Skocz do zawartości
Dragon

jaceen

Redaktor
  • Liczba zawartości

    5 470
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    824

Zawartość dodana przez jaceen

  1. Gatunek ryby: sandacz - Długość w cm: 75 cm - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 20.07.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 0:40 - Łowisko: Odra - Przynęta: Wobler HMS PanicZ/10cm/10g/F - Opis połowu: Branie w warkoczu za ostrogą. Ryba ponownie do złowienia. ____________________________________________ Gatunek ryby: kleń - Długość w cm: 51 cm - Data połowu:(dzień, miesiąc, rok): 29.07.2020 - Godzina połowu: (wg. 24 godzin): 0:49 - Łowisko: Odra - Przynęta: Wobler JAXON Holo Select KARAŚ UV 9cm F 17g - Opis połowu: Branie w warkoczu za ostrogą. Ryba ponownie do złowienia.
  2. Nie dajmy się zwariować. Okazy trafiają się sporadycznie. Zanim ktoś złowi tego jednego, czy kilka w sezonie, to trzeba przerzucić trochę średnich ryb. Często tych średnich też brakuje. To, że znany wędkarz, tester marki, celebryta wędkarski wrzuci do sieci piękną i dużą rybę, nie znaczy, że łowi je na zawołanie. Inna sprawa to trzeba poprawnie ocenić i docenić różnicę w gatunkach. Co może znaczyć dla karpiarza przyłów sporego klenia lub leszcza? Dla stacjonarnego łowcy sumów kleń 40+ cm będzie tylko żywcem. Dla wielu z nas złowienie takiego będzie sukcesem, że dobraliśmy przynęty, wędkę, miejsce i odpowiednią porę na jego złowienie.
  3. Woblery z grzechotą. Piszę z "grzechotą", bo kilka z nich podczas lotu i uderzenia o wodę robi taki hałas jak latające blaszane wiadro z kulami od łożyska. Wśród przedstawionych prym wiedzie MADCAT. Istny bęben do lotto:))) Czasami zastanawiam się, co ja robię i po co? Skradam się na miejscówkę jak kocur, żeby tylko nie trącić kamienia, albo nie złamać patyka pod stopą po to, by za chwilę odbyło się "losowanie";) O ile pamiętam, teraz transmisja jest o godz. 21:50:) Przy większych modelach spokojnie można ściągać kotwice i brać je na mecze zagrzewając do boju swoich ulubieńców. Czy sprawdzają się na łowisku? Wabią? Odstraszają? Nie jestem w stanie jednoznacznie potwierdzić lub zaprzeczyć. Coś w sobie jednak mają? Przyciągają do siebie. Przeglądając sklepowe półki, bezwiednie sprawdzam, czy przynęta ma grzechotkę. Kule mają też do spełnienia inne zadania. Podczas wyrzutu przemieszczają się i tym sposobem zyskujemy na odległości i stabilności woblera. Z pewnością pomyślano o tym w woblerze Westina (na zdjęciu u góry). Kule przemieszczają się od głowy do ogona. Czego nie ma np. w okoniu Flagmana (na zdjęciu u dołu). Przeglądając swoje wynalazki, stwierdziłem, że tych hałaśliwych woblerów jest stosunkowo sporo. Do pozostałych to u mnie wygląda na jakieś 1/5. W mniejszych modelach również nie brakuje tego elementu. Najgłośniejsze są w woblerach powierzchniowych i crankbait-ach. W pozostałych, klasycznych, tykają delikatnie i trzeba dobrze się wsłuchać, by stwierdzić, że wobler jest wyposażony w grzechotkę. Jak tak dalej pójdzie, to za sezon lub dwa proporcje mocno się zmienią na korzyść grzechotek. Wracając do pytania, które sobie zadałem, a może ktoś z Was jeszcze się wypowie? Czy warto? U mnie odpowiedź jest jasna. Nie zbieram ich, bo ładnie tarabanią. Krótko mówiąc, nie łowią gorzej od innych woblerów. PS Dzisiejszy dzień jest upalny, więc losowanie odbędzie się nieco później. Po 22:00:)
