 (336_280 pix).jpg)
-
Liczba zawartości
5 469 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
822
Zawartość dodana przez jaceen
-
I to się nazywa podsumowanie w żołnierskich słowach. A ja się tyle produkowałem... Jest tak, że im wędkarz słabiej łowi, to więcej o tym gada i się rozpisuje. Tak będzie i w tym przypadku:) No to jazda;) Styczeń. W archiwum zdjęć nie mam nic szczególnego. W pamięci mam, że zaglądałem nad Ślęzę i na potwierdzenie mam tylko klenika złowionego pod koniec miesiąca na woblera Lovec Rap 5cm. Później mam dłuższą przerwę. Luty. … Marzec. Zrezygnowałem ze Ślęzy. Nic się nie działo. Dopiero pierwsze próby na odrzańskich bulwarach zaczęły przynosić skromne wyniki. Stawiam na minimalizm. Wędka z delikatną szczytówką, pajda chleba, krzesełko i termos z gorącą herbatą, to prawie wszystko, co zabierałem ze sobą. Oczywiście kilka dodatkowych rzeczy też zabierałem, czyli pean do wyczepiania, kilka gotowych przyponów i aparat fotograficzny mają stałe miejsce w niewielkim plecaku. Pierwsze ryby pojawiły się dopiero 22 marca. Generalnie nastawiam się na klenie, ale w tym czasie przyłowem mogą być rekordowe płocie i krąpie. Tak też się działo. Kwiecień. Pogoda tak, ale poziom wody na wrocławskim kanale nie był przyjazny do wypadów z drgającą szczytówką. Pomogło wcześniejsze doświadczenie i znajomość łowiska. Maj. W maju u mnie nic ciekawego się nie działo. Muszę dodać, że sytuacja covidowa miała duże znaczenie w osiąganych wynikach, mimo, że każdą wolną chwilę starałem się spędzić nad wodą. Przy tym postanowiłem, że moje wędkarstwo będzie ograniczać się tylko do wód w granicach miasta. Łapałem się przy tym, że zaczynałem dodawać kilometrów, by złowić jakąkolwiek rybkę. Powiedziałem sobie dość. Nie tędy droga. Trzeba to zmienić. Gdy byłem młodym wędkarzem, to nigdy w granicach Wrocławia nie łowiłem. Z upływem lat zaczynam zwracać uwagę na inne rzeczy, a przedzieranie się przez gąszcz zielska, by być, gdzie od niepamiętnych czasów wędkarska noga nie była, to już mi minęło. Czerwiec. Chciałoby się powiedzieć, chwilo trwaj. To był mój najlepszy miesiąc. Zacząłem łowić na powierzchniowe przynęty. Od kilku sezonów moim marzeniem było złowić okonia powyżej 40 cm. Przypadek, upór, szczęście i trafiony moment na zrealizowanie tego marzenia skończył się trzydniowym wędkarskim szokiem. Gdyby wszystkie brania były skończone poprawnym holem, to prawdopodobnie jeden z okoni miałby przynajmniej 45 cm. W każdym razie, przez trzy dni łowię kilkadziesiąt okoni, a wśród nich było kilkanaście między 33 a 41 cm. Wszystkie pasiaki łowiłem na poppery i powierzchniowe woblery o akcji WTD. Przed upływem połowy miesiąca zacząłem powoli przestawiać się na nocne wędkowanie. W praktyce już od marca robiłem takie podchody i to czasami z sukcesem, ale letnie miesiące pozwalają na wydłużanie pobytu w sytuacji, gdy jest przyjemnie, gdy nie gryzą komary i gdy ryby ewidentnie dają o sobie znać. Po prostu nie chce się wracać do domu. Lipiec. Wracam do „chlapaków” i powierzchniowego łowienia. Epizod z „nocną muchówką” też był. Gdy tylko warunki są sprzyjające, to z przyjemnością sięgam po wędkę muchową i staram się sezon zwieńczyć przynajmniej z jednym sandaczem. Niewielki Zonker sprowadzany po łuku potrafi czasami zmylić zmysły drapieżnika i kończy się to zdjęciem do archiwum. Sierpień. Trochę wędkarstwa, trochę urlopu i miesiąc minął. W dalszym ciągu przynęty powierzchniowe dominowały. Wrzesień. Wrzesień = noc. Tak