-
Liczba zawartości
5 362 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
762
Zawartość dodana przez jaceen
-
Zapowiedziałem powtórkę, to nie wypadało wrócić na tarczy:) W czwartek drapieżniki były mniej aktywne. Zdziwiło mnie to, bo ławice drobnej ryby były spore i w wielu miejscach. Przed zmierzchem nic się nie wydarzyło. Po zmroku było lepiej. Miałem dwa brania, by za trzecim razem nie przegapić i zapiąć jeszcze ładniejszego jazia, niż wczoraj. Branie około 18:40. Przynętą tym razem był wobler Hunter Champion4. Później doławiam pod wymiar sandacza i to wszystko, co się udało dzisiaj wyczarować. Kolejna wyprawa i łowię za każdym razem sandacze. Szkoda, że rozmiar kiepski. Gdzie te klamoty się pochowały?:)
-
W środę wybrałem się w inne rejony Wrocławia, by poobserwować Odrę. Czasami warto ruszyć cztery litery i odpuścić stare sprawdzone miejsca. Przed zmierzchem ładnie uaktywniły się drapieżniki. Krótko to trwało, ale nie były to pojedyncze stanowiska. Wcześniej, przez dwa dni chodziłem w poszukiwaniu okoni. Łowiłem na gumki w rozmiarze 2" z obciążeniem 2-4 g. Okonie "dłubałem" w strefie przybrzeżnej. Im dalej, tym mniej brań. Na przełomie października i listopada miałem w kilku ostatnich sezonach taką tradycję, że wybierałem się na nocne jazie. Ten sezon miał się okazać pod tym względem nieudany. Kanał, na którym je łowiłem, nie darzył mnie szczęściem w tym roku. Jednak coś może się jeszcze zmienić. Zostałem wczoraj jeszcze na nocne obserwacje na Odrze i namierzyłem stado, które podeszło bliżej brzegu. Na tą okazję mam w kieszonce wobler Instynct3 i szczęście dopisało. Delikatna zbiórka smużącego woblerka, charakterystyczna walka i wiedziałem, że to właśnie jaź. Rybka złowiona około godz. 18:30 Dzisiaj będzie powtórka. Zostanę trochę dłużej;) W czasie trzech dni złowiłem kilka małych szczupaków i sandaczy. Sandacze na woblery. Wczoraj były dwa. Ten drugi był już fajny. Niestety, trudno mi ocenić wielkość. Trochę za krótko to trwało:) 👊
-
Dwa popołudnia poświęciłem okoniom na jednym z kanałów żeglugowych. Nudno nie było;) Okonie przeważnie w rozmiarach 15-20 cm. Kilka miało około 25 cm. Łowiłem na przemian dwoma gumkami. Pierwsza coś w stylu Relax'a Ohio Druga, to raczek, ale nie pamiętam firmy. W drugim dniu złowiłem więcej rybek. Gdy było słonecznie i prawie bezwietrznie, to brań nie brakowało. Był moment, gdy się zachmurzyło i zerwał się wiatr. Przez godzinę odcięło brania. Wróciło do normy, gdy się uspokoiło. Hak offsetowy i zagięty zadzior ratował kilka razy zestaw. Łatwiej odstrzeliwałem z zaczepów, a i okonie bez problemów były uwalniane. 👊
-
Bezpośrednio do przynęty, to nie w każdym przypadku będzie szczęśliwe rozwiązanie. Przynęty, chyba w większości, potrzebują mieć więcej swobody. Bezpośrednie wiązanie może usztywniać, a w zasadzie na pewno usztywnia choćby woblera, muchę itp. Luźny węzeł lub agrafki, kółka łącznikowe i krętliki dają przynętom większą swobodę i intuicyjnie sięgamy po te elementy. Jeżeli chodzi o plecione przypony, jakimś rozwiązaniem może być wersja powlekana warstwą ochronną z tworzywa sztucznego. Jeszcze nie mam z nimi większego doświadczenia, ale wyobrażam sobie, że problem skręcania może być mniejszy. Przypony stalowe SURFLON są miękkie i efekt skręcania chyba nie istnieje. Kilka razy miałem okazję je testować i jakie były przed łowieniem, takie same, bez efektu sprężynki wracały do etui po łowieniu. Nie miałem wielkich obciążeń, to w 100% nie mogę przy tym obstawać. Przypony z fluorocarbonu do samodzielnego montażu używam te o mniejszej średnicy ( do 0,32 mm). Przede wszystkim do łowienia popperami i woblerami "wtd". Przy łowieniu nimi wskazane jest, by odcinek bezpośrednio przed przynętami był usztywniony i fluorocarbon dobrze spełnia tę rolę. Gotowe kupuję te grubsze, zaczynając od 0,9 mm. Na kolejny sezon chyba zdecyduję się na samodzielne wiązanie i kupno szpulek z linką pięć lub dziesięć metrów. Jeżeli komuś zależy na efektownym wyglądzie, to można zastosować tulejki, ja skorzystam z propozycji wiązania udostępnionych na YT.