  4. Chwilowo okonie odpuściłem. Jak się trafi, to będzie przyłowem. W przyszłym tygodniu postaram się jakieś miejsce znaleźć, by na poppery i "pieski" połowić. Odkomarzanie we Wrocławiu chyba zaczęło działać. Wieczorem było w miarę dobrze. W weekend nie powinno padać, to plan może być tylko jeden;)
  5. W niektórych miejscach powinna być ulga od komarów. W miejscach, gdzie ostatnio buszuję, jest tragicznie. Z jednej strony dobrze, bo pokolenie "C" trzyma się z dala od tych miejsc:) Wkrótce pewnie to się zmieni. Wczoraj kukuruźnik opędzlował i te rewiry. Będzie głośna muzyka przynajmniej do północy;) Liczyć na samą chemię to trochę mało. Czasami jestem zmuszony do używania wiatrówki ortalionowej z kapturem. Zdarza się, że zakładam rękawiczki malarskie z obciętymi palcami. Zakładam je częścią gumowaną na wierzch dłoni, a materiałem do wewnątrz. Gdy mam buty do kostki to grubsze skarpety i dobry oprysk. Jeszcze pozostaje opcja wędkowania w mieście. Jednak po ostatnim nocnym rekonesansie po bulwarach stwierdziłem, że ostatni boleń został zjedzony lata temu:)))
  6. Strażnik ostrogi. Kilka ostatnich wypraw kończyło się prawie na zero. Na jednej z nich miałem kilka ataków na powierzchniowe przynęty. W ciągu kilkudziesięciu minut cztery razy szczupaki atakowały poppera, ale ostatecznie nie trafiały. Na dolewkę goryczy w ciągu następnej godziny zaliczam jeszcze jeden pusty atak i dwa wyjścia z nawrotem przed samą przynętą. Przed zmierzchem jeszcze jeden atak w momencie wyjmowania przynęty z wody. Akcja tuż pod nogami. W tym dniu prawie całkowicie się podłamałem. Dzień przerwy. Tak. Dałem sobie dzień przerwy, by nie dać się powalić psychicznie przez kolejny podobnie spędzony czas nad wodą. I zaczęło się. Pierwsze kilkanaście minut zacząłem łowić od tych samych miejsc. Pierwsze branie było prawie niezauważalne. Popper został wessany bez żadnego sygnału. Nagle zniknął mi z oczu w momencie przerwy przy podbijaniu. Na ułamek sekundy zamurowało mnie i ocknąłem się w momencie szarpnięcia i przelewającej się dużej bryły rybska pod wodą. Było już za późno. To był prawdopodobnie duży okoń. Duży, żółty, szeroki korpus, daje mi taką wyobraźnię. Było minęło. Jeszcze się trzymam. Kiedy się skończy, to moje pechowe wędkowanie? Przed zmierzchem znowu zmieniam stanowisko i woblery dedykowane pod nocne łowienie. Jeszcze było szaro. Do koszyka pustych brań dokładam jeszcze jedno na Rapalę i na sandaczowego woblera Oleixa. Po drugiej stronie słyszę u kolegów chlapiące się ryby. Na potwierdzenia dostaję MMS-y ze zdjęciami. Zakładam woblera Jaxon-a i wykonuję krótkie rzuty. Sprowadzam go po niewielkim