tak, we wrześniu trudno u mnie doszukać się zdjęcia w dziennej scenerii. W praktyce to pozostało tak do końca roku. Gdy się wybierałem na ryby, to na pograniczu dnia z nocą. Zdecydowana większość czasu zajęła nocne łowienie. Efekty do oczekiwań bardzo skromne. Październik. Miesiąc taki jakiś rozstrzelany gatunkowo i rozterkami, na co się nastawić? W rezultacie ponowny miesiąc bez szału. Jedyne, co zapamiętałem, to w październiku złowiłem przyzwoitego klenia 55 cm. Listopad. Pamiętając poprzedni sezon, to miałem nadzieję na kilka szczupaczych przyłowów. To jest miesiąc, w którym te przyłowy zdarzają się godne. Nie myliłem się. Już na samym początku łowię osiemdziesiątkę, później jeszcze kilka przyzwoitych, no i kilka uwolniło się w trakcie holu. To miał być miesiąc sandacza, ale tym razem nie miałem szczęścia. Trzy największe wygrały. W dwóch przypadkach była to krótka walka, a trzecie zdarzenie, to moja przegrana przez niewytłumaczalne zlekceważenie sytuacji. Grudzień. Pogoda rozhuśtana. Raz wiatr, innym razem mróz, a jeszcze inne dni z szaleństwem ciśnienia. Tym razem mój upór i konsekwentne oczekiwanie w miejscu, gdzie miałem największe sandaczowe sukcesy, obrócił się przeciw mnie. To jednak mogłem ocenić po czasie. Jak w przysłowiu;) Ryby: Kleń. Chciałem połowić ich trochę w rzece Ślęzie. Pogoda i aktywność ich jednak nie dała szans nacieszyć się wynikami. Drgnęło w marcu. Wróciłem do mojej ulubionej wersji łowienia na „chodzonego” z lekką gruntówką bez nęcenia. Początkowo odwiedzałem wrocławskie bulwary, a pod koniec kwietnia szukałem kleni na kanale powodziowym. Wysoka woda nie ułatwiała zadania, ale kto upartemu zabroni? Jaź. Na jazia specjalnie się nie nastawiałem. Przynajmniej na początku sezonu. Bardziej o tej rybie myślę późną jesienią. Jest taki moment, że znaczna część wędkarzy zaczyna uganiać się za sandaczami, a ja na przekór poluję na jazie nocą. Ładne biorą wtedy. I jaka frajda, że udaje się łowić je celowo, nie z przypadku. Okoń. Tu mógłbym wylewać i wylewać swoje żale. Czemu je ignorowałem do tej pory? Wędkarsko wręcz lekceważyłem. A to taki przebiegły przeciwnik. Jeżeli chodzi o te duże sztuki, to na nie jest bardzo mało czasu. To znaczy, że jak nie zdąży się w kilkanaście do kilkudziesięciu minut złowić jakiegoś przyzwoitego, to pozostaje później cieszyć się tylko podrostkami. Wiadoma rzecz, że w wędkarstwie żelaznych zasad nie ma, ale pewne prawidłowości można zaobserwować i nimi częściowo się kierować. Tegoroczne największe okonie złowiłem wyłącznie na powierzchniowe przynęty. Największy mierzył 41 cm (mój PB), by w krótkim czasie wyrównać ten wynik, a przy nich złowić jeszcze kilkanaście przyzwoitych pasiaków. Kompletną klęskę poniosłem jigując. Raz tylko trafiłem na kanale żeglugowym na dobre żerowanie i kilkanaście przyzwoitych okoni udało się złowić. Jeden mógł być też słusznych rozmiarów, bo nim go podciągnąłem, to chwilę potrwało i to nie był podlotek. Trudne warunki, walka się przedłużała i uwolnił się z haka. Sandacz. Muszę jeszcze raz przemyśleć, czy warto? Czy warto późną jesienią poświęcać im czas? Ten sezon zdecydowanie potwierdza moje wcześniejsze obserwacje. Dla mnie jesienno-zimowy sandacz jest bardzo trudnym przeciwnikiem. Wiele razy obiecywałem sobie, że to już ostatni sezon. Że w listopadzie i grudniu skoncentruję się na innym wędkowaniu. I co? Chciałoby się powiedzieć ordynarnie, ale nie wypada. Jak w poprzednim sezonie, tak bez wielkiej napinki i jakiejś