję szarpnięcie i zostaję z kocią miną. Powinienem już się zwijać. Miałem jechać przedostatnim tramwajem. Nie uśmiecha się mi zostać dzisiaj dłużej i wracać nocnym autobusem. Ostatnie piętnaście minut i wracam ostatnim tramwajem. Nieodwołalnie. Choćby brały same 90+. Woblera nie zmieniam. Nie kombinuję, bo nie ma czasu. Ponawiam rzut. Zaczynam znowu się nim bawić. To go szarpnę, to puszczę wolno z nurtem. Po tym lekko zakręciłem kołowrotkiem i wciągnąłem pod wodę. W tym momencie czuję delikatne przytrzymanie. Zdążyłem zauważyć na wodzie zawirowanie. Zacinam. Czuję opór. Krótki hol i sprawca zamieszania ląduje na brzegu. Dał mi dużo radości. Ostatnio wszystko mi spadało. Przynajmniej ten podtrzyma mnie na duchu. Rybka do wody a ja szybko łapię za wędkę i chcę wykorzystać pozostały czas. Kilka rzutów jest na pusto. Może pięć? Myślę sobie, że dwa brania z jednego miejsca, to powinienem już się powoli pakować, bo nic się pewnie nie wydarzy. Ledwo o tym pomyślałem a tuuu bęc! Coś znowu zebrało 11-centymetrowego Wobiego. Niech to diabli. Znowu pech. Poszalał i spadł. Szkoda. Przy brzegu było zamieszanie, to pewnie nic tu nie wskóram. Wydłużam rzuty. Kilka ruchów kołowrotkiem. Cmok. I znowu się wzajemnie szarpiemy. Ja mam jednak dużą przewagę. Sandacz ląduje na brzegu. Zostało jeszcze dziesięć minut. Tracę jeszcze raz po razie dwa sandacze. Sytuacje są bardzo podobne. Woblera prowadzę delikatnie po łuku, minimalnie nim pogrywając wędką i kołowrotkiem. Praktycznie cały czas go obserwuję podczas spływu. Tym sposobem również widzę brania. Nie są to końskie kopnięcia, tylko delikatne zebranie z powierzchni. Kolejne branie. Policzyłem, że było ich już sześć. I trzeci sandacz na brzegu. W niecałe 20 minut mam siedem brań i trzy złowione sandacze. Nie zważałem na ciche zachowanie. Błyskał z aparatu flesz, ryby z pluskiem lądują do wody i jakoś miejsce dalej darzy. Ostatnie trzy minuty i kończę. Twardo obstaję, że kończę. Bęc! Siedzi! Ósme branie i czwarty sandacz patrzy mi w oczy. Szalona noc. Takiego finału się nie spodziewałem. Kilka razy w tym roku miałem okazję się przekonać, że ryby potrafią bardzo zaskoczyć. Tak miałem z kleniami, tak też było z sumami a teraz, a w zasadzie drugi raz w krótkim czasie zaskoczyły mnie sandacze. Przechodzę tędy dość często, ale jakoś mnie nie ciągnęło w to miejsce. Może dlatego, że chciało mi się zawsze spaceru. Tu jakoś blisko i duża presja. W nocy, gdy jest ziąb, to nikogo nie ma. Chyba jeszcze tam zaglądnę. W dalszym ciągu nie wiem, czy siedem jest lepsze od ośmiu? pzdr jaceen 👊
  22. U mnie z okoniem podobnie, próbowałem i zrezygnowałem. Obiecywałem sobie w poprzednim roku, że na koniec sezonu odpuszczę sandacze na rzecz okoni. Niestety musiałem zmienić zdanie i wtopiłem. Wtopiłem w sensie, że jakieś cuda się z nimi dzieją. Eksperymenty, eksperymenty...
  23. Łukasz1988, a na co się połakomiły?
  24. Przymierzałem się do tej metody w tym sezonie. Nie ma pewności, czy dane nam będzie swobodnie się poruszać. Stąd jeszcze nie angażuję się w akcesoria i podglądam, jak u innych to wygląda.
  25. Gatunek ryby: szczupak - Długość w cm: 93 cm (długość do oceny, podaję ile było w rzeczywistości;) - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 03.11.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): ok 21:12 - Łowisko: Odra - Przynęta: Ripper Savage Gear Cannibal 8cm"/7g - Opis połowu : Branie po pierwszym nie trafionym ataku w strefie kilku metrów od brzegu. Był aktywny od kilku dni. Nocne podejście skończyło się sukcesem i dało efektowną walkę. ______________________________________________________ Gatunek ryby: sandacz - Długość w cm: 96 cm - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 05.11.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): ok 21:12 - Łowisko: Odra - Przynęta: Kopyto Relax 2,5"/7g - Opis połowu : Branie z podbicia na dalekim wysięgu. Było jak w wielu wędkarskich opowieściach, czyli tępe branie w opadzie, chwila zwątpienia i naciągania się z zaczepem. Po chwili zaczep ożywa i zaczyna się kilkuminutowe oddawanie i odzyskiwanie plecionki.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.