łuku do brzegu i powoli ściągam do siebie. Na pocieszenie kończę fantastycznym braniem i trochę jestem zdziwiony, że zaatakował tak dużą przynętę kleń. Ten wobler w tym sezonie miło mnie zaskakuje. Coś w sobie ma takiego, że ryby nim nie gardzą. Kolejny dzień przerwy. W gazecie piszą, że są prowadzone odkomarzania. Tylko gdzie? Na działce u Prezydenta? Całe ciało mnie swędzi. Od ostatnich masowych ataków nie mam wolnego miejsca od bąbli. Mimo pryskania się muggą i zakładania ortalionów te upierdliwe owady zawsze znalazły miejsce, by użądlić. Na porządną rozgrzewkę dostaję kolejne zdjęcie. Chłopaki łowią a ja w ciemnym lesie. Dobrze, że coś się dzieje i miło, że pamiętają o mnie. Na wyprawę odchudziłem sprzęt. Nastawiłem się typowo na sandacze. Kilka woblerów i Mikado Da Vinci do 25 g zapewniają mi swobodne nimi operowanie na nocnych miejscówkach. Przez dwie godziny powoli przemieszczając się, obławiałem ciekawsze fragmenty Odry. Kilkanaście minut Gembalą, później Rapalą. Po nich zakładam Oleixa i Jaxona. W każdym miejscu staram się łowić przynajmniej dwoma o różnej głębokości pracy. Sięgam po sandaczowego Panic/Z/10F/10g. Wobler pracuje tuż pod powierzchnią. Zamawiając u Adama (Spinnerman), zażyczyłem sobie kilka w wersji płytko pływającej. Jestem na jednej z ostróg. Wcześniej dokładnie obłowiłem jej szczyt, napływ, zapływ i w miarę upływu czasu warkocz za główką. W oddali usłyszałem charakterystyczne „cmok”! Chyba się nie przesłyszałem? Gdy kiedyś często jeździłem za Wrocław, to po takim sygnale udawało się namierzać ich stanowiska. Na odcinkach miejskich niezwykle rzadko udawało się mi w ten sposób je lokalizować. Po kilkunastu minutach słyszę cmoknięcie jeszcze głośniejsze. Byłem jedną główkę wyżej, to błyskawiczna decyzja i już po kilku minutach skradam się pod ostrogę. Nie wiem, gdzie może się czaić. Słyszałem z oddali, z odległości kilkudziesięciu metrów, że to nie jest jakiś pokurcz. Zapomniałem o komarach. W tym momencie ich nie było. To znaczy były, tylko ja nie zwracałem na nie uwagi. Widzę pod powierzchnią smużącą drobnicę. Staram się podrzucać woblera w sposób, by jak najdelikatniej pacnął o wodę i poprowadzić go w podobny sposób do przemieszczających się rybek. Rzuty wykonuję pod różnym kątem. Chcę, by wobler spływał za każdym razem w inny sposób. Nie wiem dokładnie, gdzie może się czaić strażnik ostrogi. Słyszeć, że gdzieś jest w pobliżu, to mało. Uruchamiam wyobraźnię i analizuję całą sytuację w tym miejscu. Kilka rzutów wykonuję w jeden punkt i kręcę korbką tak wolno, aby tylko poczuć delikatną wibrację woblera. Maksymalnie wolno. Gdy czuję, że praca gaśnie, lekko szarpię szczytówką, by odzyskać te wibracje. Ułamek sekundy a ile w tym emocji. Początkowo byłem zaskoczony. Mimo że przy każdym rzucie w rozmyślaniach liczyłem, że to w tym momencie nastąpi, to i tak nastąpił zaskok. Tym bardziej że to nie było mocne targnięcie. A jednak pilnował szczytu główki. Gdzieś w jej pobliżu nastąpiło branie. Po akcji kija wiem, że