-
Zmieniłem zasady. Znaczy się porę łowienia:) Jeżeli przed i po zmroku idzie mi słabo, to trzeba było spróbować o świcie. I całkiem inaczej to wyglądało. Serducho się radowało, że tyle mamy ryb w Odrze:) Marne pocieszenie, bo z sandaczami nie jest lekko. Dwa poranki, kilka pstryków i jeden tylko wcięty. Mam nadzieję, że to dobre sygnały na nadchodzącą sandaczową ofensywę z mojej strony;) Przy okazji sprawdziłem budżetowego Jaxon'a Genesis Pro Zander 240/6-28. Polemizowałbym z dolnym cw, bo w mojej opinii do mnie zaczyna ta wędka "gadać" od 12 g. Im bliżej górnej granicy, to lepiej. Z tym że ta bardzo delikatna wymienna szczytóweczka przy cięższych gramaturach przestaje spełniać swoje zadanie. Ciężar i opór linki w wodzie gnie ją maksymalnie. Branie w praktyce i tak jest wyczuwalne od drugiej przelotki od szczytu i przenosi charakterystyczne puknięcie przez blank do ręki. Może zmiana na cieńszą linkę coś pomoże przy lżejszych główkach? Będę to musiał jeszcze sprawdzić. Dzisiaj w dalszym ciągu solidnie wiało. Liczyłem, że przy tym mieszaniu wody przez wiatr drapieżniki będą podrażnione, ale głowa mnie rozbolała od tych silnych powiewów. Szybko zrezygnowałem. 👊
-
Jeżeli nie jest tragicznie poskręcany, to przy cięższych przynętach (przy spinningu) może to nie przeszkadzać. Najzwyczajniej pod ciężarem i oporem i tak się rozprostuje. Jeżeli jednak nie ma się zaufania do takiego skręconego przyponu, to ja nie walczę już jakimiś cudownymi sposobami, tylko centymetr po centymetrze podginam w palcach (w zasadzie na paznokciach;) O ile się da i w jakim stopniu w mojej cenie nie będzie robił problemów. Trzeba kilka do kilkunastu minut poświęcić się tej zabawie i można przywrócić do przyzwoitego stanu. Te wolframowe stosuję krótkie, bo mniej przy nich zabawy:) Gdy raz się już skręci, to częściej rozprostowuję, aż w końcu mówię dość:) Jeżeli ta przypadłość denerwuje, to warto zastanowić się nad zakupem przyponów stalowych surflon lub z fluorocarbonu o odpowiedniej grubości do samodzielnego montażu i gotowe do użytku od ręki.
-
1. RafalWR - 67 + 88 = 155 2. oldBolo 62 + 52 = 114 3. jaceen 53 + 54,5 = 107,5 Po dłuższej przerwie bez wędek. Wczoraj wybrałem się po 21:00 w stronę Sępolna i Biskupina. Cztery godziny wypatrywania, kręcenia się po brzegach i wielkie rozczarowanie. Pogoda dla mnie, jak marzenie. Front z ciepłym powietrzem. Przyjemnie ciepło. Już dawno nie byłem tak zawiedziony.
