Teraz mam mało czasu dla siebie, ale dzisiaj już nie wytrzymałem i sam pognałem o świcie nad Odrę.
Muchówkę w łapę i kilka piankowych przynęt zrobionych specjalnie na wypad.
Nie rozpisuję się, bo... klęska totalna. Dwie ryby, duuuże ryby, zassały duuuże muchy z dłuuugimi skrzydełkami i dwa pudła.
Rzadko trzęsą się mi ręce przy wędkowaniu, ale dzisiaj nie mogłem tego opanować.
Wyciągam jednego średniaka,
zmieniam obślinioną muchę na nową i znowu mega wir.
Mówię sobie, że kij, albo ryba. Hamulec dokręcam na maksa i przytrzymuję szpulę kołowrotka.
Ryba z wędką robi co chce!
Teraz sobie siedzę i myślę, ile rybsko mogło mieć
Dopowiem, że najsłabszym ogniwem był haczyk. Po prostu złamał się i ryba, baj, baj.