-
Liczba zawartości
5 357 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
762
Zawartość dodana przez jaceen
-
Czy siedem może być lepsze od ośmiu? 2020-11-12 Odra Prawdę mówiąc, to po wydarzeniach 5 listopada powinienem darować już sandaczom. Jednak kto upartemu zabroni? Kilka razy wracałem o kiju. Nie narzekam. Ciągle coś się działo. Trochę brakowało szczęścia, by niektóre ryby szczęśliwie doholować. Skoncentrowałem się na niedużym odcinku Odry. Chcę mieć obraz, jakie zachodzą zmiany. Nurt po wysokiej wodzie spowalnia, rzeka się klaruje. Ciśnienie wysokie, ale stabilne, temperatura bez dużych wahań. Bardzo ważna sprawa, to od kilku dni jest słaby wiatr. To mnie najbardziej cieszy. Chłodne dni z dokuczliwym wiatrem są dla mnie czymś na miarę katastrofy. Jestem nad wodą jeszcze za dnia. Próbuję opanować łowienie metodą Drop Shot. Po kilkunastu minutach mam branie. Pusto. Dość szybko się zaczęło, to do zmierzchu może uda się coś złowić? Niestety nie miałem już brań. Zrobiło się ciemno. Wiatr, którego według prognoz miało nie być, uspokoił się i zrobiło się mi przyjemniej i cieplej. Założyłem woblera i szukam szczęścia przy powierzchni. Łowienie sandaczy w listopadzie i grudniu z powierzchni, to jest coś, co mnie bardzo rajcuje. Znaczna część wędkarzy stuka, puka po dnie i tam ich szuka, a ja na przekór łowię wysoko. Nie wiem, czy w jeziorach i zaporówkach by się to sprawdziło. Nigdy na takich wodach nie łowiłem. W końcu przyszła noc, w której nie będę miał nawet jednego brania. Chyba się zaraz zwinę do domu. Zamrugała lampka. Przyszedł kolejny nocny poszukiwacz sandaczowych przygód. Pogadaliśmy chwilę. Nie miałem dobrych informacji, co do dzisiejszych wyników. Ja zaś usłyszałem o sytuacji, że w jednym z miejskich odcinków skończyło się na siedmiu braniach. To pięknie. Na miejskim odcinku trudno o takie efekty. U mnie skromnie, po jednym lub dwóch. Czasami było kilka skubnięć na jigi, ale tak delikatne, że nie było jak zareagować. Jeszcze przedłużyłem pobyt. Jak ktoś jest z boku, to jakoś weselej, raźniej. Nie idzie mi dzisiaj. Nie mogę się przyłożyć i jestem rozkojarzony. Dość. Zmykam do domu. Godzinę wcześniej niż zaplanowałem. Mam kawałek drogi, to przemyślałem, co wykombinować na następne dni. Jeszcze spoglądam na fragment Odry po drodze i… a mam jeszcze 10 minut, to rzucę woblerem parę razy kontrolnie na opasce. Po kilku minutach zaobserwowałem powyżej mnie jakieś zamieszanie w wodzie. Błyskawicznie podszedłem. Zostało jeszcze kilka minut. Sandaczowy wobler WOBI ląduje kilkanaście metrów od brzegu. Powoli ściągam go szerokim łukiem do siebie. Powierzchnia delikatnie marszczy się tak, jakby spływała ukleja. Momentami przyśpieszam kręcenie i wobler wchodzi delikatnie pod powierzchnię. Przestaję kręcić i robi się oczko na wodzie. Znowu delikatnie kręcę, brużdżąc wodę. Nagle, kilka metrów od brzegu robi się wir. Czuję szarpnięcie i zostaję z kocią miną. Powinienem już się zwijać. Miałem jechać przedostatnim