ogromnej mobilizacji trafiam w listopadzie i grudniu kilkanaście fajnych sandaczy, plus PB 96 cm, to w tym sezonie mogłem się załamać. Na koncie mam dwa wymiarowe sandacze. Na niewymiarowe mogę nie narzekać, ale to nie było moim celem. Z jednego doświadczenia mogę być zadowolony. Trochę sandaczy złowiłem w lecie na rippery prowadzone w toni. To wprowadziło do mojego repertuaru kolejny sposób na łowienie tych ryb. Gdy lata temu zrezygnowałem z ciężkiego jigowania na rzecz woblerów i łowienia w pobliżu powierzchni, a wyniki mi to wynagrodziły dość szybko, to wsłuchując się i podglądając innych wędkarzy łowiących na gumy, nie pozostało nic innego, jak samemu próbować. Było warto. Jak się znajdzie odpowiednie łowisko, to kwestia czasu, że wszystko zagra, jak trzeba. Szczupak. Ryba, której w zasadzie unikam. Oczywiście czasami zdarzają się na nie celowe wyprawy. Jednak porażająca większość moich szczupaków to przyłowy. Jedyne, które pamiętam celowe, to z poprzedniego sezonu na crawlery i na whopper plopper’y. Sum. Zarzekałem się kiedyś, że nie, że to mało finezyjne, że trochę jestem nieprzygotowany. Z tym przygotowaniem, to chyba sobie poradziłem. Przynajmniej jakieś minimum sprzętowe sobie założyłem, bo na suma, to chyba nigdy nie będzie się dobrze przygotowanym. W każdym razie tak jak w innych przypadkach moje sumowe podchody polegają na łowieniu przynętami powierzchniowymi lub pracującymi tuż pod powierzchnią. Mam nadzieję, że następny sezon będzie trochę łaskawszy i nie odstąpię od tego. W zasadzie to jest główny powód, że poświęcam swój czas tej rybie, bo brania powierzchniowe zostawiają wyraźny ślad w psychice wędkarskiej:) Jeszcze długo będę pamiętał, jak jeden z wąsatych cały tydzień sobie ze mną pogrywał. Za każdym razem miałem branie, ale żadne nie udało się wykończyć. Do tej pory mnie to męczy. Tak dał mi się we znaki:) Z muchą w nocy. Przestałem inwestować w ten sprzęt. To trzeba polubić, a nie liczyć na cud wyniki. W dodatku dobrze mieć odpowiednią wodę w pobliżu. Nie mam parcia tłuc się kilkadziesiąt, a w niektórych przypadkach kilkaset kilometrów, żeby zaspokoić swoje rządze. Jednak całkowicie się nie rozstaję z muchówką, bo lubię zaglądnąć na Ślęzę z Goddardem, a nocne polowanie na sandacze jest bardzo wciągające. I to właśnie tej rybie kilka nocnych wypadów z muchówką poświęcę. W tym sezonie nie było dobrych warunków. Woda znaczną część sezonu była wysoka. Mowa o kilku miejscach, w których akurat jakoś sobie radziłem. Na poznawanie nowych nie miałem ochoty. Gdyby powtórzyła się ta sytuacja, to w nowym sezonie może przyłożę się bardziej i coś nowego odkryję? Byłem cztery, a może pięć razy? Najwięcej brań miałem krąpiowych, trafił się jakiś klenik, sandacz i boleń. Ogólnie. Pomijając początek roku i przedwiośnie, gdzie łowiłem częściej na drgającą szczytówkę z gruntu, pomijając listopad i grudzień, gdzie łowiłem spinningując z opadu na jigi, to pozostała część sezonu, była związana z łowieniem powierzchniowym. Zaczynając od maja, a kończąc na październiku, to w użyciu były woblery ze sterem o niewielkim zanurzeniu, jak też powierzchniowe. Uzupełniały je woblery typu crawlery, whopper ploppery, poppery i woblery o akcji „wtd”. 👊
-
