Skocz do zawartości
Dragon

jaceen

Redaktor
  • Liczba zawartości

    5 357
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    762

Zawartość dodana przez jaceen

  1. jaceen

    Kleń 2022 - haczyk.pl

    Czwartek był całkiem inny od poprzednich dni. Od 17:00 absolutne zero. Niczym nie mogłem skusić kleni. Odra delikatnie podniesiona. Aktywność przy powierzchni niezauważalna. Liczyłem, że w nocy będzie zmiana. I tak w rzeczywistości było. Zmieniło się na gorsze:) Zmusiło mnie to to poszukiwań. Przeszedłem kilka miejsc i w jednej z "klatek" mam upragnionego klenia. Branie z powierzchni na HUMPY3 Lovec Rapy. Miałem jeszcze kilka drobnych skubnięć i dołowiłem jednego krótkiego. Dokładam 49 cm:) 1. jaceen 49+47+46 = 142 2.MarianoItaliano85.... 3. RSM 46+0+0= 46 4. Marienty 30+32+49= 111 5. RafalWR 48+50+47=145 6. Cysiu 39,5
  2. jaceen

    Kleń 2022 - haczyk.pl

    Lechu, nie wklejasz swoich rybek do tabeli? Będą jeszcze większe?😅 Znając na tyle Lecha, to przypuszczam, a nawet jestem pewien, że na swoich rewirach jest w stanie łowić klenie na nogę od taboretu:))) Rok po roku ma swojego kleniowego faworyta;) Mylę się? U mnie kilka rewelacyjnych wypraw. Środa w dzień była słabsza, ale noc, to jakaś masakra. Fakt, że te większe mnie omijają, ale brań miałem może ze trzydzieści? Rybek na brzegu wylądowało osiem i jak zwykle kilka, gdzieś po drodze odpadło. Dzień wcześniej dobrze połowiły smużaki. Wyprawę skończyłem dziesięcioma rybami.
  3. jaceen