tramwajem. Nie uśmiecha się mi zostać dzisiaj dłużej i wracać nocnym autobusem. Ostatnie piętnaście minut i wracam ostatnim tramwajem. Nieodwołalnie. Choćby brały same 90+. Woblera nie zmieniam. Nie kombinuję, bo nie ma czasu. Ponawiam rzut. Zaczynam znowu się nim bawić. To go szarpnę, to puszczę wolno z nurtem. Po tym lekko zakręciłem kołowrotkiem i wciągnąłem pod wodę. W tym momencie czuję delikatne przytrzymanie. Zdążyłem zauważyć na wodzie zawirowanie. Zacinam. Czuję opór. Krótki hol i sprawca zamieszania ląduje na brzegu. Dał mi dużo radości. Ostatnio wszystko mi spadało. Przynajmniej ten podtrzyma mnie na duchu. Rybka do wody a ja szybko łapię za wędkę i chcę wykorzystać pozostały czas. Kilka rzutów jest na pusto. Może pięć? Myślę sobie, że dwa brania z jednego miejsca, to powinienem już się powoli pakować, bo nic się pewnie nie wydarzy. Ledwo o tym pomyślałem a tuuu bęc! Coś znowu zebrało 11-centymetrowego Wobiego. Niech to diabli. Znowu pech. Poszalał i spadł. Szkoda. Przy brzegu było zamieszanie, to pewnie nic tu nie wskóram. Wydłużam rzuty. Kilka ruchów kołowrotkiem. Cmok. I znowu się wzajemnie szarpiemy. Ja mam jednak dużą przewagę. Sandacz ląduje na brzegu. Zostało jeszcze dziesięć minut. Tracę jeszcze raz po razie dwa sandacze. Sytuacje są bardzo podobne. Woblera prowadzę delikatnie po łuku, minimalnie nim pogrywając wędką i kołowrotkiem. Praktycznie cały czas go obserwuję podczas spływu. Tym sposobem również widzę brania. Nie są to końskie kopnięcia, tylko delikatne zebranie z powierzchni. Kolejne branie. Policzyłem, że było ich już sześć. I trzeci sandacz na brzegu. W niecałe 20 minut mam siedem brań i trzy złowione sandacze. Nie zważałem na ciche zachowanie. Błyskał z aparatu flesz, ryby z pluskiem lądują do wody i jakoś miejsce dalej darzy. Ostatnie trzy minuty i kończę. Twardo obstaję, że kończę. Bęc! Siedzi! Ósme branie i czwarty sandacz patrzy mi w oczy. Szalona noc. Takiego finału się nie spodziewałem. Kilka razy w tym roku miałem okazję się przekonać, że ryby potrafią bardzo zaskoczyć. Tak miałem z kleniami, tak też było z sumami a teraz, a w zasadzie drugi raz w krótkim czasie zaskoczyły mnie sandacze. Przechodzę tędy dość często, ale jakoś mnie nie ciągnęło w to miejsce. Może dlatego, że chciało mi się zawsze spaceru. Tu jakoś blisko i duża presja. W nocy, gdy jest ziąb, to nikogo nie ma. Chyba jeszcze tam zaglądnę. W dalszym ciągu nie wiem, czy siedem jest lepsze od ośmiu? pzdr jaceen 👊
-
U mnie z okoniem podobnie, próbowałem i zrezygnowałem. Obiecywałem sobie w poprzednim roku, że na koniec sezonu odpuszczę sandacze na rzecz okoni. Niestety musiałem zmienić zdanie i wtopiłem. Wtopiłem w sensie, że jakieś cuda się z nimi dzieją. Eksperymenty, eksperymenty...
-
Łukasz1988, a na co się połakomiły?
-
Przymierzałem się do tej metody w tym sezonie. Nie ma pewności, czy dane nam będzie swobodnie się poruszać. Stąd jeszcze nie angażuję się w akcesoria i podglądam, jak u innych to wygląda.