Oficjalnie nic jeszcze nie wiem. Tyle, co doczytałem z kilku internetowych wpisów, to okoń ma mieć okres ochronny i wymiar do 20 cm i od 35 cm. Zakaz łowienia na karasie? Dodatkowo rozmiar przynęt spinningowych w czasie ochrony drapieżników ma być dopuszczony do 7 cm. Jeszcze bolenia będzie można (prawdopodobnie) legalnie miesiąc wcześniej łowić. Nie bierzcie tego jako pewnik, bo to wyczytałem na Facebook'u, a nie mam jeszcze opłaconych składek i nowych regulaminów. Czy to będzie dotyczyć wszystkich okręgów na dolnym śląsku nie wiem. Trzeba dokładnie czytać regulamin, by nie było niespodzianek nad wodą. Coś jeszcze o sumach jest mowa. Szykujcie miejsce w lodówkach, bo na niektórych łowiskach będzie zakaz uwalniania ich po złowieniu? Sprawdzajcie regulaminy:)
-
Spokojnego, radosnego świętowania:)
-
Nieuchronnie zbliżamy się do końca sezonu. Gdybym czuł zagrożenie;), to prawdopodobnie starałbym się dołowić jeszcze okonie, a tak skoncentrowałem się na sandaczach i poniosłem sromotną porażkę. Bolesne jest to, że docierają do mnie czasami informacje o fajnych połowach. Całe wędkarstwo:) Oglądając drugi odcinek PerchPro, można też zauważyć, że jednym szczęście sprzyja, a innym wiatr w oczy. Dwie ekipy łowią w pobliżu a wyniki całkiem odmienne. Na podsumowanie jeszcze mamy trochę czasu, ale gdyby ktoś miał pomysły na nowy sezon, to można już pogadać. Walczymy w 2022? Będą chętni? Myślę, że przepisy we Wrocławiu pozwolą na zimowe łowienie okoni z zachowaniem rozsądnego okresu ochronnego. Coś już tam w wędkarskich komentarzach się pojawia. Szkoda, że takie rzeczy dowiadujemy się na ostatnią chwilę. Dosłownie na kilka dni przed nowym sezonem. Uważam, że jest to jedna z wad, która powinna być wyeliminowana w przyszłości. Takie rzeczy powinny być wiadome przynajmniej z miesięcznym wyprzedzeniem. Czy naprawdę jest to nie do ogarnięcia?
-
Od poprzedniego wtorku byłem dwa razy z nastawieniem na okonie. Bardzo słabo mi szło. Przyłowiłem jednego szczupaczka i tylko tyle. Może ostatni tydzień będzie łaskawy i minusowe temperatury odpuszczą? Wtedy jeszcze spróbuję. Oglądnąłem pierwszy odcinek Perch Pro8. Zapowiada się ciekawie. Oglądając poprzednie, myślałem, że okoń z powierzchni 42 cm będzie do delikatnego poprawienia, ewentualnie do wyrównania. To tylko i aż jeden centymetr w moim przypadku. Niestety, w tym odcinku chłopaki z Team Kingfisher odjechali z powierzchniowym okoniem i zbliżenie się do tego wyniku na wodach, w których wędkuję, uważam za mało prawdopodobne. Cóż, rezygnować nie będę i postanowienie na przyszły sezon u mnie jest takie, żeby przynajmniej wyrównać swój powierzchniowy PB. Oglądając ten odcinek, jestem dobrej myśli, bo przynęty używane w Perch Pro poznałem i łowiłem. Teraz się rozglądam za główkami Headbanger w najlżejszej wersji. W zasadzie to mam ochotę coś samemu zrobić pod gumy, których nie używam, a z takim rozwiązaniem dostałyby drugie życie. Headbanger Spitfire sprawdził się u mnie na nocnych wyprawach, to może w przyszłości będę sięgał częściej przy okoniowych wyprawach? Interesuje mnie, czy zespół będzie łowił na nowość 2022 Cranky Shad’a? Ciekawie to wygląda w opisie: - 64 mm/76 mm - 10 g/16 g - 0,3 m/1,5 m. 👊
-
Nie licząc wtorku, zostało 17 dni do poprawienia swoich wyników. Tabela wygląda na razie tak: Lp Zawodnik Max 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 SUMA 1 Jaceen 41 34 34,5 36 34,5 35 37 41 41 37 36 366 2 Jamnick85 40 30 32 40 35,5 32,5 32 34 30 34 29,5 329,5 3 McGregor 34,5 31 32,5 29 31 33 32,5 34,5 29 33,5 29 315 4 RafalWR 38 28 30 29 32 30 30 30 31 38 29 307 5 Larry_blanka 36 30,5 36 26 33 30 27 31 32 27 28 300,5 6 MarianoItaliano85 36 36 29 27 24,5 26 33 33 24 33 26 291,5 7 Carloss83 32 32 30 26 30 26 26 28 30 30 31 