-
Dlaczego?🤔 Możliwe, że ten okaz 67 cm będzie nie do pobicia, ale ten 88 bez wątpienia tak😂
-
I mamy kolejne 300 pkt przekroczone👍 Ciekawe ilu jeszcze podoła? Patrzę na swoje wyniki, to w zasadzie powinienem korzystać z sytuacji i cisnąć ile się da, by dla potomnych;) zrobić jeszcze lepszą średnią. Pomyślałem o średniej 40, ale musiałbym złowić trzy okonie po 46 cm. Po pierwsze, nigdy takich nie łowiłem, ba, nawet na żywo nie widziałem:) Po drugie, sama myśl, że jeszcze w tym sezonie mogę złowić coś większego od 34 cm, to zakrawa na science fiction😅 A po trzecie, ja nie jestem dobry w gumkach i trzeba by coś nad tym pomyśleć;)
-
Mnie to nie przeszkadza. Przynajmniej będzie co gonić. A średnia wyjdzie powyżej 75. To nie przelewki i sporo czasu trzeba sandaczom poświęcić, by się zbliżyć do tego wyniku. RafalWR, jak nie masz oporów, to popraw tabelę, a nam pozostaje dociągnąć do Ciebie;)
-
Tu nie chodzi o rozliczanie co do milimetrów. Pisałem o tym na początku. Wczytajcie się;) Też mam wędki z naniesionymi znacznikami i odczytuję długość złowionych ryb najczęściej w ten sposób. Nie zawsze są warunki na ogarnięcie sesji zdjęciowej w krótkim czasie. Jak nie będzie zaufania, to co my tu robimy?:) Rywalizujemy bez napinki, a przy okazji dzielimy się naszymi spostrzeżeniami. 1. jaceen 53 + 54,5 = 107,5 2. oldBolo 62 + 0 = 62 3. .. 👊
-
Podpytuję, bo nie widać przynęty i nie wspomniałeś, co i na co:) Każda, mało istotna dla jednych informacja, dla innych może mieć kluczowe znaczenie przed wyprawą na ryby. Z informacji, które docierają do mnie ostatnio, metody stacjonarne są zdecydowanie skuteczniejsze. 🎣👍👊
-
👍💪:) Na białego robaczka?🙂
-
W niedzielę byłem krótko. Wpadłem nad Odrę na niecałe trzy godziny. Łowiłem wyłącznie na woblery. Zresztą nie miałem wyboru, bo nic innego nie wziąłem:) Zacząłem od swoich wystruganych na bystrzyckie klenie i zostałem przy nich do końca. W pierwszych kilkunastu rzutach łowię największego 31 cm. Później biorą zdecydowanie mniejsze i skończyło się na prawie dziesięciu sztukach. Ta miejscówka dałaby mi do tabeli kilka takich fajnych okoni. Może z niej właśnie uda się wycisnąć jeszcze jakiegoś +35?: 👊
-
Nad odrzański kanał zajechałem po 22:00. Chciałem się pożegnać z tymi miejscami w tym sezonie. Jedno jedyne branie i klenik ok 40cm ląduje do ręki. Po północy zmieniam odcinek i z woblerów przechodzę na gumy. Teraz będzie kuszenie sandaczy. Tym razem sprzęt bardziej kleniowy. Wędka travel do 15g i plecionka 0,10 a przynętą była guma Lunker City Shaker 3,25" na główce 3g. W zasadzie była już niedziela:) Pierwsze rzuty dały mi niewielkiego sandacza na rozgrzewkę. Noc była zimna i gdybym nie zabrał rękawiczek, byłbym dawno w domu. Po kilkunastu minutach doławiam drugiego. Do wymiaru brakuje około 5 cm. Cienka plecionka pozwoliła mi tym razem na oddanie dłuższych rzutów. Poprzednio brakowało mi kilka metrów do miejsca, gdzie pokazał się sandacz. Grubsza linka nie pozwoliła mi tam dotrzeć. Teraz guma przelatuje za miejscówkę i umiarkowanym tempem sprowadzam ją na to stanowisko. Kilkanaście rzutów i wyraźne trzepnięcie kwituję zacięciem. Muszę energiczniej odpowiadać, bo kijek jest bardziej spolegliwy i na dłuższym dystansie można branie zepsuć. Okazało się, że moje obawy były bezpodstawne. Sandacz połknął całą gumę i bez peana się nie obyło. Pomiar wskazał dokładnie 54,5 cm. Branie było około godz. 0:45. Komplet już mam. Teraz pozostaje ze spokojem szukać tych +60. Jak u Was? 1. jaceen 53 + 54,5 = 107,5 pkt 2. ... 3. ... 👊
-
Dwa dni wcześniej złowiłem dziewięć okoni. W piątek piętnaście. Na gumki mi nie idzie, to wymyśliłem, że będę łowił na obrotówki. Większość pasiaków złowiłem na złotego Meppsa Aglię Long.