-
Gatunek ryby: szczupak - Długość w cm: 93 cm (długość do oceny, podaję ile było w rzeczywistości;) - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 03.11.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): ok 21:12 - Łowisko: Odra - Przynęta: Ripper Savage Gear Cannibal 8cm"/7g - Opis połowu : Branie po pierwszym nie trafionym ataku w strefie kilku metrów od brzegu. Był aktywny od kilku dni. Nocne podejście skończyło się sukcesem i dało efektowną walkę. ______________________________________________________ Gatunek ryby: sandacz - Długość w cm: 96 cm - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 05.11.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): ok 21:12 - Łowisko: Odra - Przynęta: Kopyto Relax 2,5"/7g - Opis połowu : Branie z podbicia na dalekim wysięgu. Było jak w wielu wędkarskich opowieściach, czyli tępe branie w opadzie, chwila zwątpienia i naciągania się z zaczepem. Po chwili zaczep ożywa i zaczyna się kilkuminutowe oddawanie i odzyskiwanie plecionki.
-
2020-11-03 Odra Przez kilka dni otrzymywałem wiadomości o fajnych połowach. U mnie niestety nie było różowo. Coś się działo, ale gdy siadło na kiju to małe, albo szybko spadło. Mimo że pogoda dla mnie bardzo łaskawa, to nie spodziewałem się rewelacji ze strony ryb. Zaglądając na meteogramy pogodowe tak właśnie pomyślałem. Z drugiej strony, gdzieś w głowie kołatała myśl, że nie raz wszystko przemawiało przeciw sukcesom. Jednak upór i konsekwencja potrafią wynagrodzić trud. Wybrałem się z myślą złowienia sandacza. Za dnia łowiłem na wszelkie silikonowe przynęty. Gramaturę jigów dobierałem najmniejszą, z jaką mogłem poprawnie kontrolować zestaw. Zaczynałem od 20 g i schodziłem po drodze na 17, 12, 10 i najmniej, jak się dało, to 7 g. Bezwietrzny dzień dawał szansę przy najmniejszej gramaturze zaobserwowanie opadu. Najdłużej łowiłem na "Kopyto" Relaxa. Mam duże zaufanie do tych gum. Mimo oferty wspaniałych silikonowych przynęt nie wyobrażam sobie nie zabrać ze sobą "Kopyt", gdy nastawiam się na sandacze. Żeby nie być uzależnionym od wąskiej grupy wabików, sięgam czasami do czegoś innego, czego jeszcze nie próbowałem. Starałem się wykonywać rzuty w miarę blisko, by mieć pełną kontrolę nad zestawem. Przy takich rzutach wyczułem kilka drobnych pstryknięć. Niestety nie dało się tego zamienić na rybę. Im dalej rzucałem, to opad się wydłużał, a zmiana na cięższe główki kończyła się zanikaniem tych delikatnych sygnałów. Wreszcie jest ryba. Skromnie ponad wymiar, ale bodziec w tym momencie był potrzebny. Do zmroku postanowiłem łowić na gumy a wieczorem woblerem. Liczyłem, że o zmierzchu drapieżniki podejdą za białorybem pod powierzchnię. Niestety było słabo. Czasami było tak, że nie wiadomo było, w które miejsce podrzucić, tak atakowały drapieżniki. Tym razem było prawie bez tych oznak. Kilka razy coś się zakręciło, jednak nie napawało to optymizmem. Brak optymizmu spowodował, że branie było mocnym zaskoczeniem. Humor bardzo się poprawił i na jakiś czas ból kręgosłupa poszedł w zapomnienie. Wobler Jaxona nie zawiódł. Kolejny raz potwierdził swoją łowność. Sporo czasu jeszcze do powrotu, to myślami powędrowałem, wręcz poszybowałem, ile to jeszcze się będzie działo. No tak, minęła godzina, minęła druga i nic. Zrezygnowałem z woblerów i wróciłem do silikonów. Główka 7 g i "Kopyto" miało zmienić, coś poradzić i przynieść wyniki. Wróciły delikatne trącenia. Zmieniałem miejsca o kilka metrów i kąt podawania gum. W dalszym ciągu starałem się oddawać krótkie rzuty. Lepsza kontrola i nadzieja na ryby penetrujące przybrzeżne tereny to była moja strategia na kończący się czas. Miałem jedno