289 8 Moczykij 29 23,5 25,5 29 27 24 25 27 28 24,5 25 258,5 9 Kepes53 38 38 26,5 30 28 31 27 29 30 239,5 10 Kamil.ruszala 28 23,5 24,5 28 27 23 22 22 22 192 11 Don Gucak 39 35 39 74 12 Cysiu 26,5 26,5 22 22 70,5 13 Budek 32 31 32 63 14 Marienty 33 24 33 57 15 Essox 23 23 22 45 16 Mirosławrobak 29 29 29 17 Michalvcf 24 24 24 Mamy ośmiu speców, co uzbierało dziesiątkę okoni liczących się w punktacji. Pięciu z nas udało się przekroczyć 300 pkt. Niby mało dni, ale z doświadczenia wiadomo, że wystarczy jeden dzień "oKONIA" i można sporo namieszać w wynikach. Tak właśnie miałem w tym sezonie na początku czerwca. Akurat trafiłem na trzy dni, w których mocno punktowałem. Na razie odstawiam sandaczowy sprzęt i spróbuję powalczyć jeszcze o jakiegoś fajnego pasiaka. Chcę wykorzystać lekkie ocieplenie. Ręce nie marzną i można sobie poradzić z mniejszymi agrafkami. Telefon z wypożyczalni milczy, to trzeba sobie radzić samemu. Dzisiaj złowiłem około dziesięciu okoni 15-20 cm. Najbardziej łowną gumką była ta na zdjęciu z okoniem. Wystarczy zajrzeć mu do pyska:))) Brań było więcej, ale część bardzo delikatnych. Dopiero gdy założyłem 4 g, brania były wyraźniejsze. Wszystkie jednak były z dna, nie z opadu. Po drugiej stronie rządził boczny trok. I to zdecydowanie rządził:)
-
Gdy Fosa Miejska jest już pod lodem, to można się spodziewać, że pozostałe stojące wody też. Przejeżdżając, zaglądam na Kanał Miejski, Kanał Różanka (pozdrawiam Wasyl:))) i Barki 2, wszystko pod lodem. No cóż, chcąc nie chcąc trzeba się wybrać do wypożyczalni sandaczy. Myślałem, że jako stały bywalec będzie na mnie czekał jakiś piękny okaz i wypożyczę go sobie do końca roku. A tu zonk! Wszystkie sandacze dawno wypożyczone🤨 Na nic się zdała karta stałego klienta. Ani po prośbie, ani po groźbie. Na pocieszenie wciskano mi niewielkiego szczupaka. Ale nie po to, tu jechałem. - Chcę sandacza-mówię😤 Właściwie rozpaczliwie zawodzę. Chyba coś właściciela wypożyczalni ruszyło, bo podrapał się w głowę, zrobił jakiś dziwny grymas, coś pomarudził i poszedł na zaplecze. Po chwili kotara się odchyla i włazi szef z sandaczem. Pieszczotliwie mi go podaje i mówi. - Wiesz, to już ostatni, jaki mi został. Nie ma szans w tym roku na konkretną dostawę. Wszystkie dorodne sztuki wypożyczyli ci, co jeżdżą poniżej Wrocławia. Dałem zaporowe ceny, żeby trochę odstraszyć część powtarzających się klientów, ale i to ich nie powstrzymało. Wybrali wszystko do końca roku. Pozostało mi pięknie podziękować i zrobić sobie pamiątkową fotografię. Kto wie, może nie będzie kolejnej okazji? Gdyby to nie był sandacz z wypożyczalni, to bym pewnie napisał, że miałem trzy brania, a na brzegu wylądował mniejszy szczupak i sandacz 52 cm złowiony na gumkę Shad Teez 5 cm/4 g. Sprzęt mocno odchudziłem. Tym razem wziąłem kołowrotek 2000 z plecionką 0,10 mm i przyozdobiłem przyponem fluorocarbonowym. Druga część zestawu, czyli wędka, to budżetowy spinning 240/6-28g z bardzo delikatną szczytówką (wskaźnikiem) i pałkowatym blankiem, aby było czym wciąć ewentualne branie. Zakładałem, że będę łowił na mniejsze gumy do 8 cm z obciążeniem do 6 g. Warunki pozwalały na mniejszą gramaturę. A tak wygląda część moich przynęt w świetle UV. PS Właściciel wypożyczalni zadzwonił później do mnie i powiedział, że jak ktoś zrezygnuje i odda dużego sandacza przed końcem sezonu, to w pierwszej kolejności zadzwoni do mnie😉 👊
-