-
Nie było co wstawiać. Ciężko ostatnio. W niedzielę były zawody spinningowe i na 33 zawodników złowiono jednego bolenia, dwa klenie, dwa szczupaki i około pięćdziesięciu okoni. Wychodzi średnia po niecałe dwa okonie na głowę. Zawody były w rejonach, po których się często poruszam. Dwa lata wcześniej było 54 osób. Wyniki niby lepsze, ale więcej startujących i średnia wychodziła podobna.Gdy się ktoś dokładniej przyjrzy rezultatom, to może pomyśleć, że tam nie powinno się organizować zawodów. To teraz coś o październiku. Obserwuję Odrę i nie dowierzam. Nie pamiętam takiego sezonu, gdzie rzeka jest taka cicha. Praktycznie trwa to cały sezon. Może gdzieś indziej wygląda to inaczej? Tam, gdzie ja się kręcę, można mówić o martwicy. Gdzie te przedwieczorne 15 minut boleniowych ataków? Gdzie te nocne gonitwy sandaczy za drobnicą? O kleniach nie wspomnę, bo powierzchniowe zbiórki obserwuję tylko gdzieś na środku rzeki. To nie znaczy, że ryby gdzieś całkiem wymiotło. Są, tylko coś ten sezon taki dziwny. Październik udało się skromnie otworzyć kilkoma gatunkami. Na sam początek skoncentrowałem się na sandaczach. Pojechałem w nocy i zaliczyłem dwa na lekko obciążone gumy. A dwa spady na woblery. To było w sobotę w nocy. W niedzielę zaliczyłem komplet zer. A w poniedziałek wziąłem lżejszą wędkę, kilka kleniowych woblerków, gumek i przypony do bocznego troka. Gdy zajechałem nad wodę, było po 17:00. Pierwsze branie zaliczyłem po dwudziestu minutach. Na Instyncta4 złowiłem okonia. Po dziesięciu minutach mam mocne branie i nie wiem, co mam. Trzepie jak okoń, ale coś wydaje się, że za duże na okonia z tego miejsca. W końcu go widzę i miałem cichą nadzieję, że dołożę choćby centymetr do swojej tabeli. Niestety zabrakło trochę i taki oto pasiasty rozbójnik (33cm) wrócił do wody siać postrach wśród drobnicy. Były też inne, mniejsze okonie, też na Instyncta i na łamanego swojaka. Próbowałem zmieniać woblery i szukałem tego najskuteczniejszego. Największą rybą dnia okazał się szczupak. Branie jak na szczupaka przystało, było miękkie i początkowo nie byłem pewien, z czym mam zamiar się zmagać. Nie miałem zamiaru dłużej zostać. Specjalnie nie brałem cieplejszego polaru, aby szybciej zejść z wody. Ale co miałem zrobić, gdy jest taka ciepła noc? Żal. Zakładam nocnego łamanego "duszka" i po cichu liczę na klenia lub jazia. Nie minęło kilkanaście minut i sprawdziło się. Delikatne przytrzymanie i wędka wygięła się ponownie. Pochlapało się to coś i stawiałem na 99%, że to będzie jaź. Ten biały, mocno już sfatygowany łamaniec pływa przy powierzchni. Właściwie smuży. Nie da się go zanurzyć w leniwym nurcie. W pewnych sytuacjach jest niezastąpiony. Wcześniej jeszcze miałem bolenia na Instyncta. Po kilku bezrybnych dniach w końcu zrobiło się ciekawie. Oby tak pozostało na dłużej. 👊
-
Są tacy, co w tym sezonie swoje największe sandacze już złowili😀. Tym sposobem można skromnymi pięćdziesiątkami podkręcać atmosferę;) W niedzielę koło "Krokodyl" organizuje zawody, to wybrałem się w nocy, aby w spokoju coś wydłubać. Łowiłem, można by powiedzieć dość dziwnie. Guma Lunker City Shaker 3,25" z główką 3 g na plecionce 0,26 i to wszystko wsparte wędką do 80 g. Nie nie, tu nie chodzi o podbijanie i obserwowanie opadu:) Jest takie miejsce, gdzie Odra ma mocny uciąg, a głębokość często nie przekracza 1 m. Łowię tam, można powiedzieć, że na "przepływankę". Podrzucam gumę powyżej swojego stanowiska i kontroluję jej spływ w toni. Czasami delikatnie podkręcę kołowrotkiem, a innym