silniejsze łupnięcie i po kilkunastu minutach zmieniłem na gumę Savage Gear Pink. Ponownie podrzucam w miejsca pod różnym kątem i na tle rozświetlonych chmur obserwuję szczytówkę. Dostaję w końcu mocne uderzenie i szczęśliwie zacinam. Od samego początku wiem, że będzie niezła walka. Gdy zobaczyłem przewalające się cielsko ryby, pomyślałem, że mogę się spodziewać swojego rekordowego sandacza. Po chwili wiem, z czym mam do czynienia. Drugi odjazd, trzeci odjazd i znowu pod nogami. Tak było kilka razy. Jazda na ogonie też była. Szczupak pokazywał cały arsenał swoich sztuczek. Nawet przy brzegu układał się tak, by było jeszcze trudniej go podebrać. Jak by to powiedział w takiej sytuacji Brunner ze "Stawki większej niż życie"? Mam nadzieję, że kolejny łowca tego szczupaka, będzie się cieszył ze złowienia metrowego okazu. Tego życzę, bo niewiele brakuje, by ten wymiar osiągnął. 👊
-
Fajny, ale i dziwny. Niestabilna woda, przerwy w swobodnym poruszaniu, a wirus zapewne nie jednemu komplikował wiele spraw. Gdybym nie zbudował bazy punktowej na początku sezonu, to cienko bym teraz śpiewał. Ostatnio Trzy razy męczyłem miejscówkę za sandaczami. Pierwszy i drugi dzień coś skubało i na kilkanaście pstryków zameldowały się tylko dwa krótkie. Jeden fajny, branie w pierwszym opadzie, nie dał się nacieszyć holem. W poniedziałek powtórzyłem i był dramat. Jeden pstryk i to wszystko. Liczę tam na dużego okonia. Zaglądają w to miejsce i czekam, aż szczęście dopisze.
-
Czasami i mi zdarzało się łowić inne ryby, niż zaplanowałem. Nie namawiam, żeby tak postępować na każdej wyprawie. Jednak bywają momenty, że nie ma pomysłu, by nie zejść z wody o kiju. Inna rzecz, wklejony film, to jeden z dowodów, że przewrażliwienie na cieniowanie sprzętu w przypony o średnicy zero zero nic, mikro główki i wędki o cw zapałki, to wszystko jest fajne, ale nie jest lekarstwem na nieaktywne ryby. Gdy "żrą", to drut im nie przeszkadza. Tak solidnym sprzętem nie miałem okazji łowić w podobny sposób, ale na topwatery zdarzało się. U mnie plecionka 0,16 mm i stalowy przypon do 10 kg nie przeszkadzał w widowiskowych atakach okoni. 👊👊
-
Patrząc na kalendarz, wyszło mi prawie dziesięć dni bez wędki. Ostatnie otrzymane wieści znad wody przebrały miarę. Wziąłem kilka ripperów, trzy woblery i późnym wieczorem pognałem nad Odrę. Łowiłem od 22:00-2:00. Właściwie dużo chodziłem i obserwowałem. Łowienia w tym było niewiele. Po drodze spotkałem kilku wędkujących na grunt. Z jednym chwilę rozmawiałem. Nie pytałem o szczegóły, tylko czy coś ogólnie brało. Były drobne okonie i kilka szarpnięć szczytówką. U mnie dopiero po trzech godzinach coś się zaczęło dziać. Na ostatnim z planowanych miejsc miałem branie na rippera Relax King Shad 4"/12g. Po kilku minutach w tym samym miejscu była powtórka. W obu przypadkach ripper prawie ściągnięty z haka. Brania były agresywne. Po kilkunastu minutach założyłem woblera karasia UV 9 cm/17g z firmy Jaxon. Kilka naprowadzeń i znowu łup!!! I tym razem nie wciąłem ryby. Odjechała w panice w środek nurtu. Nie był duży, ale po krótkiej przerwie bez wędek każde branie podnosi na duchu. Miałem jeszcze kilkanaście minut do powrotu. Zmieniłem jeszcze woblera na rękodzieło "Wobiego". Przed wysoką wodą na jednego z jego woblerów miałem pięknego sandacza. Skromnie oceniam na 80 z lekkim plusem. Patrzyliśmy sobie w oczy:) Zabrakło do skutecznego podebrania 0,5 m. Było minęło. Zadzwonił alarm, oznajmiając zakończenie wędkowania. W tym momencie nastąpiło branie. Czwarte z tego samego miejsca. Musiał być niezwykle głodny, że go poprzednie akcje z wyrywaniem przynęt z paszczy nie zniechęciły. Skromny wielkością, zdeterminowany, by coś wrzucić na ząb zasłużył na pamiątkowe zdjęcie. Jeszcze będzie okazja tego walecznego kolczastego pasiaka złowić. Sprzęt: SG MPP2 213/20-60 g, Ryobi Xenos 4000, plecionka 0,16 mm. 👊