Wracając z Odry zatrzymałem się jeszcze na stojącej wodzie. Na końcu zatoki rzut i czekam na opad... i tak chyba do wiosny bym czekał😅 Kawał cienkiej tafli lodu wiatr nagonił. Z sześcioma gramami się nie przebiłem, a trzydziestek nie używam;) Nawet nie śmiem. Mogę często być nad wodą, to też dużo znaczy;)
-
W tym roku ja tam nie połowiłem. Nie wiem, co się dzieje. Mam chyba jakieś chore ręce, albo ktoś mi źle życzy🤔😃 Dzisiaj jedno branie, zepsute😄
-
Mam skarpety neoprenowe z cienką wyściółką polarową wewnątrz, "Icebehr". Nie są wodoszczelne. Jeżeli chodzi Ci o takie właściwości, to musisz zwrócić uwagę na wodoszczelność. Jeżeli chodzi o dziurki w spodniobutach, to w swoich woderach załatwiam sprawę klejem "kropelką". Ganiając po jeżynach nie uniknie się tych mikro uszkodzeń. Pozostaje tylko napowietrzyć spodnie i zanurzyć w wodzie, by znaleźć dziurkę.
-
Cierpliwie odwiedzałem i łudziłem się przez długi czas, że znana mi miejscówka, gdzie łowiłem swoje rekordowe sandacze, odpali. Niestety, nic takiego nie nastąpiło. Muszę zmienić podejście i może uda się zakończyć sezon jakimś fajnym okoniem? Przy okazji będę rozglądał się za sandaczami, ale z lżejszym sprzętem. Dzisiaj rozpocząłem przygotowania do letnich okoni. Po dłuższej przerwie powstają poppery. Trzeba kilka o różnej charakterystyce pracy mieć w odwodzie. Są dni, że chcą gryźć popki, które robią dużo zamieszania w wodzie, a czasami nie ruszą nic innego, co nie ma subtelnej pracy. Niedługo będziemy świadkami kolejnej edycji "Perch Pro 8". Z ciekawością będę oglądał i doszukiwał się jakichś nowości w sprzęcie i przynętach. Chatterbait'y mam w pudełku, ale nie przekonałem się jeszcze do nich. Może wody, w których łowię, nie są przyjazne tym przynętom? I jak się nasze wyniki będą prezentować do "Perch Pro 8"?
-
Cześć. I jak panowie, dzieje się coś w sprawie sandaczy? U mnie chyba wygląda tak, że za bardzo chcę i wtedy nic nie wychodzi;) W ciągu tego tygodnia miałem kilkanaście brań i kilka drobnych sandaczy złowiłem (maks. 45 cm). Wczoraj na trzy pstryki dwa krótkie wciąłem. Dwie fajne ryby na początku tygodnia niestety straciłem. Jednego pod samą ręką, drugiego nie widziałem. Spiął się po kilku sekundach. W tym roku, mało chodzę/szukam, a sezon jest dla mnie dziwny i słaby. W przeciwieństwie do kilku znajomych, u których widziałem sporo fajnych ryb z tego sezonu:) Serdecznie ich pozdrawiam i gratuluję wyników 👍
-
Prorok, czy co?:))) Kilka pstryków, chyba o białoryb. Jedno, możnaby powiedzieć, że branie, dwie gumy w pudełku mniej i to na dzisiaj tyle, co zwojowałem:)
-
Hello https://wroclaw.pzw.org.pl/cms/27021/2020 https://wroclaw.pzw.org.pl/cms/27884/2021
-
Pięć godzin mija, a tu nic🤭
-
Aalbatross, wstawiamy do tabeli, czy czekasz na większe?:) ___________________ U mnie delikatna poprawa. Piątkowe równe 59 cm na ShadTeez Slim Fireflake 12 cm / 6 g. Branie około 19:30. Dzień wcześniej miałem większego, ale nie poszło tak jak trzeba i sandacz sobie odpłynął:) Tabela po korekcie wygląda tak: 1. Budek 90 + 74 = 164 2. RafalWR - 67 + 88 = 155 3. oldBolo 62 + 52 = 114 4. jaceen 59 + 54,5 = 113,5 5. ... 👊
-
Mnie za dziwaka pewnie co niektórzy uważają, bo w kółko to samo powtarzam:) __________________________________ A w sobotę, gdy ktoś ma wolne i będzie się zastanawiał przy porannej kawie, co robić? To jest tylko jedna odpowiedź. Chyba nie trzeba mówić jaka:) Mnie w piątkową noc trochę się poszczęściło i w końcu fatum ze mnie spadło. Nie jest to, na co czekam, ale mały krok ku lepszemu zrobiony. To, co wcześniej Lechur1 pisał, mam miejsce znane od lat i wiem, że musi przyjść moment i kabany odpalą. Byleby nie było dużej presji i żeby szczęścia nie zabrakło. Rybki złowione około godz. 18:00 i 19:30 na gumę Westin ShadTeez Slim Fireflake 12cm/6g. Wcześniej wszelkie kolory marchewkowe dawały, a raczej drażniły ryby;)