razem nie robię nic, prócz delikatnych ruchów wędką. Gdy guma ląduje poniżej mojego stanowiska, to praktycznie nic nie trzeba robić, tylko czekać na moment wyraźnego trzepnięcia w wędkę. Ta wyraźna różnica "cw" wędki nad gramaturą gumy z jigiem jest po to, żeby wyraźnie poczuć branie w ręce, a nie obserwować szczytówkę i odczytywać na niej brania. Dodatkowo potrzebuję tam solidniejszej wędki, by miała zapas mocy na szybkie holowanie ryby z bystrza. Przy podwyższonym stanie nurt jest silny i w zasadzie każda ryba solidnie testuje sprzęt. Zaczynam od sandacza 53 cm. Był jeszcze jeden mniejszy. Obydwa na Lunkera. Miałem jeszcze dwa brania na woblera z opaski, ale nie wcięte. Ryba złowiona około 22:35. Kto da więcej? 1. jaceen ---- 53 2. .... 👊
-
Lej po lipieniowej jętce, już mnie nigdy nie opuści😅 Do następnego👍👊
-
A co tam, dziabnę nawet dwie:)))🙃
-
Zanim zaczną pojawiać się w wątku nasze zdobycze, chciałbym zachęcić was do wyznaczenia sobie jakiegoś zadania. Żeby zrealizować je teraz, lub w najbliższym czasie. Mnie też to dotyczy i wiem, jak to jest. Idąc nad rzekę, przeważnie chcę wrócić zwycięskim. Nie dopuszczam myśli, że mogę wrócić na tzw. zero, bez brania. Są jednak takie chwile, że szukam czegoś dla siebie nowego. I tu muszę uzbroić się w cierpliwość i zdaję sobie sprawę, że może sporo czasu upłynąć, zanim pojawią się pierwsze sukcesy. Inaczej mówiąc, zacznę łowić ryby. __________________________________________________________ Nocne sandacze na muchę. Night fly zander. Od kilku sezonów uczę się łowić sandacze. Nie będę pisał o łowieniu na woblery, czy silikonowe przynęty. O tym można zapełnić cały dysk komputera. Jest tego tyle w Internecie, że nie sposób przeoczyć. A może kilka zdań napisać o łowieniu sandaczy sprzętem muchowym? Mało jest informacji, mało artykułów, które mogłyby pomóc wędkarzowi w zdobyciu kolejnej „harcerskiej sprawności”. Nie będę wskazywał, jaką wędkę do tego przeznaczyć. Czy to będzie #6, czy #7 lub #8 ma mniejsze znaczenie. Miejsca, rodzaj łowisk i przynęty zweryfikują, co najlepiej nam będzie odpowiadało. Ważniejsze jest, czy w danym miejscu, gdzie chcemy łowić, są sandacze. Tu przydaje się doświadczenie spinningowe. Ja właśnie na tym bazowałem. Wybrałem kilka miejsc, w których szukałem ich na woblery i gumy z lekkim obciążeniem. Łowiłem je w strefie powierzchniowej i to sprawiło, że mój muchowy zestaw miał pracować podobnie. Koncentrowałem się na rzece i odrzańskim kanale o wyraźnym uciągu. Z racji, że nie mam umiejętności wykwintnego wywijania linką, zdaję się na rzeczny nurt. On w zasadzie robi za mnie najważniejszą część, czyli prezentację spływającego streamera. Miejsca, w których łowię, to proste odcinki rzeki z płytkimi odcinkami, z jakimiś wypiętrzeniami dna, lub w pobliżu kamienistej opaski tworzącej kilkumetrową przybrzeżną półkę. Kolejną rzeczą było, jak je łowić? Czy stosować linki z tonącą końcówką, czy pływające. U mnie sprawa była prosta. Lubię metody powierzchniowe. Stąd porzuciłem myśl o dokupywaniu dodatkowych linek tonących. Chociaż powoli myślę o drobnych zmianach, to jeszcze nie doszło do nich i piszę o przebytych doświadczeniach. Samo łowienie niczym szczególnym się nie wyróżnia. Przeważnie wygląda to tak, że streamera kładę prostopadle, a czasami niewiele powyżej swojego stanowiska i kontrolując spływ muchy unoszonej przez rzekę, koryguję ją, ściągając ręką ewentualny nadmierny luz. Gdy nurt jest odpowiedni, a mucha przestaje spływać, to pozwalam jej dryfować na napiętej lince, by