będzie nieźle. Dwa razy podjął próbę odjazdu. Hamulec dobrze wyregulowany i wiele się nie poddawał. Ustawiłem go na pograniczu wytrzymałości kotwiczek. Zapalam lampkę. Już go zobaczyłem. Woblera nie widzę, to znaczy, że zniknął w paszczy sandacza. Zrobiłem się spokojniejszy. Podwyższona woda ułatwiła mi najechanie rybą na zalane trawy i w komfortowy sposób, po chwilowym jej odpoczynku wyjąć i zrobić zdjęcie na pamiątkę. W tym sezonie to trzeci przekraczający 70 cm. Nie łowię tych ryb dużo i to jeszcze w słusznych rozmiarach. Takie naprawdę cieszą. Myślę sobie, no bracie, zdradziłeś się i co teraz? Gdybyś trafił na kogoś innego, to marnie byś skończył. Masz nauczkę i zmykaj! Ty myśliwy, ja łowca, jeden zero dla mnie. Miałem farta. W ostatecznym rozrachunku on też. pzdr., jaceen
  7. Może Hi-Lo? Regulacja steru pozwala na dostosowanie głębokości prowadzenia do łowiska. Zamiast targać pudełka wypchane nadmiarem woblerów, to może wystarczy mieć przy sobie dwa lub trzy w różnych rozmiarach i tym sposobem ogarniemy teoretycznie każdą sytuację na łowisku? Czy jest to możliwe u Was?:)
  8. Whopper Plopper. Zdecydowanie na tak. Nie wyobrażam sobie pudełka bez tych przynęt. Systematycznie będzie ich przybywać. Brania są tak widowiskowe, że nawet gdy nie uda się skutecznie odpowiedzieć, to zapadają na długo w pamięć. To jest podobnie, gdy trafiałem piłką w poprzeczkę, lub słupek grając w klubach piłkarskich. Bardziej te sytuacje zapadły mi w pamięć niż strzelone bramki:) Ech te niewykorzystane sytuacje;) Przedstawione na zdjęciu przynęty są plastikowe. Posiadają grzechotki. Tylna część pracuje jak śmigło. Jest wykonana z twardej gumy. Pod naciskiem poddaje się i w trudnych warunkach nie ulega szybkiemu uszkodzeniu. Gdy w łowisku jest bardzo dużo takiej ciągnącej się zieleniny, to może się wkręcać w turbinę, co utrudni swobodny obrót. W zasadzie to jedyny mankament, jaki mogę przypisać woblerom. Ja łowię nimi, podszarpując jak tradycyjnymi popperami. Robią głośne BLUUM! Jednocześnie ogon ciągle obraca się, nawet przy minimalnym prowadzeniu robiąc dodatkowy szum.
  9. W końcu zmobilizowałem się i wystrugałem poppera na podobieństwo firmy Jackall. Wersja ze śmigłem i wirującym ogonkiem. Niestety nie pokusiłem się o wmontowanie grzechotki. Tak jest w oryginale. Zakres pracy poppera, to tradycyjne plumkanie, praca "wtd", a przy jednostajnym ściąganiu pracuje cały czas śmigiełko i wirujący ogonek. Długość 8 cm. Drugi to typowy powierzchniowy wobler o pracy "wtd", długość 7 cm. Trzeci najmniejszy 3 cm popper żabka, jeszcze przed nałożeniem trzeciej warstwy żywicy.
  10. Cześć. Tomku, przesyłka dotarła. Bardzo dziękuję!!! Statuetka znalazła miejsce wśród sentymentalnych pamiątek:) Piję kawę i podziwiam Vario Spoona. W parze z Sebile wygląda bardzo ciekawie. Po cichu obiecałem sobie, że w tym sezonie coś na te przynęty złowię. Już jeden bodziec-kontakt był. Kwestia samozaparcia i będzie dobrze. Pozdrawiam serdecznie. Dziękuję za ciekawą rywalizację.