-
-
-
Tak to jest, gdy odkłada się coś na ostatnią chwilę. Dobrze, że z początkiem bieżącego sezonu więcej czasu poświęciłem okoniom i udało się złowić kilka fajnych pasiaków. Zgodnie z zapowiedziami powrotu covida jesienią, chciałem trochę wcześniej powalczyć jeszcze o dobry wynik. Niestety, alarmowe stany rzek w tym nie pomogą. Sytuacja i informacje zdrowotne związane z covidem nie pomogą. Pozostaje cierpliwie czekać na lepsze czasy. U Was coś się dzieje? Jakieś tajemne jeziorka albo stawy macie w odwodzie?;)
-
Przynęty, które wywołują mocną falę hydroakustyczną? Proszę bardzo. Cykady. Są przeważnie mniejszych rozmiarów, ale jakie przenoszą sygnały do ręki wiedzą ci, co często nimi łowią. Dość uniwersalne. Teoretycznie można sięgnąć nimi po większość występujących u nas ryb. Mnie się kojarzą z łowieniem okoni i boleni. Niewątpliwą zaletą jest to, że można je błyskawicznie sprowadzić w głębsze partie wody w niewielkim obszarze, gdzie innymi przynętami absolutnie tego nie dokonamy. W niektórych modelach jest kilka otworów, w które według naszych potrzeb i zaistniałej sytuacji podpinamy agrafkę, by uzyskać agresywnie wibrującą lub wygaszoną pracę. Głębokość prowadzenia też nie sprawia problemów. Można je prowadzić pod powierzchnią, jak też przy dnie. Sposobów prowadzenia jest więcej i od wędkarza i jego inwencji zależy, czy uda się z tej przynęty "wycisnąć" jej najlepsze cechy podczas prowadzenia.
- 105 odpowiedzi
-
Ten post powinien dodać Radek, ale nie jest tu zalogowany i go wyręczę;) Dał się namówić na krótkie wędkowanie i wygląda, że nie żałuje. Pojechaliśmy na ten sam kanał, co dzień wcześniej mi udało się połowić. Nastawienie na okonie a w razie braku reakcji z ich strony będziemy kombinować z boleniami i przed zmierzchem może jakiś sandacz uderzy. Odchudziłem mocno pudełko z gumami, by nie tracić czasu na wybór tej właściwej. Kilka ripperów i twisterów Relaxa, Shad Teez, Lunatic, rippery Manns i trochę Keitechów, to powinno wystarczyć. Łowiliśmy w gramaturze 5-7 g. Radek z plecionką 0,10 a u mnie 0,16. Chciałem, żeby bez problemu mógł wydłużyć rzuty. Wędki te same, czyli Mikado Da Vinci w travelu. On ze szczytówką do 25 g, ja do 15 g. Szczytówki odwrotnie do grubości linek, bo kołowrotki mieliśmy inaczej spasowane. U mnie wielkość 4000, u niego 2000. W każdym razie jakoś to spasowanie działało, latało i nawet połowiło. Początkowo obserwowaliśmy wodę z zamiarem szybkiego przesunięcia, gdyby ryby dały o sobie znać. Niestety, w tym dniu słabo się pokazywały. Musiałem polegać na intuicji i wcześniejszym rozpoznaniu. Kątem oka obserwowałem Radka. Kilka słów podpowiedzi i sam stwierdził, że dzisiaj będzie próbował łowić, prowadząc gumki w toni. Dla odmiany łowiłem z opadu. Jego sposób okazał się trafny. Po godzinie poszukiwania jest! Ładne i zdecydowane branie na kopyto Relaxa. Na to samo, na które dzień wcześniej złowiłem bolenia. Branie było gdzieś w pół wody. Wędka przyzwoicie amortyzowała odjazdy i po kilkudziesięciu sekundach mogłem młodemu pogratulować kolejnej życiówki w tym sezonie. Miesiąc temu złowił okonia 32 cm a dzisiaj bolenia 64 cm. Do tego można dołożyć z tego sezonu szczupaka 59 cm. Te trzy ryby są jego rekordowymi. Cofając się w czasie i biorąc pod uwagę bardzo małą ilość czasu spędzanego nad wodą, Radek ma jeszcze dwa przyzwoite wyniki, kleń 52 cm i sum 122 cm. Udał się nam dzień. 👊
-
A wspomniane trzy co zagryzły tym razem?