-
Postępuję mniej więcej w taki sposób. Jeżeli jest to prosty odcinek rzeki, bez główek, rynien, taka "autostrada, jak wspomniałeś, to próbuję tylko w godzinach, kiedy sandacze wyskakują na posiłek. Jest to krótka chwila. Czasami trwa to kilkanaście minut, czasami rozciągnie się do godziny, lub trochę dłużej. Nic odkrywczego, jeżeli powiem, że ustawiam się na miejscówce przed zmierzchem, lub o świcie. Miejsca wybieram sprawdzone, takie, w których miałem sukcesy. Najczęściej są to okolice połączeń głównego koryta z kanałami, starorzeczami, portami itp. Teraz ryba się grupuje w duże ławice i prawdopodobnie kręci się w pobliżu miejsc do przezimowania. W każdej chwili, gdy warunki się zmienią na b.niekorzystne, to w krótkim czasie znajdą tam schronienie. Drapieżniki to wiedzą i ustawiają się, albo na drodze do tych miejsc, albo robią wypady w kierunku ławic. Tam, gdzie jeszcze żerują, bo muszą:) Jak jestem w terenach, gdzie rzeka ma wiele ukształtowań (ostrogi, zakręty, doły, zwaliska, burty, klatki itp.), to pozwalałem sobie na poszukiwania przez cały dzień. Dłubałem je w różnych trudnych miejscach, które rybom dawały schronienie i okazję do ataku w każdej nadarzającej się okazji. Zasada "aktywniejszego świtu i zmierzchu" również w takich miejscach obowiązuje. Tak, jest to możliwe w wielu sytuacjach. W takich miejscach może się to rozciągnąć nawet na kilometry. Ja tak wyobrażam sobie miejsca, gdzie łowię. Jednak te kilka ryb, czy kilkanaście, które są jakimiś odmieńcami i zachowują się wbrew ogólnej zasadzie, jeżeli taka istnieje, gdzieś się zakamuflują, gdzieś przykleją się do przybrzeżnych konarów, mini dołka, rynienki i przed zmierzchem, jednak wyruszą na żer. I to mi się czasami sprawdza:) To takie moje luźne obserwacje i doświadczenia z kilkunastu lat szukania sandaczy na wrocławskiej Odrze. W zasadzie w granicach miasta. Pamiętajcie, że łodzie i pontony z "telewizorkami" nie wszędzie wpłyną. I całe szczęście😎 Wczoraj jedno jedyne branie na ShadTeez Headlight 12 cm/10g. Dwie godziny łowienia między 20-22. Branie w ostatnich rzutach i sandacz +/-70 cm był w zasięgu ręki. Był🤏:))) 👊
-
Jeżeli mowa o kleniach;) We wtorek spotkałem się z kolegą z forum i co...? A to, że przy mnie łowi dwa fajne sandacze 60 cm, a ja robię tylko za fotografa:))) Wiem, że wędkarze to złośliwcy, ale tak się zachować wobec starszego pana?:))) Nad wodą było bardzo przyjemnie. Księżyc robił swoje, czyli klimat nocnej wyprawy. Łowiliśmy od godz. 16-20. Wracając, zatrzymałem się jeszcze w centrum Wrocławia i spróbowałem czymś lżejszym jeszcze uratować honor. W ciągu godziny mam trzy brania na gumkę Shad Teez Slim Headlight 7,5 cm na główce 3 g. Złowiłem kolejno, sandacza około 45, szczupaka pod 60 i klenia w granicach 45. Dzisiaj chyba powtórzę z innymi przynętami;) Może to tylko chwilowa sytuacja? We Wrocławiu też często to słyszę. Mam nadzieję, że to tylko jakiś grymas ryb i niedługo wróci do normy;) 👊
-
Cześć. Listopad bez większych zmian. Nastawiam się na sandacze a kończę szczupakiem. Sandacze owszem, trafiają się, ale bardzo skromne. Tym razem zadziałał Lunker City Shaker Atomic na główce 6 g. Dwa brania i dwie ryby 45 i 70 cm. Odra-Wrocław.