  11. Początek lipca u mnie bardzo trudny. Wszystko dzieje się na jakimś pograniczu. Jak mam więcej brań, takich z przytupem, to schodzę na zero. Aż serce krwawi, gdy psuję to wszystko. Innym razem nic się nie dzieje przez długi czas, by skończyć na jednym braniu i jednej rybie. Tak było i tym razem. Wysoka woda na Odrze wymusiła uczenia się łowienia na innych łowiskach. Przerzucam sprzęt, przynęty, robię minimalne przesunięcia w miejscówkach, by optymalnie wykorzystać ich potencjał. Wczoraj znowu miałem branie na streamera. I znowu linka zapętliła się na ręce, co skończyło się uwolnieniem ryby. Z muchówką w nocy walczę, gdy sprzyjają warunki. Musi być prawie bezwietrznie. Dorzucenie do miejsca, w którym spodziewam się ryb, jest na pograniczu mojego maksymalnego rzutu. Jest to +/- 12 m. Drugą część pobytu spędziłem ze spinningiem. Zestaw lżejszy z nastawieniem na klenie i jazie. Rzutem na taśmę, na swojego łamanego woblera, następuje piękna zbiórka i serducho podeszło na chwilę pod gardło. Wobler ma typowo smużącą pracę. Jest to jedna z bardziej ulubionych moich samoróbek. Zakres pracy od 0 - 20 cm. Do pięćdziesiątki kleniowi zabrakło kilka milimetrów. pzdr
  12. Słyszałem, że te z "Ali" to loteria. Z pewnością mała i duża z Savage Gear pracują poprawnie. Bardzo fajny produkt, ale makabryczna nietrwałość skrzydełek. Ta wada, w mojej ocenie, bardzo obniża notę tym konkretnym cykadom. Za taką przypadłość cena tych przynęt nie powinna być tak wysoka. Po kilku braniach zarówno w mniejszej i w większej cykadzie odpadały skrzydełka. Poradziłem sobie z tym tak, że naciąłem korpusy i wkleiłem na stałe skrzydełka z poliwęglanu. Praca stała się bardziej wyrazista i stabilna. Mniejsza wersja cykady, co potwierdzają testerzy z "FISHINGTEST", potrafi nurkować, gasnąć. Dla niej potrzebny jest odpowiedni nurt, by wydobyć jej zalety. Generalnie crawlery o większej masie są mniej problemowe. Nie wspominają natomiast nic o ich awaryjności. W poprzednim sezonie miałem sygnały od kolegów, że po pierwszym braniu odpadały skrzydła. To nie tylko moja opinia i doświadczenie. Po rocznych testach i sprawdzaniu kilku wersji doszedłem do wniosku, że crawlery z metalowymi skrzydełkami są lepszym rozwiązaniem. Przy odkształceniu jest możliwość ich naprawienie na miejscu. Gdy zachodzi potrzeba korekty ze względu na nierówną pracę, też w każdym momencie można to poprawić. Ze skrzydłami z tworzywa czasami jest to niemożliwe i cykada właściwie nie nadaje się do łowienia. Chyba że są wmontowane z poliwęglanu i tu szczypcami na zimno taka korekta jest możliwa. Najlepsze rozwiązania jak do tej pory, to crawlery miękkie. Jedną z nich jest żuk Molix-a. Dla mnie rewelacyjny produkt. Można żuka mymłać do woli i nic z nim się nie dzieje. Przez kapelony przechodzi jak burza, przy tym pięknie kolebiąc się i robiąc fajne zamieszanie. Materiał jest bardzo miękki w porównaniu do gumowych żab. U mnie mocno sprawdzony w boju i kilka ryb złowił. Dla swoich łowisk dozbroiłem w dodatkową kotwiczkę. Gdy jest potrzeba, to ściągam. Nie złowiłem jeszcze na niego szczupaka. Nie wiem, jakie szkody może poczynić szczupacza paszcza. Myślę, że klej "kropelka" w razie potrzeby załatwi sprawę. Gumowe żaby to chyba najlepsze z możliwych rozwiązań. Piszę to na podstawie swoich doświadczeń. Bardzo szybko wpadł mi pomysł, bazując na rozwiązaniu żuka z Molix-a, że gumowe żabki mogłyby również sprawdzić się jako crawlery. To był strzał w dziesiątkę. Za cenę jednego reklamowanego crawlera można mieć kilka, a nawet kilkanaście ciekawych i łownych przynęt. Żaby Hokkaido doskonale się nadają na przeróbkę. Są w trzech rozmiarach 4, 5 i 6 cm. Najlepszą pracę można uzyskać w tych większych, ale ta najmniejsza ma więcej pobić. Aby przystosować żabę do pracy typowego