-
A po środzie jest czwartek:) Kolejna wyprawa była w innej części Wrocławia. Odra zaczadzona i trzeba szukać spokojniejszych miejsc. Po swojemu nazywam niektóre po imionach lub nickach znajomych, np. rewir Łukasza, Tomka, Krystiana... a tym razem rządziłem się w miejscówkach Wasyla;) Celem były okonie. Oczywiście wyszło, jak wyszło. Po ocenie i pierwszych kilkudziesięciu minutach bez brania zdecydowałem się zwiększyć rozmiar przynęt i próbowałem ściągnąć jednego z grasujących boleni. Miałem trzy uderzenia. Niestety bez sukcesu. Przed zmierzchem założyłem Schad Teeza Fire Perch i opukałem dno przy przeciwległym brzegu. Opłacało się. Później założyłem Kopyto Relaxa. Nocne łowienie na gumy jest moją słabszą stroną, stąd cieszy złowiony boleń, po wcześniejszych niemrawych kilku skubnięciach. Myślę, że sytuację uratowała wędka Mikado z wklejką. Delikatna szczytówka rejestrowała każde delikatne trącenie. Było ich więcej, a z tego udało się te dwie ryby wydłubać. Łowiłem na jednym z odrzańskich kanałów 👊
-
Trzynastego października a ja jeszcze nic znaczącego nie zwojowałem. Meteo.pl straszyło deszczem i silnym wiatrem od południa, to zmobilizowałem się rano i pojechałem na okonie. Wziąłem travela Mikado Da Vinci z kołowrotkiem 2000 i plecionką 0,10. Liczyłem również na sandacze i ten zestaw miał im w razie czego sprostać. Pierwsza godzina bez brań. Jestem na jednej z odnóg Odry z wartkim uciągiem. Miałem wrażenie, jakby przed moim przybyciem otworzono jaz. Płynące liście i konary mocno przeszkadzały w prawidłowym prowadzeniu jiga. Łowiłem na poczciwe kopyta relax-a w kolorze marchewki. Trochę na keitecha, też z dodatkiem marchewkowego koloru i na gumkę z "ali" w kolorze różowym. Dzisiaj było wybitnie na czerwono. I opłacało się. Miałem sześć brań i pięć ryb wylądowało na brzegu. Jeden byczek, okoń i trzy sandacze (z jednego rocznika). Ostatniego sandacza złowiłem na boczny trok z ciężarkiem 10 g. Pozostałe na jigi 4-6 g. 👊
-
Proszę o dopisanie mi okonia 33 cm za 29. Został mi jeszcze jeden okoń z dwójką. Jak go skasuję, to załatwię dwie sprawy na raz. Będę miał same trzydziestki. Jednocześnie osiągnę średnią 32. Tylko czy ten potrzebny jeden centymetr nie wyjdzie mi bokiem:))) PS W poczekalni do klubu 300 robi się ciasno;)👍 👊
-
Robi się coraz chłodniej, to dla mnie sygnał, że zostało niewiele dni do łowienia w tym sezonie. Z każdym rokiem gorzej znoszę niskie temperatury. Dzisiaj zmarzłem w dłonie i miałem problem z agrafką:))) Ostatnio tylko przeglądałem informacje znad wody a sam spacerowałem po nadwiślańskich promenadach. Odłożyłem sprzęt sumowy i chyba pozostanę do końca roku z okoniowym. Niedzielna wyprawa z bocznym zaczęła się niemrawo. Przez długi czas byłem bez brania. Miałem trzy godziny. Po pierwszej wydłużyłem przypon. Na muchowy bezzadziorowy hak założyłem przeźroczystą podobiznę swing impact. Ciężarek o wadze 10g. Wędka Mikado Sensei Feeling 270/15g. Zaczęły się brania. Małe brały bardziej agresywnie i głębiej połykały. W końcu doczekałem się ładnego okonia. Wyraźne puknięcie, zdążyłem zareagować i w pierwszym momencie myślałem, że mam szczupaka. Po chwili było wszystko jasne. Na miarce wylądował okoń 33 cm. Trzeba się umacniać w tabeli;) Łowiłem na jednym z odrzańskich kanałów.