    Kleń 2022 - haczyk.pl

    Ostatnie dwa wyjścia na klenie miałem całkiem udane. Pierwszy raz trochę lepszy za dnia. Miałem brania na smużaki. Bardziej zdecydowane brania były na woblerki spławiane, bez ściągania, od czasu do czasu puszczane oczko przez szarpnięcie szczytówką. W nocy było, jak za najlepszych czasów. Nie dało się wrócić do domu. Ubzdurałem sobie, że jak przez dziesięć rzutów będę bez brania, to wracam. Spełniło się przed północą:))) Brań miałem, powiem skromnie, ze trzydzieści. Osiem kleni na brzegu, kilka odpadło po ułamku sekundy po braniu, dwa wypinają się pod nogami. Reszta ataków i delikatnych brań bez wyraźnego sygnału do zacięcia. Drugi raz za dnia było słabiej. Kilka skubnięć, dwie sztuki po ataku natychmiast się wypinają i do zmierzchu od 17:00 byłem bez ryby. O zmroku zaczęło się znowu. Klenie przeszły na żerowanie w trybie nocnym. Łowiłem w sprawdzony sposób, nazywam to „pod skórkę”. Woblery dobieram tak, by je prowadzić tuż pod powierzchnią z wyraźnym zostawianiem śladu na wodzie. Pełnia ułatwiała obserwację. Kilka razy cwaniaki odprowadzały przynętę, podskubując ją nawet przez kilka metrów. Mówię do kolegi: - Zaczyna się skubanie. I tak rozmawiamy sobie, czy zdąży capnąć za kotwiczkę, zanim dociągnę woblera do siebie. Cały czas czuję delikatne trącenia, widzę falowania i słyszę delikatne cmoknięcia. Po chwili oznajmiam: -Siedzi. Było tak kilka razy. Ilość do ręki podobna, trochę pustych brań i kilka wypina się pod nogami. Największy kleń był u kolegi 42 cm. Moje nie przekraczały czterdziestki. Przez około godzinę była przerwa i brania ustały. Dokładnie o 23:30 pojawiły się i zaczęła się ponownie wyżerka. Daliśmy sobie czas dokładnie do północy i w ostatnim rzucie zapinam ostatniego klenia wyprawy. Taki farcik;) Łowiłem różnymi woblerami, ale każdy musiał spełnić moje oczekiwania. Miał być pływający i dać się prowadzić tuż pod powierzchnią. Najmniejszy po jakiego sięgnąłem, był jak na zdjęciu poniżej - wobler Lovec Rapy Power Perch Long 2,5 cm / 1,1 g.
  4. Jeżeli jedziesz na swoją miejscówkę, to przygotuj się dobrze. Może weź ze sobą kotwicę,żeby cię z brzegu nie wyrwało. Wczoraj było to coś, co się będzie śniło po nocach:) Mogłem zamknąć oczy, rzucać gdzie popadnie i bęc! Gdybym rzucił w trawnik, pewnie też byłyby brania:))) tyle się działo;) Byłem z drugiej strony miasta.
  5. Ciekawe, skąd ja takiego mam?:))) Jeszcze raz dzięki👍 Trzeba kombinować. Raz trzeba mieszać, innym razem odwrotnie, delikatnie smyrać po wodzie. Pojedziesz kolejny raz i się okaże, że biorą lepiej na te zanurzone na kilkanaście centymetrów. Nawet miejscówka miejscówce nierówna i trzeba rezygnować z woblerka, który kilkanaście metrów dalej się sprawdzał. Życie:)
  6. SMUŻAKI Czy jest jakaś definicja w świecie wędkarskim ujmująca, czym jest wędkarski smużak? Nie mam takiej wiedzy, ale powiem, jak ja to widzę. Są to wyłącznie moje spostrzeżenia. W moim pojęciu smużak powinien... smużyć. To chyba oczywiste:). Żeby do takiego zadania zmusić wobler, to powinien być pływający. Jakoś nie mogę się zgodzić, że woblery tonące, nawet dające się wyciągnąć na powierzchnię, we wszystkich sytuacjach spotkanych nad wodą, spełnią to zadanie. Najważniejszym kryterium, jakie u mnie decyduje o tym, że nadaję przynęcie miano smużaka, jest moment posłania woblerka na wodę i pozostawienie go do swobodnego pływania. Woblerek tonący tego nie potrafi. Bez ingerencji wędkarza zatonie. Można się spierać o szczegóły, ale u mnie, ta jedna cecha (tonący) dyskwalifikuje nazywanie woblera smużkiem. Inna rzecz, to jego praca podczas zwijania. Mimo że może być pływający, ale nie da się go ściągnąć do siebie właśnie poprzez smużenie, to też nie zaliczyłbym go tej kategorii. W skrócie ująłbym to tak, ma pływać, ma smyrać:) po powierzchni podczas spływu i podczas zwijania linki. Trzecia rzecz, to powinien być niewielkich rozmiarów. Tu jednoznacznego zdania nie mam, ale skłaniam się do określenia górnej granicy +/- 40 mm. To moje osobiste kryteria. Oczywiście, jeżeli takim smużakiem mam możliwość w niektórych przypadkach zejść pod wodę nawet na kilkanaście centymetrów, to jest to dodatkowa zaleta. Jednak powinno to być o wiele trudniejsze zadanie. Gdybym był zmuszony do ekwilibrystycznych wyczynów, by woblerka wprowadzić w smużenie, to jaka praca przeważa, to taka kwalifikacja. Pierwsza myśl, jaka się nasuwa, gdy jest mowa o wędkarskim smużaku, to myślę o owadach. Fajnie by było, gdyby taki woblerek przypominał jakiegoś. Nie jest to u mnie aż tak ważne, ale pudełko z przynętami wyglądałoby smutno, gdyby zawierało przynęty bez imitacji owadów. Co u was sprawdza się na letnie miesiące, macie jakiegoś faworyta? Ma być lotny, a może delikatnie ma opadać na wodę? Agresywny, szarpiący mocno na boki, czy taki wolno puszczony z nurtem. Może ktoś łowi na stojącej wodzie? To ostatnie byłoby bardzo interesujące:) Smużaki Lovec Rapy. Bezsterowe smużaki Stani, Stanisława Mallek. Bromby Andrzeja Lipińskiego. Smużak pokryty tkaniną, B. Olkiewicz. Sam też czasami jakiegoś wystrugam;) I jeszcze by się znalazło więcej, różnych twórców na małą i dużą skalę. Wypieszczone, albo zrobione w minimalistyczny sposób, jednak nie ustępujące skutecznością ani na krok konkurencji (Pioytro82, JAZ, Hegemon).