crawlera, trzeba zorganizować sobie płytkę z poliwęglanu, taką do wycinania sterów w klasycznych woblerach. Wyciąć skrzydło, delikatnie wyprofilować szczypcami i przykleić na klej szybkoschnący. Przed ostatecznym przyklejeniem warto sprawdzić w wanience pracę. Ja kleję na minimalną ilość kleju, tak by skrzydło nie odpadło podczas testu i ustawiania. Gdy uznam, że jest dobrze, delikatnie odklejam i ponownie wklejam w to miejsce już z odpowiednią ilością kleju. Tak przygotowaną żabę ryby mogą żuć, jak gumę. Jak do tej pory nie przydarzyło się, żeby odpadło czy złamało się skrzydło. Korpus pozwala na wiele i o uszkodzenie jest naprawdę trudno. Ze względu na cenę, na łowność, na małą awaryjność i co najważniejsze, że chyba jestem pionierem w przystosowaniu żaby do akcji crawler, w mojej ocenie jest na najwyższym miejscu wśród tego rodzaju przynęt Crawlery raczej nie nadają się na silny nurt. Jak każda inna przynęta i te potrzebują dla siebie odpowiednich warunków. Skrzydełka elastyczne nie nadają się na korektę w razie problemów z pracą. A to wczorajszy nocny efekt na cykadę SG po wstawieniu jej endoprotez;)
  13. Larry_blanka proszę o wymianę 28 na 31.
  14. W czwartek kolejna seria nietrafionych brań i spadów. Trzy brania na crawlera i trzy na "nocnego" streamera. Wziąłem muchówkę z zamiarem ustrzelenia jakiegoś sandacza lub klenia. Ostatnie branie prawie z sukcesem. Ładny strzał i ze dwadzieścia sekund holu i tyle. Upatrzyłem sobie miejsce pod nocne muchowanie i czekałem na sprzyjające warunki. Bardzo często wiatr wieje tam w twarz i nie mogłem na odpowiednią odległość podać muchy. Wczoraj było prawie bezwietrznie. Była okazja sprawdzić miejsce, czy się nada na przyszłość. Myślę, że uda się stamtąd coś ciekawego złowić. Wcześniej zrobiłem obchód stanowisk i kontrolnie podrzucałem whopper ploppera W jednej ze sprawdzonych miejscówek pięknie łupnął w niego wypasiony pasiak. Zadowolony jestem, bo w żabę wierzyłem, że może ładne ryby prowokować i chyba się nie myliłem. Okoń leci do tabeli LO.
  15. Nie jest łatwo. We Wrocławiu Odra miesza poziomem podobnie jak w Krakowie. Ostatnio skoncentrowałem się na krótkim odcinku rzeki. Przy podniesionym poziomie było bardzo ciekawie. Gdybym wykorzystał wszystkie ataki na crawlery, to z pewnością byłby jeden z ciekawszych momentów wędkarskich w karierze. Nastawiłem się na sumy i wyjścia były wyłącznie nocne. Nad wodą byłem wcześniej, jeszcze za dnia, by ocenić sytuację. Łowiłem wyłącznie powierzchniowo. Wymagało to znalezienie odpowiedniego odcinka rzeki, by zwiększyć swoje szanse. Docierały do mnie informacje, że sumy w różnych miejscach są łowione, ale mnie interesowało łowienie powierzchniowe i na tym się koncentrowałem. Najczęściej sięgałem po crawlera. Miałem na niego sporo ataków. Musiałem w trakcie wymienić kotwice i naprawiać skrzydełka. Z największym sumem przegrałem walkę. Branie było kapitalne. Było z tak głośnym "mlaskiem", jakby ktoś szuflą o wodę walnął. Dwa razy podciągnąłem go blisko siebie. Mętna woda nie pozwoliła na ocenę, jaki był duży. W każdym razie po blisko 5 min dostał szalonego kopa i zebrało mu się na szaleńczy odjazd. Po jednym z kolejnych susów wypiął się z kotwic. Innym razem miałem rybę jeszcze krócej na kiju i sytuacja była podobna. Na przełomie czerwca i lipca był jakiś amok wśród drapieżników. Nie wykorzystałem tego. Jednej nocy miałem pięć sumowych ataków takich, o jakich marzyłem, przygotowując sprzęt od stycznia na spotkanie z tymi rybami. Niestety, pozostaną w pamięci tylko te ataki poprzedzone sunącą falą za poruszającą się przynętą. Na pocieszenie z tych wypraw pozostanie na liczniku jedna dziewięćdziesiątka i siedemdziesiątka. Dodatkowo trafił się ładny kleń i boleń. Między nimi były jeszcze krótkie sandacze.