-
O tym jest mowa, że wypuszczając ryby, nigdy nie będziemy pewni, co z nią się stanie za 5 minut, godzinę, czy kilka dni. Człowiek po wypadku również może w początkowej fazie zachowywać się w miarę normalnie. Po czasie może się okazać, że obrażenia wewnętrzne doprowadziły do katastrofy. Każdy głos w tytułowej sprawie odbieram jako zainteresowanie i chęć pomocy w zrozumieniu, że z rybami powinniśmy postępować bardzo ostrożnie. Nawet zastanowić się, czy jest sens łowić w danym łowisku, bo dla ryb będą małe szanse na przeżycie mimo wypuszczania. Zainteresowałem się sprawą, gdy doczytałem o zawodach, bodajże w Rosji, gdzie zawodnicy, by dostarczyć żywe ryby do pomiarów, nakłuwali im pęcherze. Już wiem w jakim celu. Okazuje się, że są miejsca na świecie, gdzie posiadanie takiego przyrządu jest obowiązkowe. Wypuszczając rybę, mogę ogłaszać, że odpłynęła w dobrej kondycji. Tylko tyle. Dalej nie jestem w stanie nic zrobić. Nie jestem w stanie sprawdzić, jak sobie radzi po spotkaniu z wędkarzem. Stąd warto zaglądnąć w wolnej chwili do komentarzy i wypowiedzi ludzi, którzy więcej wiedzą z racji zawodu, doświadczenia i spotykają się z tym zjawiskiem w rzeczywistości. Do mnie dociera wiadomość, że ryby przeżywają. Nawet te holowane z większej głębokości. Też do mnie dociera głos wędkarzy, którzy mówią o tym, że np. szczupaki z większej głębokości padają, jak muchy, bez istotnych uszkodzeń ciała. O sandaczach z wypchanymi oczami i napompowanymi brzuchami też trochę słyszałem. Powiedzmy sobie szczerze, kto publicznie o tym będzie wspominał?
-
Spodobało mi się takie stwierdzenie, że okazy ponad przeciętne są zbyt cenne, by złowić je tylko raz. Osobiście nie przypominam sobie bym po złowieniu ryby stwierdził u niej objawy wspomnianej barotraumy. Łowię na płytkich wodach w górnych warstwach, wręcz powierzchniowo. Niewiele czasu poświęcam jigując. Jak już, to głębiej niż 5 m prawdopodobnie nie przekraczam. Zainteresował mnie ten temat, bo jako zwolennik wypuszczania niewiele wiedziałem o rybach, które po złowieniu mają wypchane pęcherze gazem do takiego stopnia, że wypychają wątrobę z pyska, lub podczas uwalniania nie potrafią odpłynąć. Zapewne więcej mogą powiedzieć wędkarze łowiący na głębokich akwenach. Mało się o tym mówi. Może czas to zmienić? Jeżeli zwolennikom zasady C&R zależy, by więcej ryb przeżywało, to warto od czasu do czasu uświadomić wędkarzy, na co zwracać uwagę. Z różnych informacji można wnioskować, że wypuszczanie każdej ryby nie jest równe 100% przeżywalności. Jestem świadomy tego, jednak będę dalej postępował według swoj zasady i sumienia. Teraz, po dawce teorii o barotraumie u ryb, łowiąc umownie poniżej 8-10 m, mocno bym się zastanowił, czy uparcie stosować zasadę wypuszczania. Albo bym nie łowił poniżej tej głębokości, albo z góry bym zakładał, że łowię na kolację. W każdym razie warto poszukać informacji i być świadomym z czym możemy się spotkać.