po chwili krótkimi podciągnięciami ściągnąć wabika do siebie. Głębokość pracy streamerów mieści się w przedziale 0 – 0,5 m. Jest to zależne, czy streamer jest na lekkim haku, czy ma materiały chłonące wodę i jak silny jest nurt. Dobieram je w zależności od warunków w danej chwili. Jeżeli sandacze są aktywne przy powierzchni i dają znać przez ciche ”cmoknięcia”, to staram się dobierać pływające. Jeżeli jest cisza i nie widać ataków, to staram się łowić trochę głębiej. Miejsca, jakie wybieram, nie są głębokie i prowadzenie przynęty mniej niż 0,5 m w zupełności wystarczy, by podnieść do niej sandacza, jeżeli w ogóle w tym czasie tam są. O jakiej porze? W moim przypadku najlepiej odczytuję wodę na przełamaniu dnia z nocą i w nocy. Sandacze wtedy podchodzą w pogoni za rybkami bliżej powierzchni. Demaskują się i odkrywają miejsca swojej stołówki. A wiadomo, że do stołówki wpada się na chwilę, by się najeść i wyjść. Jeżeli znajdzie się takie miejsce, to połowa sukcesu za nami. Reszta to wytrwałość wędkarza. Kolejna ważna sprawa, to oświetlenie. W ciemnościach ciężko cokolwiek poprawnie zrobić. Przeważnie wędkuję w warunkach miejskich przy bulwarach, promenadach, w okolicach mostów i ulicznych latarni. Miejskie oświetlenie pomaga. Nie mówię o staniu pod jakąś lampą, ale rozproszone światło daje komfort panowania nad zestawem. Noce doświetlone blaskiem Księżyca też są sprzyjające. Nie wnikam w takie sprawy, jak ciśnienie, kierunek wiatru itp., które mogą mieć znaczenie na aktywność. To każdy sam musi sobie poskładać, jeżeli w ogóle zwraca na to uwagę. W mniej doświetlonych miejscach dobrze jest być jeszcze za dnia. Trening i sprawdzenie jak zachowuje się zestaw, bardzo pomaga. Później łowienie staje się prawie intuicyjne. Po tych próbach wiem, jak może się zachowywać przynęta przy podniesionym poziomie i szybszym nurcie, lub odwrotnie, spowolnieniu i niżówce. Przynęty. Do połowu sandaczy używam niedużych streamerów. Osobiście przekonałem się do Zonkerów w kolorze białym i żółtym. Wszelkie streamery w stylu Baitfish też są dobrym rozwiązaniem na początek przygody z sandaczami. Chciałbym wspomnieć jeszcze o jednej sprawie. Zostawmy nasze ambicje gdzieś daleko za nami i nie myślmy o rekordach. Skoncentrujmy się na pierwszych braniach i systematycznych wynikach. Gdy pojawią się pierwsze złowione ryby i będzie ich na tyle dużo i dojdziemy do wniosku, że czas na coś innego, to wtedy powinno się modyfikować sprzęt i przynęty. Może być tak, że nie ma potrzeby. Mimo wszystko trochę o sprzęcie. Mnie wystarczy przypon z żyłki z jednego kawałka. Długość dobieram do warunków. W moim przypadku nie jest to więcej niż 150 cm. W czasie przewiązywania much skraca się i 80 do 100 cm jeszcze jest sensowne. Średnica przyponu jest zależna od tego, czy chcę łowić tylko sandacze, czy będę starał się złowić klenia lub jazia. Po kilku latach doświadczeń nie schodzę niżej niż 0,22 mm, a górną granicę wyznaczyłem na 0,32 mm. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy w dwóch znanych mi miejscówkach występuje niżówka. Tam mogę zejść z końcowym przyponem do 0,18 mm z dwóch lub trzech odcinków, lub przyponu konicznego dłuższego niż wspomniane 150 cm. Wtedy do wody lecą wyłącznie muchy typu Red Tag, Goddard, Black Zulu itp. i szukam kleni i jazi. Wędka, jaką używam, jest w klasie #6 i to uważam za minimum pod sandacze w moich warunkach. Jeżeli u kogoś są miejsca, gdzie występuje dużo okazów powyżej 60 cm, to proponuję sięgnąć o klasę lub dwie wyżej. Sugestia. Te