  16. Jeżeli ma być szybko, na już, to bez miejscowego przewodnika ani rusz:) Jeżeli masz dużo czasu, to konsekwencja, dużo godzin nad wodą, mnóstwo testów z przynętami i chyba najważniejsze, to pora żerowania tych największych. Ja to jestem teoretyk okoniowy i taką teorię sobie przyswoiłem na odrzańskich pasiakach. Największe u mnie siadały w godzinach bardzo wczesnych i przed zmierzchem. W ciągu dnia miałem mizerię. Jedynie w zimnych miesiącach (jesień/zima) w ciągu dnia coś jeszcze udawało się wyczarować.
  17. Prawdopodobnie chodzi o jakąś konkretną część. To, że Shimano Sahara i wielkość 3000 już wiemy. A oznaczenie "C" może dotyczyć np. szpuli i jej cech. Może być wąska, płytka, profilowana itp. W Internecie jest przewodnik kołowrotków Shimano i tam można się dokładniej dowiedzieć.
  18. Twój wpis przypomniał mi, że była wzmianka o zaliczaniu 0,5 cm. Całkowicie o tym zapomniałem. Gdyby w przyszłym sezonie byli dalej chętni na LO, to proszę, przypomnijcie o tym. Na dziesięciu rybach można będzie dodatkowo uzyskać 5 cm.
  19. Ciekawe, czy wszyscy, co zadeklarowali się wziąć udział, uzupełnią swoją tabelę okoniami? A jest jeszcze sporo z zerowym wynikiem. Tabela przedstawiana jest w formie skróconej dla lepszego wglądu na wyniki. Lista dla przypomnienia liczy 31 chętnych do rywalizacji. Larry_blanka chyba jest na L4:)
  20. W tym sezonie obiecałem sobie, że więcej czasu poświęcę odrzańskim sumom. To jedyny drapieżnik, na którym mi nie zależy, żeby łowić rekordowe i maksymalnie duże. Wiadomo, że w 100% nie mam na to wpływu, ale staram się typować takie miejsca, gdzie jest nadzieja pomijać te największe. Ułożyłem swój sprzęt, aby z tymi do 10 kg hol trwał nie dłużej niż parę minut. Na ile uda się plan? Zobaczymy w trakcie sezonu. Na początek z wytypowanego miejsca dostałem jednego, mam nadzieję na rozgrzewkę, mierzącego 90 cm. Następnej nocy miałem trzy brania. Za trzecim razem trafiłem w tempo i przez dwie minuty walczyliśmy. To był większy okaz, ale dawał się już podciągnąć. Przy jednym ze zrywów uwolnił się.
  21. jaceen

    rzeka Ślęza

    Podrzućcie więcej informacji jaka jest sytuacja na Ślęzie w granicach Wrocławia. Trawy kosili? Poziom wody pozwoli wrzucić jakiegoś smużaka?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.