-
Przypominam sobie, że ile razy myślałem o miętusach, to już zaczynał się okres ochronny:))) Kiedyś jednak zmobilizowałem się i kilka złowiłem. Dużo szczęścia miałem, bo warunki sprzyjały. Było deszczowo, śniegowo, wietrznie, książkowo;) Zaglądnąłem na stronę PZW Okręg Wrocławski i mamy już tabelę z opłatami na 2022r. https://www.pzw.org.pl/wroclaw/wiadomosci/228407/60/tabela_skladek_na_2022_rok Przy okazji coś drgnęło w sprawie obietnic z roku 2017. Chodzi o oznakowanie minimalnej odległości zakazanej do wędkowania przy budowlach hydrotechnicznych piętrzących wodę. Jest napisane, że to kontynuacja. Ciekawe, gdzie już takie oznaczenia są? Kontynuacja? Widział ktoś takie oznaczenie? https://www.pzw.org.pl/wroclaw/wiadomosci/228305/60/oznakowanie_budowli_hydrotechnicznych_pietrzacych_wode
-
Na tyle godzin, co spędzam nad wodą, to "mizernie" jest delikatnie powiedziane. Co prawda jakieś skromne rybki się trafiają, ale były lepsze sezony. Wieści na gorąco z wody. Pięć brań i tylko jedna ryba. Oczywiście ostatnio szczupaki mnie doceniają. Jeszcze trochę pomarudzę nad wodą. Jest nieprzyjemny wiatr. Musiałem odpuścić kilka miejsc na korzyść spokojniejszych i bezwietrznych👊:)
-
Ja łowię na płytkiej wodzie ok. 1,5 m, aż do zimy sandacza da się złowić w nocy na płytkiej wodzie, w dzień na głębszej ok. 3 m. Oczywiście trudno porównać kilkanaście ha zbiornik na jakim łowię z dużym i głębokim jeziorem. Z tego co wiem na Czorsztynie jesienią łowi się raczej na głębokiej wodzie w okolicach zamków, ale lowiłem tam tylko raz- w tym roku bez sukcesów. Gdybyś chciał to dam Ci namiar na wypożyczalnię łodzi. Jej właściciel ma orientację gdzie łowić a łodzie porządne. Na Odrze w granicach Wrocławia, w ciągu dnia, łowię do dna z opadu. O świcie, jak przed i tuż po zmroku staram się chwilę łowić w pół wody. Nie rzadko, też pod powierzchnią, lub powierzchniowo. W poprzednim sezonie do 16 listopada większość brań miałem na powierzchniowe woblery pracujące do głębokości 0,5 m. Po szesnastym ucięło i ryba zeszła głębiej. Każdy sezon jest inny. Na sprawdzonych miejscach, gdy jest się często, to można zaobserwować jakieś prawidłowości. Gdy nosi mnie po różnych miejscówkach, to utrudnia sprawę. Prawdę mówiąc, nic wtedy nie wiem:))) W tym sezonie aktywności powierzchniowej nie zauważyłem. Łowię przeważnie przy dnie. Wyniki mizerne;)