  7. U mnie klenie jakby się poprzestawiały. W miejscach, gdzie ostatnio je łowiłem, teraz jest ciężko. W czwartek znalazłem w ostatniej chwili główkę, na której miałem w 30 minut małe szaleństwo. Złowiłem dwa klenie w granicach 40-45 cm. Dwa po szaleńczych odjazdach wypięły się. Jakiegoś szaleju się najadły, bo pruły jak motorówki i nie szło ich zatrzymać. Trochę żartuję, ale dawno nie szalały mi tak na wędce. Między tym wszystkim było jeszcze z pięć brań. Cóż, znowu odezwał się mój zły nawyk, czyli niesprawdzanie kotwic po konkretniejszych rybach. Okazało się przy zwijaniu sprzętu, że grot jeden ułamany i jeden został odgięty po jednej z szaleńczych ucieczek. Łowiłem na woblery Lovec Rapy Humpy3. Kiedyś miałem kilka sztuk z tej firmy i dobrze je wspominam. We wtorek łowiłem tylko na smużaki i po zmroku Krakuskami. Trafiłem podobnego:) Odra w granicach miasta. 👊
  8. W wędkarstwie nie ma złych godzin:) Każda godzina nad wodą jest dobra;) Jeżeli masz możliwość jednak zostać dłużej, to spróbuj. Warto zrezygnować z tych wcześniejszych kilku na poczet jednej lub dwóch przed i po zachodzie słońca. Wtedy potrafią pięknie pokazać się przy powierzchni. I ogólnie, jakby aktywność się zwiększała. Gdy przyjdą upały, to pogoda, jakby sama wymusi takie podejście:) Jest taki stary sposób na sprawdzenie aktywności kleni z powierzchni. Robię to do dziś. Wystarczy ze sobą wziąć kawałek chleba i co jakiś czas wrzucić kilka skórek, niewielkich, by dużym kawałkiem nie odciągnąć od stanowisk tych spodziewanych się okazów. Gdy będą aktywne, już na dobre, to nie oprą się takiemu smakołykowi. I w ten sposób możemy ustalić dokładnie miejsce jakiegoś stadka. Wtedy pozostaje cichutko podejść i próbować np. ze spinningiem. Jeżeli jeszcze się nie podnoszą do spływającego chlebka, to tak samo próbuję, ale na lekką gruntówkę. Na haku kawałek skórki chleba z ciężarkiem 5-10g i odwiedzam stanowiska na kilkanaście minut. Trzeba to robić wielokrotnie, a nawet przez lata. Jeżeli poznaję jakiś odcinek rzeki, to staram się dokładnie go obławiać, przerzucając zestaw co kilka minut, lub delikatnie podciągając, by w ramach jednego rzutu przynęta znajdowała się w kilku miejscach. Ten sposób jest fajny, bo to jest łowienie dość aktywne i sporo wody można za jednym razem „obmacać”. Jeżeli jakaś miejscówka regularnie dawała rybki, a ze spinningiem tam sobie nie radziłem, to było właśnie powodem, by się tam dłużej zatrzymać i pastwić nad różnymi woblerami, sposobami, głębokościami i w końcu nad modelem konkretnego wabika. Wcześniej czy później pojawiały się brania i wędkarstwo stawało się trochę łatwiejsze, również w innych miejscach:) Tu piszę w kilku zdaniach, co i jak, ale ten proces jest o wiele dłuższy. Całkiem przyjemny, ale dłuższy. W tym nie ma cierpienia. To czysta przyjemność rozpracowywać „swoje” rewiry👊
  9. Cześć. Nie przypominam sobie, by od połowy marca wracać na zero. Zawsze były brania. W najgorszym przypadku kończyło się, jeżeli chodzi o skuteczność, na holu jednego klenia. Kwiecień nie wygląda gorzej. Rozochocony wynikami łowiąc na woblerki smużaki, myślałem, że podtrzymam passę. Pogoda popsuła całą zabawę. Niestabilne warunki z silnym wiatrem nie służyły smużeniu. Musiałem wybierać miejsca osłonięte od silnych podmuchów, a na (prawie) stojącej wodzie nie miałem dobrych doświadczeń z kleniami. Uzbrojony w intuicję i jakąś tam względną wiedzę, spędziłem trzy wyprawy na jednym z wrocławskich kanałów. Największą koncentrację wykazywałem pod koniec dnia. Starałem się być przynajmniej 1,5 godz. przed zmierzchem. W tym czasie ryby zaczynały aktywniej pojawiać się przy powierzchni. Ostatnimi czasy łowienie przy gruncie i w toni jest mi obce. Zacząłem od przynęt, jakie sprawiają mi w łowieniu największą przyjemność i najlepsze efekty. Do wody leciały woblery o bardzo małym zanurzeniu dające się prowadzić tuż pod powierzchnią. Jeżeli pogoda pozwalała na nocne łowy, to zostawałem jeszcze i przechodziłem na wodę o wyraźnym uciągu. O klenie 40+ niestety jest trudno. Może wśród kilku przegranych walk był większy, ale to tylko domysły:) Dla zresetowania od Odry, w piątek wybrałem się na Ślęzę. Początkowo podszedłem do rzeczki z lekceważeniem. To był efekt udanych odrzańskich podchodów. Dobrze się tam wiodło, to czmu nie tu?:) Przeliczyłem się i trzeba było zmienić podejście. Poziom wody był lekko podniesiony. Dawało to możliwość przeprowadzanie woblera nad przytopioną roślinnością. Jednak wszystkie kombinacje były bezskuteczne. Podejście od "ogona", spławianie w poprzek i prowadzenie w toni pod nurt, wszytko dawało w rezultacie wielkie zero. Dopiero prowadzenie nad przybrzeżnymi zalanymi trawami otworzyło wynik. Sprawdził się w tych warunkach wygrzebany parę dni temu z kosza przecenionych przynęt za 9 zł:) wobler Mistrall Fantom Floater 3 cm/0,2-0,5 m. Łowiłem nim naprzemiennie z woblerem Huntera Instynct 4. Jak to na Ślęzie bywa trafiły się całkiem małe kleniki, ale kilka 30+ też się pojawiło. Było miło:) 👊
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.