kilka spostrzeżeń z moich sandaczowych wypraw kieruję do bardziej doświadczonych muszkarzy, którym wywijanie sznurem nie jest obce i sprzęt mają w zasadzie skompletowany. Mimo że radzą sobie dobrze z innymi gatunkami, to może nie mieli okazji, lub nie byli pewni, że można łowić sandacze na muchę. W dodatku w nocy. Można, a w sprzyjających warunkach skuteczniej niż za dnia. W każdym razie ja się jeszcze na dzienne sandacze nie zdecydowałem. Zdobywanie tej umiejętności jeszcze przede mną. Nie polecam początkującym zaczynać nauki muszkarstwa właśnie od sandaczy. Lepiej nauczyć się panować nad linką łowiąc pstrągi, czy klenie i w miarę nabytych umiejętności dopiero podjąć wyzwanie. Łowienie sandaczy na sztuczne muchy jest trudną sztuką. Gdyby było porównywalne lub nawet skuteczniejsze od innych metod, to zapewne informacji o połowach by nie brakowało. Wędkarstwo ma to do siebie, że stawia nam wyzwania. Jednym z nich, dla mnie, było złowić sandacza na muchę. Gdy pojawił się pierwszy, to już poszło dalej i chciało się kolejny i kolejny raz. Teraz zaczynam rozglądać się za następnymi miejscami, w których mógłbym sobie poradzić. Warto mieć w zanadrzu alternatywne rozwiązania. Nie zawsze pogoda, poziom rzeki, ogólnie warunki będą odpowiadały mi i rybom. Z wędkarskim pozdrowieniem i mocnego ugięcia na muchówce. pzdr., jaceen 👊
-
Media donoszą, że okonie się ruszyły, to ja po ogarnięciu spraw szybciutko nad wodę i... klops Gumki i główki 1,5 g, 2 g a nawet 3 g nic nie zdziałały. Dopiero wobler Instynct 4 A.Lipińskiego otworzył mi wrota. Złowiłem kilka okoni w przedziale 20-25 cm. Największy wziął już o zmroku. Niestety trochę zabrakło, by u siebie poprawić tabelę 👊
-
Że tak nieśmiało dopytam, ile taka główka w tym momencie u Ciebie ważyła? U mnie nie pomogło ani 3 g, ani 5 g, a tym bardziej 10 g. W miejscach, gdzie przeważnie pasiaki jakieś wpadały, to w sobotę mogłem o nich pomarzyć
-
Nie podoba mi się ten team
-
Garść informacji znad Odry. Ostatnie wyprawy, to upraszanie o jedno lepsze branie. Brakuje mi dni, kiedy z kilku zepsutych w końcu jakieś kończyłem skutecznie. Do końca miesiąca jeszcze powalczę o suma. Na ich brania nie narzekam, narzekam na swoją skuteczność. Przy okazji odwiedzam swoje sprawdzone miejsca sandaczowe, kleniowe i ostatnio okoniowe. Jak zwykle sięgam po przynęty, które od niedawna zagościły u mnie w pudełku. Jedną z nich jest Headbanger Spitfire. Fajne plumkacze i będą alternatywą dla crawlerów stawiających większy opór podczas prowadzenia. W rzece o przyśpieszonym nurcie dają się prowadzić nie obciążając ręki. Kolejna przynęta, która przypadła mi do gustu, to wobler Dorado Lake 6 cm. Agresywna praca przy niewielkim zanurzeniu. Staram się prowadzić go tuż pod powierzchnią. Dobrze rokuje do mojego stylu łowienia. Woblera dostałem w prezencie. Prócz kleni, które już zdążyły go zasmakować, liczę na sumy. W dalszym ciągu testuję pod siebie gumy ShadTeez Slim Westin’a. Częściej łowiłem kolorem red light i stąd pewnie więcej rybek miało okazję się z nią zapoznać. Jeszcze do sprawdzenia zostało kilka kolorów. Zacząłem powoli myśleć o okoniach. Sprzęt może mało finezyjny, bo 0,16 mm plecionki z drucianym przyponem, taki mało okoniowy, ale gdy się wie, co obok pływa, to jest takie minimum. W ulubionej miejscówce sprawdza się mi uniwersalny pływający Gloog Kalipso 6 cm/4 g NG . Kiedyś sprawdzał się mi przy łowieniu sandaczy. Teraz woblerów sandaczowych mam więcej, to po tego Glooga sięgam przeważnie pod okonie i klenie. 👊