-
Cześć. W sobotę postanowiłem zaliczyć mocniejsze uderzenie. Po okoniowych wyprawach wróciła jeszcze chęć powalczyć większymi przynętami. Do wody poleciały woblery szczurki, nietoperze i karasie Jaxona. I właśnie karasie przyniosły jedno branie za dnia i dwa kontakty w nocy. Cztery razy deptałem po tych samych ścieżkach i za każdym razem łowiłem szczupaki. Zaskoczenia nie było, że kolejny zagryzł przynętę. Łowisko-kanał Odry. 👊
-
Byłem dwa razy, aby doszkolić się w okoniach. Jakichś odkryć nie dokonałem, jednak sprawdziłem, gdzie mi najlepiej wychodziło ich łowienie. W środę miałem mniej czasu, około dwóch godzin. Brań dużo. Myślę, że spokojnie ze dwa komplety takich po 22 cm bym uciułał. A było pasiaczków znacznie więcej. I gumka, która zdecydowanie najlepiej sobie radziła. W czwartek byłem trochę wcześniej. Łowiłem między 16:00-19:30. Ilościowo podobnie. Ze względu, że szukałem wśród innych gumek tej najlepszej, to mogło wyglądać słabiej, niż poprzedniego dnia. W ten dzień również bym uzbierał komplet do tabeli. Pierwszego i drugiego dnia było kilka pod 25 cm. Przynajmniej tak wyglądało po przyłożeniu do wędki. Potrzebuję do tabeli większych, to ocena wielkości była błyskawiczna:) Gumka, która w czwartek była najdłużej w wodzie i przyniosła najwięcej ryb. Łowiłem na jednym z odrzańskich kanałów. Wędka do 15 g, plecionka 0,10 z metrowym fluorocarbonem 0,28 mm. Nadszedł moment, żebym wymienił u siebie miarkę z opcją maty. Stara jest wysłużona i wyblakła. Nie mogę aparatem uchwycić naświetlenia i przepalam fotografie. Telefonem jeszcze jakoś to wygląda, ale nie chcę tym robić zdjęć nad wodą. Wiem, jak się to kończy, gdy jestem sam. Polecam wszystkim uczestniczącym, aby rozważyli taki zakup. Miarki są fajnie zrobione i dość szerokie, by średnie ryby z mniejszym uszczerbkiem dla siebie pozowały do zdjęcia. Czytelność też ma znaczenie. U niektórych z Was, jest wzór konspekt;) jak to robić. Jeżeli ruszy kolejna edycja w przyszłym sezonie, jeżeli będą chętni, to będę naciskał na bardziej staranne prezentowanie pomiarów;) Od siebie też
-
Był moment, że też trudno było mi się pogodzić z zasadami. Przy takiej "zabawie", podkreślam "zabawie" nie da się wprowadzić regulaminu zadowalającego w pełni wszystkich. W poprzednim sezonie pozwoliłem sobie zmierzyć się z wędkującymi wieloma metodami. Jako spinningista (ostatnio prawie wyłącznie) z góry zakładałem, że będzie ciężko dorównać czołówce. Wyszło całkiem nieźle. Porównując punkty do poprzednich edycji, również źle to nie wygląda. Może warto wypowiedzieć się, o co chodzi? Myślę, że Admin wnikliwie analizuje nasze spostrzeżenia i każdego roku są wprowadzane poprawki do zasad. GP, to bardzo fajna rywalizacja dająca czytelne podsumowanie naszych najlepszych wyników w poszczególnych gatunkach i całego sezonu.
-
Larry_blanka proszę o dopisanie RadkowiM okonia 22cm.